Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 23 stycznia 2004, 13:44

autor: Bolesław Wójtowicz

Broken Sword: The Sleeping Dragon - recenzja gry

Trzecia część przygodowej serii Broken Sword. Ponownie wcielamy się w rolę George’a i Nico (bohaterów znanych z poprzednich części) i podążamy śladem tajemniczej historii sięgającej czasów średniowiecza.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Nie uskarżajcie się, bracia, jeden na drugiego, byście nie popadli pod sąd. Oto sędzia stoi przed drzwiami. - J k 5, 9

Na nic zdało się tłumaczenie naczelnemu, że ja do tej pory nie zajmowałem się relacjami z sal sądowych i nie mam bladego pojęcia jak do tego się zabrać. “Masz iść i słuchać o czym tam mówią, a potem napiszesz mi zgrabny tekst” - powiedział i w słuchawce usłyszałem sygnał ciągły, co jednoznacznie świadczyło o tym, że osoba po drugiej stronie nie ma nic więcej do powiedzenia. Odłożyłem z należną czcią słuchawkę, zabrałem magnetofon z szuflady i powlokłem się do budynku sądu. Tak na dobrą sprawę nie wiedziałem nawet, co jest tematem rozprawy, kto został oskarżony i jakie to niecne czyny są mu zarzucane. Z krótkiej, aczkolwiek bogatej w treści rozmowy z naczelnym (oby żył wiecznie – w ciekawych czasach....), zapamiętałem, że sprawa rozstrzygana będzie w sali numer 32, na trzecim piętrze tego obrzydliwego gmaszyska w neokolonialnym stylu, o godzinie mniej więcej 11.45.

Dowlokłem się tam około południa. Liczyłem na to, że rozprawa toczyć się już będzie swoim rytmem, a ja wysłucham jedynie wyroku, co pozwoli mi jednocześnie na szybkie odwalenie pańszczyzny i małe jasne w drodze powrotnej do redakcji. Niestety, na miejscu okazało się, że nastąpiło niewielkie opóźnienie i Wysoki Sąd zwlecze się na wyznaczone miejsce dopiero za jakieś pół godziny. Cóż robić, trzeba jakoś zagospodarować ten czas... Uważnie rozejrzałem się po korytarzu. Moją uwagę przykuł facet, który wyglądał na papugę..., to znaczy chciałem powiedzieć, na obrońcę. Dlaczego? Oprócz ogromnej sterty dokumentów dzierżonej w drżącej dłoni, dodatkowo świadczyła o tym zielona lamówka na kołnierzu... Może warto pogadać z gościem? Przynajmniej dowiem się, o co tu biega...

Podszedłem ostrożnie do adwokata:

- Dzień dobry, panie mecenasie.

- Dzień dobry – burknął, rozglądając się nerwowo – Czego pan chce?

- Jestem z prasy, a mój naczelny to bardzo nerwowy człowiek, więc może zechciałby pan naświetlić mi, tak pokrótce, co jest tematem dzisiejszej rozprawy – mój służbowy uśmiech potrafił czynić cuda...

- Jak to, przysłali pan do sądu, nie informując nawet, jaka sprawa będzie rozpatrywana?!

- Cóż, wie pan, dzisiejsze czasy, ten ciągły pośpiech, stale coś się dzieje...

- Ech, rozumiem, początkujący? – czyżbym ujrzał politowanie w jego spojrzeniu?

- Nie, skąd – żachnąłem się - Po prostu kolega, specjalista od spraw sądowych, dzisiaj nie mógł...

- Dobrze, niech pan sobie daruje – machnął niecierpliwie ręką – Powiem panu, co staje dzisiaj na wokandzie. Po prostu prokuratorowi odbiło...

Trzasnęło, błysnęło, a ja oczami wyobraźni ujrzałem nagłówki: “Prokurator niespełna rozumu”..., “Niewinność w okowach”..., “Szalony prokurator oskarża”...

- Halo, pobudka redaktorku, to nie to, o czym pan myśli – uśmiechnął się przebiegle – Sprawa jest dość prosta...

- To o co w końcu chodzi?!

- Mówiąc, że prokuratorowi odbiło, miałem na myśli fakt, że jak do tej pory nikt nie odważył się, by oskarżać grę komputerową...

- CO?! GRĘ?!

- Niech pan tak nie krzyczy! Bo widzisz, przyjacielu, jest tak...

