autor: Michał Pajda
Recenzja gry LEGO Worlds – to nie jest nowy Minecraft
Klocki LEGO bawią już kilkadziesiąt lat. Od kilkunastu trafiają także do gier wideo i zazwyczaj wychodzą z tego całkiem udane produkcje. Jak więc do tego doszło, że LEGO Worlds zawiodło oczekiwania?
- niewymuszony „klockowy” humor znany z poprzednich produkcji Traveller’s Tales;
- tona nawiązań do różnych gier i inne smaczki niezwiązane z LEGO;
- ładna oprawa graficzna;
- idealnie dobrany narrator w polskiej wersji językowej;
- losowo generowane światy;
- mobilność kierowanej postaci;
- bardzo rozwinięty kreator budowania i przeobrażania krajobrazu;
- uciekające „psotniki”.
- wszechogarniająca nuda po pierwszych dwóch godzinach;
- przyświecająca zabawie idea „destrukcjonizmu”, a nie kreacjonizmu;
- zadania na jedno kopyto;
- brak dynamiki przy poruszaniu się pojazdami;
- mała różnorodność biomów i innych elementów światów w grze;
- słaby endgame;
- niezrozumiałe rozwiązania w rozgrywce multiplayer;
- brak licencjonowanych ludzików i innych elementów LEGO;
- klocki „lewostronne” i „prawostronne”.
Można kombinować z faktami, jednak to właśnie gry wideo były, są i będą tym, co ma największy wpływ na wychowanie „milenialsów”. Dla dzieciaków żyjących w latach 30. ubiegłego wieku podobnym błogosławieństwem okazały się... duńskie zabawki spod znaku LEGO. Coraz częściej żółtawe ludziki o picassowsko-rubensowskich kształtach spoglądają na nas, graczy w każdym wieku, z ekranu monitora czy telewizora i niezgrabnymi gestami zachęcają do wspólnej zabawy. Tylko czy magia wirtualnych klocków nie straciła już swej mocy?
Traveller’s Tales to nie tylko specjalista, ale i monopolista na rynku gier wideo osadzonych w uniwersum kanciastych ludzików LEGO. Do tej pory produkcje studia bazowały niemal wyłącznie na filmowych licencjach – takich jak Indiana Jones, Gwiezdne wojny czy Harry Potter.
Dzięki temu mogliśmy obejrzeć setki kultowych scen przedstawionych w stylu klockowego komizmu TT, jednak nie doświadczyliśmy nigdy w pełni idei towarzyszącej zabawie prawdziwymi duńskimi klockami – chodzi o nieskrępowane możliwości kreacyjne, ograniczone wyłącznie przez naszą wyobraźnię. Tak więc kwestią czasu było opracowanie gry sandboksowej pozwalającej na uwolnienie pokładów fantazji i stworzenie wszystkich tych budowli, na które brakowało budulca w domowych składzikach LEGO – i z tej właśnie koncepcji zrodziło się LEGO Worlds.
Lubisz klocki?
Uczucie towarzyszące pierwszemu uruchomieniu gry jest tożsame z rozpakowywaniem wymarzonego kompletu klocków. Gdy obejrzałem intro produkcji okraszone specyficznym humorem i wylądowałem na pierwszej planecie – Pirackim Placu Zabaw – stanowiącej zaledwie początek samouczka, poczułem się jak dziecko oczarowane nowymi zabawkami najwyższej klasy.
Już po kilku minutach w ręce gracza wpada komplet narzędzi pozwalających na całkowitą transformację zwiedzanych planet. Możliwe jest więc tworzenie najróżniejszych budowli z pojedynczych klocków, dowolne przekształcanie terenu, pokrywanie każdej płaszczyzny wybranym kolorem, przywołanie wcześniej odkrytych postaci, zwierząt czy pojazdów, a nawet kopiowanie całych ogromnych konstrukcji odnalezionych w poszczególnych światach. Umiejętność posługiwania się każdym typem ustrojstwa pozwalającego na powyższe operacje ma pomóc w zdobywaniu kolejnych materiałów budowlanych, przebrań, a nawet całych kompletów klocków, które wzbogacą naszą kolekcję elementów do wykorzystania w grze.
Czy to jest LEGO: Minecraft?
Na materiałach promocyjnych LEGO Worlds wyglądało jak Minecraft w klockowym uniwersum. Niestety, rzeczywistość popremierowa nieco rozczarowuje. W produkcji Traveller’s Tales gracz nie ma żadnych możliwości związanych z przekształcaniem zebranych śmieci w narzędzia czy broń – wszystkie przedmioty ofiarowują postacie niezależne za wypełnianie zadań, można je również odnaleźć w poukrywanych skrzyniach.
Podobnie sprawa wygląda z olbrzymim światem wygenerowanym w Minecrafcie (gracze próbowali już swoich sił w odkrywaniu Odległych Lądów) – w LEGO Worlds przemierzamy niezbyt duże planety, które opuszczamy od razu, gdy wyczyścimy je ze wszystkich złotych klocków. Brak też aspektów związanych ze zbieraniem surowców, przekształcaniem ich i wykorzystywaniem do budowy – TT postawiło na odblokowywanie konkretnych typów klocków i późniejsze wykorzystywanie ich bez żadnych limitów ilościowych.
Reasumując, Minecraft to zupełnie inna gra, więc fani produkcji Notcha mogą nie zakochać się w wirtualnych klockach LEGO.
Zabawa w grze przypomina wizjonerskie (przynajmniej na etapie koncepcyjnym) dzieło Willa Wrighta pt. Spore, w którym – w fazie stwora – biega się po wyspie i zbiera porozrzucane w różnych miejscach elementy pozwalające na personalizację kontrolowanej istoty. Jednak głównym celem w LEGO Worlds jest zdobycie stu złotych klocków. W ich posiadanie – podobnie jak w przypadku pozostałych znajdziek – można wejść na trzy różne sposoby: poprzez pomoc postaciom niezależnym, szukanie precjozów w losowo rozmieszczonych kufrach ze skarbami lub tajemniczo brzmiące poskramianie „psotników”.
I tu pojawia się problem tego tytułu, bo osiągnięcie tak „wyśrubowanego” wyniku okazuje się nie wyzwaniem, a irytującą i mozolną koniecznością – sam, pomimo początkowej fascynacji grą, zacząłem kręcić nosem po dwóch, może trzech godzinach. Ale co tu jest nie tak? Przede wszystkim doskwierająca coraz intensywniej z każdą kolejną minutą... nuda, która powinna być ostatnim uczuciem towarzyszącym zabawie produktami oznaczonymi logiem LEGO.