Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 listopada 2004, 09:04

autor: Piotr Szczerbowski

Soldner: Secret Wars - recenzja gry

Wśród gier FPP znajdują się pozycje rewolucyjne, zwyczajne oraz kiepskie. Ostatnie miesiące to czas, w którym ukazało się wiele dobrych tytułów. Soldner jednak wybija się z tego tłumu, oferując średnią grywalność oraz kiepską jakość samego programu.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Wśród gier FPP znajdują się pozycje rewolucyjne, bardzo dobre, zwyczajne oraz kiepskie. Ostatnie miesiące to czas, w którym ukazało się wiele bardzo dobrych tytułów. Soldner jednak wybija się z tego tłumu, oferując średnią grywalność oraz kiepską jakość samego programu.

Fabuła – zbędny element

Jest rok 2010. Specjalnie przeszkolone grupy uzbrojonych po zęby komandosów, zwane Solnderami, toczą ze sobą bitwy na całym świecie. Taka stosunkowo mało apokaliptyczna wizja to wprowadzenie do historii opowiedzianej w grze. W zasadzie to jest cala historia opowiedziana w grze – jeśli liczyłeś na jakiś wysublimowany scenariusz rodem z filmów akcji, to niestety trafiłeś pod zły adres.

Trudno powiedzieć, kto jest adresatem Soldnera. Mimo losowo generowanej kampanii dla pojedynczego gracza, Soldner nastawiony jest w głównej mierze na rozgrywkę multi-player. Jednak ani w singlu, ani też w multi gra nie spisuje się jakoś nadzwyczajnie. Owszem, posiada kilka ciekawych elementów urozmaicających zabawę, jednak nawet kilkudziesięciomegabajtowe łaty nie są w stanie poprawić błędów oraz problemów z grą.

Życie najemnika

Soldner to pseudo symulacja najemnika, człowieka który za pieniądze ryzykuje swoje życie, odwiedzając najbardziej niebezpieczne zakątki kuli ziemskiej. Tam zazwyczaj czeka na niego dobrze uzbrojona grupa oponentów, której oddział złożony z jednego lub z kilku sojuszniczych najemników musi stawić czoła.

W miarę postępów w grze, do oddziału zostaną przydzieleni nowi komandosi, którymi będzie można dowodzić. Ich pomoc może okazać się potrzebna, gdyż w misjach autorzy ustawili poprzeczkę poziomu trudności nie na inteligencji komputerowych przeciwników a na ich ilości. Tak więc starcia będą przypominały poniekąd urywki filmów pokroju Rambo. I podobnie jak w hollywoodzkich produkcjach, tak i podczas gry oponenci sami będą pchali się nam pod lufę.

O inteligencji przeciwnika słów kilka

AI w Soldnerze to sprawa dyskusyjna. Jest czy może jej nie ma? Na pewno zadasz sobie to pytanie, bawiąc się w kampanię.

Jeśli wróg ma w swoim dowodzeniu jakiś pojazd, to będzie jeździł dookoła z maksymalną prędkością, najczęściej kończąc na drzewie lub też budynku. Całkiem nieźle uśmiałem się, gdy podczas ataku na grupę czołgów część z nich dobijała do siebie, kilka jeździło bez celu uszkadzając rosnące w okolicy drzewa i budynki. Ale najlepszy był pojazd opancerzony piechoty, który jakimś cudem... wjechał do wnętrza budynku i utknął w jednym z pomieszczeń na dobre.

Może się też zdarzyć, że natkniesz się na oponenta pozbawionego czterech kółek (lub dwóch gąsienic). Tutaj również nie możesz liczyć na nudę – zapewne spotkasz go biegającego po całej mapie lub też znajdziesz zablokowanego na schodach czy w jakimś budynku. Jeśli go nie zabijesz, to możesz go sobie darować, nie przeszkodzi Ci w wykonywaniu zadania.

Gramy!

Przede wszystkim na dzień dobry możesz ustalić sobie wygląd własnego Soldnera. Mimo szczerych chęci i parunastu minut starań, nie mogłem doprowadzić swojego komputerowego alter ego do w miarę przyzwoitego wyglądu. Dobrałem odpowiedni zestaw (a można wybrać wiele rzeczy, od stroju po takie szczegóły, jak buty czy nakrycie głowy) i odpaliłem kampanię. Dynamiczną kampanię.

Dynamika oznacza tutaj, że dostępne misje będą generowane automatycznie jako kombinacja 3 możliwych rodzajów zadania oraz 3 celów, o jakie będzie toczyć się walka. Zadania polegają na zniszczeniu celu, jego wywiezieniu lub też sprawdzeniu sytuacji. Cele to jakiś przedmiot, pojazd lub też człowiek. Tak więc opcji jest 9, a ich akcja toczy się na kilku różnych (z wyglądu i budowy geologicznej) terenach.