W tym momencie otworzyły się drzwi z sali sądowej i woźny wrzasnął:

- Do sprawy numer BS3/12/03...

Nawet przez myśl mi nie przeszło, że te tłumy wypełniające korytarze sądu czekają na tę jedną rozprawę. Prawdziwe pospolite ruszenie naparło na drzwi sali sądowej próbując zająć jak najlepsze miejsca. Cóż było robić, wykorzystując łokcie, kolana i wszystko inne, co w danej chwili mogło być przydatne, udało mi się wywalczyć miejsce w pierwszym rzędzie. Zyskałem dzięki temu sposobność, by uczciwie i w miarę rzetelnie zrelacjonować tę, przyznacie dość nietypową, sprawę.

Po kilkunastu minutach na salę wtoczył się sędzia oraz ława przysięgłych. Błyskawicznie potraktowano całą procedurę wstępną, dzięki czemu stosunkowo szybko dane mi było usłyszeć, co tak naprawdę stanowi sedno sprawy.

Usłyszałem coś takiego:

Naród przeciwko twórcom gry zatytułowanej Broken Sword – The Sleeping Dragon. Za to, że...”. Musiałem mieć niezłą minę, kiedy usłyszałem cały akt oskarżenia. Litości, rzeczywiście komuś tu nieźle odbiło. Oskarżać grę komputerową, a właściwie jej twórców, o to, że stworzono ją w pełnym 3D (cokolwiek to znaczy) i nie tak, jak oczekiwali niektórzy?! Rety, dokąd zmierza ten świat?! Co za bzdura... Zaraz, kto tu jest oskarżycielem posiłkowym? Związek Przyjaciół Klasycznych Gier Przygodowych... Cóż to za twór?! Oj, chyba muszę uważniej przyjrzeć się temu całemu bałaganowi...

Ale cisza, bo oto o zabranie głosu sąd prosi oskarżyciela.

Oskarżyciel: Wysoki Sądzie! Szanowni przysięgli! Staję oto przed Wami w imieniu setek tysięcy, a być może nawet milionów, miłośników gier przygodowych. Tych zwykłych, szarych użytkowników gier komputerowych, których jedynym marzeniem jest, by nikt nie odważył się naruszyć tego, co w ich rozumieniu jest dobre, wspaniałe, doskonałe... Aby nikt nie zmieniał ich gier... Czy to aż takie nadzwyczajne wymagania? Nie. Wystarczy uszanować ich wolę, nie ruszać tego, co wcale nie wymaga udoskonaleń, by wszyscy miłośnicy gier komputerowych, a w szczególności ich najszlachetniejszej odmiany, czyli gier przygodowych, żyli w pokoju i pełnej symbiozie. Niestety, firma Revolution Software musiała wsadzić kij w mrowisko i poróżnić graczy... I z tego też powodu znaleźliśmy się w tej oto sali...

Obrońca: Wysoki Sądzie, pozwolę sobie zaprotestować i określić oskarżenia Szanownego Prokuratora jako zupełnie bezpodstawne. Gra, stworzona przez wspomnianą wcześniej firmę, jest dziełem znakomitym, spełniającym marzenia i oczekiwania milionów graczy na całym świecie, co niezbicie udowodnię w trakcie dalszej rozprawy...

Hm, odniosłem wrażenie, że Wysoki Sąd obrzucił obydwu interlokutorów niezbyt przychylnym spojrzeniem. Wydawało mi się przez ułamek sekundy, że sędzia miał ochotę powiedzieć: “Co to, do diabła, są gry komputerowe?!”... Ale to chyba było tylko złudzenie, gdyż zza sędziowskiego stołu, dobiegło krótkie “Proszę zaczynać...”.

Oskarżyciel: Wysoki Sądzie! Szanowna ławo przysięgłych! Zacznę więc od naświetlenia, pokrótce oczywiście, fabuły gry, o której dzisiejszego dnia jeszcze wielokrotnie będziemy wspominać. Jest ona banalnie prosta, by nie rzec prostacka...

Obrońca: Sprzeciw, Wysoki Sądzie, to jest...

Sąd: Sprzeciw odrzucony. Proszę kontynuować...

Odniosłem wrażenie, że po twarzy prokuratora przebiegł uśmiech. Zapewne nie tylko mnie wydało się, iż sędzia jest stronniczy, a prokurator wygrał pierwsze starcie. Zobaczymy, co będzie dalej...

