autor: Artur Falkowski
Tom Clancy's Ghost Recon: Advanced Warfighter 2 - recenzja gry
Rok czasu zajęło twórcom z paryskiego studia Ubisoftu oraz ekipie Red Storm Entertainment przygotowanie kontynuacji gry, która okrzyknięta została pierwszym prawdziwie next-genowym tytułem na X360.
Rok czasu zajęło twórcom z paryskiego studia Ubisoftu oraz ekipie Red Storm Entertainment przygotowanie kontynuacji gry, która okrzyknięta została pierwszym prawdziwie next-genowym tytułem na X360. Jak zapewne wiecie, w dzisiejszych czasach nie jest to okres wystarczający na stworzenie od podstaw tytułu na wysokim poziomie. Na szczęście twórcy nie musieli zaczynać od początku. Wykorzystali silnik z poprzedniej części, lekko go podrasowali, opracowali nowe lokacje, misje i tryby rozgrywki, zadbali o to, by zarówno przeciwnicy, jak i nasi sojusznicy cechowali się nieco wyższą inteligencją, a następnie wydali swoje dzieło jako Tom Clancy’s Ghost Recon Advanced Warfighter 2, choć uczciwiej byłoby opatrzyć je numerkiem 1,5.
Sama gra nie odbiega zatem od tego, do czego przyzwyczaiła nas pierwsza część. W dalszym ciągu mamy do czynienia z przedstawioną w perspektywie trzeciej osoby, osadzoną w niedalekiej przyszłości strzelaniną mocno wykorzystującą taktyczny aspekt rozgrywki. Jako kapitan Scott Mitchell z oddziałów specjalnych Stanów Zjednoczonych zostajemy wysłani do Meksyku, gdzie wybuchła wojna domowa. Oczywiście, jak to w produktach sygnowanych nazwiskiem Toma Clancy’ego bywa, dość szybko lokalny konflikt urasta do rangi wielkiego zagrożenia nie tylko dla Meksyku, ale również dla jego północnego sąsiada.
Burmistrz miasta Ciudad Juárez, w którym toczy się znaczna część rozgrywki, nakazał konfiskatę egzemplarzy GRAW-a ze sklepów.
Naszemu bohaterowi nie było dane odpocząć po wyczerpujących wydarzeniach części pierwszej. Nie zdążył nawet nacieszyć się chwilą wolnego, kiedy przyszedł rozkaz: „mamy kłopoty, wyruszasz natychmiast”. Oczywiście nie będę w tym miejscu zdradzał wam fabuły. Powiem jedynie, że podczas naszej kampanii odwiedzimy nie tylko Meksyk, lecz również powalczymy na terytorium Stanów Zjednoczonych, dokładniej mówiąc w Teksasie. Akcja zmienia się w błyskawicznym tempie. W jednym momencie przekradamy się samotnie, zdejmując przeciwników za pomocą snajperki, by po chwili uczestniczyć w wielkim konflikcie, w którym obie strony posługują się czołgami, helikopterami i pojazdami opancerzonymi. Robi się głośno, dym i kurz przysłaniają słońce, a my musimy nie tylko przetrwać to piekło, ale również z uporem dążyć do wykonania naszych zadań. Te nie są może zbytnio zróżnicowane, ponieważ w większości przypadków opierają się na przeprowadzeniu naszej drużyny od punktu A do B i wyeliminowaniu po drodze wszystkich napotkanych przeciwników. Jeżeli jednak myślicie, że to nudne, jesteście w błędzie. Misje zostały tak pomyślane, by niemal co chwila trzeba było zmieniać taktykę działania. Na ekranie dużo się dzieje, należy wykazać się refleksem, ale również i zdolnością planowania w warunkach niezbyt sprzyjających długotrwałemu rozmyślaniu.
Planowanie i dowodzenie – ten właśnie aspekt gry uległ sporej zmianie w porównaniu z poprzednią częścią. Wszystko to za sprawą wprowadzenia nowszej wersji urządzenia komunikacyjnego Cross Com. Dzięki niemu możemy w każdej chwili przełączyć się na kamerę zainstalowaną na hełmach naszych podkomendnych albo w pojazdach, nad którymi objęliśmy dowodzenie. Korzystając z tego udogodnienia możemy lepiej koordynować działania naszych żołnierzy, łatwiej podejmować akcje mające na celu oflankowanie przeciwnika, czy też zdalnie sterować całą akcją, samemu pozostając w bezpiecznym ukryciu.