Grę rozpoczynamy na swoim terenie. To miejsce, w którym można wybrać jedną z przeważnie 3-4 dostępnych misji. Po dokonaniu wyboru zabawa zaczyna się na dobre. W innej bazie (na terenie, na którym rozgrywa się misja) musisz dobrać odpowiednie uzbrojenie oraz ewentualny pojazd, po czym ruszyć w bój.

Uzbrojenia jest cala masa, bo niemalże 70 rodzajów różnego rodzaju automatów, pistoletów czy karabinów snajperskich. Nie zabraknie wyrzutni rakiet, bardzo przydatnej do zwalczania celów opancerzonych. Podobnie sytuacja ma się z pojazdami: poza tymi naziemnymi, jak szybkie jeepy i ciężarówki czy też pojazdy opancerzone lub czołgi, możesz skorzystać z latających. Opancerzone lub zwiadowcze helikoptery są jednak bardzo trudne w sterowaniu i trenowanie lądowania zajmie Ci sporo czasu. Ja początkowo po prostu skakałem na spadochronie, gdyż lądowania źle się dla mnie kończyły. Pojazdy prowadzi się dobrze, jednak fizyka gry nie została zbytnio dopracowana. Pojazdy zachowują się czasami nierealnie, nie „czuć” ich ciężaru i ich zachowanie w niektórych sytuacjach (np. wjazd z dużą prędkością na wzniesienie czy ostry zakręt czołgiem) jest dalekie od ideału.

Jeśli chodzi o drużynę, to ona ma za zadanie pomóc Ci w sterowaniu pojazdami oraz pośrednio w wykonywaniu zadań. Wiadomo, co dwa karabiny, to nie jeden. Jednak inteligencja twoich towarzyszy również nie stoi na najwyższym poziomie i często będą przeszkadzać, zamiast pomagać.

Misje są nudne. Po wykonaniu kilku zaczynają być do siebie łudząco podobne, a kiepskie AI tylko pogarsza sprawę. Samo pokonanie drogi od bazy do miejsca przeznaczenia jest bardzo nużące i trwa czasami kilka minut. Nawet najszybsze pojazdy poruszają się bardzo powoli, co zaczyna po pewnym czasie stresować, zamiast bawić.

Zabawa wieloosobowa

Teoretycznie Soldner miał być konkurencją dla Battlefield Vietnam oraz Joint Operations. Huczne zapowiedzi o maksymalnej liczbie 128 naraz rywalizujących graczy pozostały w sferze marzeń. Aktualnie dostępne mapy oferują zabawę maksymalnie dla 32 graczy, chociaż autorzy w łatkach starają się tę sytuację naprawić. Sama rozgrywka mimo zasad zbliżonych do innych gier tego typu (oznaczanie konkretnych terenów jak w BF), prezentuje się raczej średnio.

Dynamiczne środowisko

Bardzo ciekawym elementem Soldnera jest możliwość modyfikacji wirtualnego świata. Pociski dużego kalibru zostawiają dziury w ziemi (oczywiście nie wygląda to zbyt realistycznie i przypomina pogłębianie terenu w grach typu The Sims czy Transport Tycoon). Budynki można niszczyć, a drzewa przewracać. Oczywiście i tutaj realizm to rzecz umowna. Budynek nagle staje się ruiną, zwalone drzewo może na stałe zablokować twój pojazd.

Czy warto?

Obcowanie z Soldnerem to jak zabawa z ogniem. Na początku może być ciekawie i intrygująco, ale jak się poparzysz, już więcej się do niego nie zbliżysz. Masa błędów w grze, niedopracowana fizyka oraz inteligencja komputerowych przeciwników przyćmiewają spory arsenał oraz bardzo dużą ilość pojazdów. Gra szybko się nudzi i nawet zabawa wieloosobowa nie należy do najprzyjemniejszych. Na rynku jest wiele ciekawszych pozycji o podobnej tematyce, jak te wymienione powyżej. Soldner aktualnie nie posiada dystrybutora w Polsce. I to chyba jedyny optymistyczny akcent w zakończeniu, jaki przychodzi mi do głowy.

Piotr „Zodiac” Szczerbowski

PLUSY:

  • możliwość deformacji środowiska gry;
  • spora ilość uzbrojenia i pojazdów.

MINUSY:

  • niedopracowana fizyka gry;
  • masa błędów;
  • tryb pojedynczego gracza szybko się nudzi;
  • rozgrywka wieloosobowa na średnim poziomie.
Soldner: Secret Wars - recenzja gry
Soldner: Secret Wars - recenzja gry

Recenzja gry

Wśród gier FPP znajdują się pozycje rewolucyjne, zwyczajne oraz kiepskie. Ostatnie miesiące to czas, w którym ukazało się wiele dobrych tytułów. Soldner jednak wybija się z tego tłumu, oferując średnią grywalność oraz kiepską jakość samego programu.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.