Oskarżyciel: Proszę, oto cała fabuła: George i Nicolette, para znana z dwóch poprzednich, znakomitych zresztą, gier wydanych przez tego samego producenta, znów musi poprowadzić śledztwo w pewnej tajemniczej sprawie. Ot, taka normalka, jeśli chodzi o gry komputerowe, czyli po prostu muszą ratować świat... Tym razem, to źli Templariusze pod wodzą niejakiego Susarro, chcą uwolnić moc Śpiącego Smoka i przejąć władzę nad ludzkością, a dwójka młodych bohaterów musi połączyć swoje siły, by temu zapobiec... Bzdura, prawda?!

Obrońca: Ależ Wysoki Sądzie, przecież to gra! Wszak nie od dziś wiadomo, że fabuły gry nie muszą mieć wiele wspólnego z tym, co realne i mające odniesienie w rzeczywistości. Przecież i w poprzednich częściach, chwalonych przez pana prokuratora, tak było... Dlatego, moim jakże skromnym zdaniem, śmiało można przyznać, że fabuła Broken Sword 3 należy do jednych z lepszych, jakie napisano dla gry komputerowej. Zwłaszcza, że w bardzo prosty, a jednocześnie logiczny sposób, wiąże się ona z poprzednimi częściami. I to jest jej największa zaleta. Autorzy tej opowieści poprowadzą nas wąskimi ścieżkami historii, która swój początek bierze w zielonym piekle Kongo, by następnie toczyć się w mrocznych zaułkach Paryża, małomiasteczkowych zakątkach świętego Glastonbury, salach praskiego zamku, ruinach Egiptu i... Nie, wszak wystarczy tego wymieniania, gdyż pozbawiłbym przyjemności wielu potencjalnych nabywców tego dzieła...Dodam jeszcze, iż...

Sąd: Sąd pragnie pouczyć pana mecenasa, że na tej sali, mojej sali, bardzo źle jest widziane przerywanie drugiej stronie. Dlatego też radzę na przyszłość nie zapominać o tym...

Oho, papuga ma przechlapane... Zaraz, jak ja to miałem zamiar zatytułować? “Game is over”? Tak, to może być niezłe...

Wykorzystując chwilkę konsternacji, jaka zapanowała na sali po wypowiedzi sędziego, rozejrzałem się dyskretnie dookoła. Natychmiast moją uwagę przykuła boskiej urody brunetka, która siedziała tuż obok mnie. Rety, jak ja mogłem jej wcześniej nie zauważyć! Dla takiej kobiety warto podpalić świat... Ten pajac, lalusiowaty blondynek w niechlujnym stroju, siedzący nieopodal z cwaniacką miną, zdawał się nie zauważać tego cudu natury jaki dobry los mu zesłał.

Widać mój natarczywy wzrok zadziałał, gdyż zostałem obdarowany przez tę wspaniałą kobietę najwspanialszym uśmiechem jaki w życiu widziałem... Niestety, zaraz za nim powędrował w moją stronę pełen wzgardy grymas, który pojawił się na twarzy blondyna. Swoją drogą ciekawe, odniosłem wrażenie, iż tych dwojga coś łączy...

Oskarżyciel: Kolejnym, jeśli nie najważniejszym, elementem aktu oskarżenia, na który pragnę zwrócić uwagę Wysokiego Sądu, jest oprawa graficzna gry. O ile tylko szanowna ława przysięgłych zechce skierować swój wzrok na ten oto ekran monitora... I cóż my tu widzimy? Paskudne, pastelowe kolorki, wykonane w tak zwanym 3D, co zdaniem moim i moich klientów, jest zabójstwem dla gier przygodowych i stanowi podstawę naszego oskarżenia. Nic tak skutecznie nie potrafi popsuć zabawy jak fatalna, brzydka i niechlujna oprawa graficzna.

Obrońca: Wysoki Sądzie, przecież to skandal! Nie wiem, co pan prokurator dzisiaj zażywał, ale odnoszę nieodparte wrażenie, że nie było to nic dobrego dla jego zdrowia. Przecież wystarczy spojrzeć na ekran, by zobaczyć rewelacyjną oprawę graficzną gry. Uczciwie powiem, że kiedy pierwszy raz usłyszałem zapowiedzi, iż kontynuacja Broken Sworda zostanie przeniesiona w środowisko 3D, byłem kompletnie zdruzgotany. Wstępne obrazki z gry też nie nastrajały optymistycznie... Ale kiedy sam, na swoim komputerze, zainstalowałem grę, z czystym sumieniem mogłem powiedzieć, że racja była po stronie zespołu Revolution Software. Uważam, iż stworzyli znakomite dzieło, którego oprawa graficzna należy do najlepszych, jakimi zostały obdarowane gry przygodowe...Znakomite barwy, cieniowanie, efekty świetlne, odwzorowanie głównych bohaterów ze szczególnym uwzględnieniem sposobu poruszania się Nico (wierzcie mi państwo, to może każdemu facetowi przyśnić się w nocy), a całość utrzymana w trójwymiarowej konwencji... Miód, malina, daję słowo...

Mecenas zaczyna sobie pozwalać... Może jeszcze trzeba będzie pomyśleć nad tym tytułem do artykułu?! Zanosi się na to, że sprawa jeszcze nie jest rozstrzygnięta... Zaczynałem powoli żałować, że jedyną grą w jaką grałem, a nawet byłem w niej mistrzem podwórka, był Pac Man...

Ależ ta brunetka ma oczy... Studnia bez dna, w której świat utopię... Co ja plotę?! Lepiej skupię się na tym, co właśnie przedstawia prokurator...

Prokurator: ...i dlatego uważam, że karygodnym pomysłem ze strony twórców gry była całkowita rezygnacja z myszki. Przecież każdy, kto kiedykolwiek grał w jakąkolwiek grę wie, że sterowanie przy pomocy tego urządzenia jest zdecydowanie wygodniejsze...

Po co męczyć się z kilkunastoma klawiszami, skoro można swojej wirtualnej postaci wydać wszystkie polecenia jednym kliknięciem?! Bieganie przy użyciu klawiszy kierunkowych nieodmiennie powoduje notoryczne wpadanie na ściany, kierowanie się tam, gdzie akurat wchodzić nie powinniśmy, zderzanie się z elementami scenografii lub innymi postaciami, pomyłki i frustracje u graczy. Niewygodne, niepraktyczne, szkodliwe dla przeciętnego użytkownika...

Obrońca: Wygląda na to, że my, panie prokuratorze, graliśmy w dwie, całkowicie różne gry. Cóż też pan wygaduje?! Wystarczy ledwie chwilka i nawet niezbyt zdolne dziecko potrafi nauczyć się sterowania. Klawisze kierunkowe, kilka przycisków dla interakcji z otoczeniem... i to wszystko. To takie skomplikowane?! Podejść do muru i nacisnąć wskazany przez program klawisz, a resztę wykona nasz bohater?! Trudne?! Owszem, może się zdarzyć, że biegnąc lub wykonując jakieś elementy zręcznościowe skierujemy postać w inną niż zamierzaliśmy stronę, co stanie się powodem, by zaczynać ten etap jeszcze raz, ale cóż w tym dziwnego? Człowiek jest omylny... Pozwolę sobie zauważyć, że tak prostego, wygodnego i łatwego w użytkowaniu systemu sterowania przy pomocy klawiatury nie widziałem w zbyt wielu grach...

Oskarżyciel: Ha, właśnie, skoro pan mecenas zechciał poruszyć ten temat, porozmawiajmy chwilkę o elementach zręcznościowych...

Prokurator sięgnął po podaną mu przez jednego z oskarżycieli posiłkowych kartkę i uśmiechając się złowieszczo, powiedział:

Oskarżyciel: Elementy zręcznościowe... W grze przygodowej... Zdaniem moich klientów jest to największe szarganie świętości. Sama idea gier przygodowych zasadza się na logicznym myśleniu, a nie wielokrotnym przeskakiwaniu nad przepaścią, czy też powtarzaniu po raz setny ucieczki przed kulą pistoletową. Niestety, z przykrością muszę zauważyć, iż twórcy BS3 zawarli w tej grze tyle elementów zręcznościowych, iż mnie osobiście odechciało się w to grać...

To skakanie po kamieniach, uciekanie przed samochodami czy desperatkami z pistoletem, wspinanie się na dachy i rusztowania, a nawet wymachiwanie patelnią... Bzdury, Wysoki Sądzie, które dobre są dla zdziecinniałych konsolowców, a nie dla miłośników gier, przy których szare komórki pracują pełną parą.... I te paskudztwa... (tu prokurator nachylił się w stronę swoich oskarżycieli posiłkowych siedzących z zaciętymi minami) ...skrzynie oraz paczki...!

Obrońca: Wysoki Sądzie! Nie mam najmniejszego pojęcia, jakie są umiejętności manualne pana prokuratora, ale odnoszę wrażenie, że żona z niego nie jest zadowolona...

Sąd: Pan sobie za dużo pozwala, panie mecenasie!

Obrońca: Najmocniej przepraszam, ale bzdury, które wypowiedział tu prokurator, poruszyły mnie do żywego. Elementy zręcznościowe są trudne?! Idiotyzm... Każdy, kto tylko chwilkę pomyśli, nie będzie musiał powtarzać tych fragmentów więcej niż dwa, góra trzy razy... Moja kilkuletnia córka grała w tę grę i nie miała większych problemów! Owszem, szczerze przyznam, iż element, o którym wspomniał prokurator, a mianowicie nudne przesuwanie skrzyń i paczek, również i mnie kilkukrotnie zdenerwował, ale sądzę, że także i tu parę razy należało wykazać się umiejętnością logicznego myślenia. Oprócz tego, a jest to rzecz nadzwyczaj ważna w grze przygodowej, nikt nie wymaga od nas, w przypadku śmierci bohatera, zaczynania gry od początku... Możemy spokojnie zapisać grę w dowolnym momencie, a jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli, to zwyczajnie powtarzamy ten fragment, tuż od początku konkretnego zdarzenia. Proszę mi wierzyć, lepiej rozwiązać tego naprawdę nie można było...

Chłopaki zaczęli na dobre się rozkręcać... Nawet sędzia przybrał zaciekawioną minę, a w przysięgłych jakby wstąpił nowy duch... Niektórzy, toż to szok, zaczęli się budzić! Zauważyłem, że obrońca coraz częściej spogląda w stronę mojej ślicznej sąsiadki i daje jej jakieś znaki... A cóż ona może mieć wspólnego z tą sprawą?! Ciekawe... Blondyn, nonszalancko rozwalony w ławce, ziewał w najlepsze, nie przejmując się nikim i niczym... Muszę przyznać, że ta sprawa, coraz bardziej zaczynała mnie intrygować...

Oskarżyciel: A zagadki, co pan powie na zagadki?! Wszak tego rodzaju łamigłówki rozwiązuje siedmiolatek...

Obrońca: O, bez obrazy, panie prokuratorze, ale sądzę, iż z niektórymi nawet pan by sobie nie poradził... Owszem, nie jest to może Myst, czy ten polski, piekielnie trudny Schizm, ale niechże pan nie przesadza. Również w BS3 jest kilka takich miejsc, gdzie szare komórki będą miały co robić... Nikt nie będzie wymagał, by nie przesypiał pan nocy próbując znaleźć rozwiązanie, ale w kilku miejscach można spędzić chwilkę szukając odpowiedniego wyjścia z sytuacji...

Oskarżyciel: Kolejny, jakże istotny, punkt oskarżenia... Oprawa dźwiękowa, muzyczna, czy jak to tam określimy... Toż tego słuchać się nie da! Mętna muzyczka, nie pasująca do wydarzeń na ekranie, jakieś tam efekty dźwiękowe, które zupełnie nie współgrają z otoczeniem... A na koniec, ci aktorzy... Pożal się, Panie Boże, że to rzeczywiście jacyś aktorzy... Dyletanci, amatorzy, i w ogóle szkoda słów...

Obrońca: Widzę, że panu prokuratorowi zaczyna brakować sensownych argumentów... Myślę, że akurat do oprawy dźwiękowej nie można zbytnio się przyczepić... Owszem, niektórym z nas słoń nadepnął na ucho, ale...

Sąd: Ostrzegam, po raz ostatni, panie mecenasie....

Czy mi się wydawało, czy też sędzia ledwo tłumił śmiech...?! Tak jak zresztą połowa widzów na sali...

Obrońca: Tak, tak, przepraszam, ale... No, dobrze. Oprawa dźwiękowa gry, moim zdaniem, jest znakomita. Wiem, ktoś może powiedzieć, że wszak zapłacono mi, bym tak mówił... Nic bardziej mylnego. Kiedy pierwszy raz usłyszałem muzykę, której twórcą jest Ben McCullough, oniemiałem... Coś naprawdę wspaniałego i niezwykle adekwatnego do wydarzeń, których jesteśmy świadkami podczas rozgrywki na ekranie. Efekty dźwiękowe również nie odstają poziomem od normy, chociaż może nie powalają na kolana. Pod tym względem po prostu jest przyzwoicie. Teraz kilka słów na temat aktorów... Wspaniały głos Nico, jankeska pewność siebie George’a, groza w głosie Susarro... Długo by wymieniać... Zresztą, jeśli Wysoki Sąd Sobie życzy...

Sąd: Nie, nie życzy sobie... Chciałbym przypomnieć obydwóm stronom, że to ma być krótki proces i dzisiaj ma on znaleźć swój koniec...

Proszę więc, by zechcieli panowie, w całej swojej łaskawości, przejść od nudnego licytowania na argumenty, do przesłuchania świadków... Proszę, może wyjątkowo pan zacznie, panie mecenasie...

Na sali zapanowało nerwowe podniecenie... Nawet blondyn przestał ziewać i otworzył oczy. Wszyscy skupili uwagę na biednym obrońcy, który nerwowo wystękał:

Obrońca: Na świadka powołuję... panią Nicolette Collard!

Hałas, jaki zapanował na sali, zagłuszył bardzo skutecznie dźwięk wydawany przez sędziego, walącego młotkiem w stół. Wszyscy widzowie zaczęli się rozglądać, wypatrując wezwanego świadka. Nagle, powolnym, a jakże powabnym ruchem, z ławki podniosła się... moja cudowna sąsiadka. Ruszyła... co ja gadam, ona popłynęła ku miejscu dla świadków... Ten ruch bioder... Delikatny uśmiech na twarzy... Tak, ten proces został już rozstrzygnięty... Bez dwóch zdań!

Nico usiadła na krześle, a męska większość wśród przysięgłych nie mogła oderwać wzroku od jej ust. Byłem pewny, iż uwierzą we wszystko, co tylko zechce wypowiedzieć...

Obrońca: Czy przysięga pani... Oczywiście, że tak... Zadam pani tylko jedno pytanie... Czy zdaniem pani firma Revolution Software, zdołała wiernie odwzorować wszystkie pani oraz pana Stobbarda przygody, które przeżyliście w trakcie zmagań z, mówiąc oględnie, wyznawcami Śpiącego Smoka? Wszak jesteście najbardziej kompetentnymi osobami do rozstrzygnięcia tego sporu...

Nico: Powiem tak... Dziękujemy, Revolution Software! Za wszystko, co dla nas i dla milionów graczy na całym świecie wykonaliście. Gra jest wspaniała i wiernie oddaje...

Ten uśmiech, poparty delikatnym trzepotem rzęs, zwalał z nóg... Szum na sali zagłuszył dalszą wypowiedź Nico... Ja jednak nie musiałem już czekać na wyrok, gdyż byłem święcie przekonany, a zwłaszcza bardzo jasno wskazywała na to mina prokuratora i oskarżycieli posiłkowych, że ten proces został właśnie rozstrzygnięty... Nie było sensu, bym dalej tu siedział... Wypadłem z sali, by jak najszybciej znaleźć się przy swoim biurku w redakcji...

Biegnąc po chodniku, układałem w myślach wszystko co usłyszałem, starając się nie uronić nic z tego, o czym mówił obrońca... Jak to było? Zaraz...

Doskonała fabuła... Ciekawie rozwiązane sterowanie i sprytnie pomyślane elementy zręcznościowe, które nie utrudniają życia... Znakomita, wykonana w pełnym 3D, oprawa graficzna... Wygodny interfejs... Kapitalne efekty dźwiękowe i ścieżka muzyczna... Świetni aktorzy... Logiczne, niezbyt trudne zagadki... Do diaska, czegóż wymagać więcej?!

OK, lecę do redakcji. Godzinkę będę potrzebował na artykuł, a potem do szefa po urlop... Myślę, że dziesięć dni powinno mi wystarczyć, by dowiedzieć się, czy George i Nico obudzili Śpiącego Smoka... I napatrzeć na Nico do syta...

Wszak blisko drzwi naszego domu wabią nas przygody, które kosztują mało czasu i pieniędzy. - Axel Ludensch

Bolesław „Void” Wójtowicz

Broken Sword: The Sleeping Dragon - recenzja gry
Broken Sword: The Sleeping Dragon - recenzja gry

Recenzja gry

Trzecia część przygodowej serii Broken Sword. Ponownie wcielamy się w rolę George’a i Nico (bohaterów znanych z poprzednich części) i podążamy śladem tajemniczej historii sięgającej czasów średniowiecza.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.