Recenzja gry Tom Clancy's The Division - jest nieźle, ale co dalej? - Strona 5
Tom Clancy's The Division miało być grą świetną, która przyciągnie zupełnie nową bazę graczy do Ubisoftu. Ostatecznie dostaliśmy mieszankę pomysłów, która nie zawsze dobrze ze sobą współgra i przy której da się odczuć, że czegoś tutaj brakuje.
Nacisk na granie zespołowe jest widoczny praktycznie na każdym kroku. Bardzo często spotykamy się z zadaniami typu „podnieś to, przenieś na drugi koniec hali i włóż w odpowiednie miejsce w maszynie”. Tego rodzaju zadania eskortowe, podczas których mamy w ręce jedynie pistolet, da się wykonywać samodzielnie, ale aż prosi się o granie z przynajmniej jedną dodatkową osobą, która będzie nas w trakcie tej czynności osłaniać. Uciążliwe są również potyczki z bossami, którzy posiadają specjalną umiejętność ciągłego ognia przygważdżającego. Tę sytuację da się idealnie wykorzystać, grając z innymi – kiedy my jesteśmy pod ostrzałem, nasi koledzy z drużyny mogą oflankować przeciwnika i wpakować mu magazynek w plecy (no dobra, kilka magazynków). Jeśli jednak gramy samodzielnie, nie pozostaje nic innego, jak przeczekać ostrzał przygważdżający, a potem próbować coś zdziałać, zanim przeciwnik ponownie nas zatrzyma za osłoną. A już nawet nie chcę wspominać o bossach z tarczami...
Takich dwóch jak nas trzech...
Nie można zaprzeczyć, że The Division ogromnie zyskuje przy graniu zespołowym. To właśnie bieganie w czteroosobowych drużynach sprawia przyjemność, zarówno w walkach przeciwko komputerowo sterowanym przeciwnikom, jak i w przypadku potyczek z innym graczami. Jest coś przyciągającego w możliwości zwiedzania i plądrowania zakamarków Nowego Jorku w towarzystwie innych agentów. Kiedy spojrzymy wstecz na pierwsze trailery gry, to właśnie taka forma rozgrywki była prezentowana i właśnie to nas intrygowało w tytule od Massive Entertainment, nic więc dziwnego, że deweloperzy właśnie tutaj przyłożyli się najbardziej.
Strefa Mroku to obszar najbardziej dotknięty Zieloną Trucizną. Oznacza to również, że tutaj znajdziemy najciekawsze przedmioty.
Co więc czeka zorganizowane grupy graczy? Po pierwsze, istnieje możliwość wykonania wszystkich zadań w trybie PvE wspólnie. Nie robi to wielkiego wrażenia w przypadku misji pobocznych, bo jednak jest to ciągle powtarzanie tych samych schematow, ale jeśli podejmiemy się przechodzenia misji fabularnych w grupie, to warto – jeśli tylko jesteśmy wystarczająco mocni – zdecydować się na robienie ich od razu na drugim poziomie trudności. Nie dość, że przeciwnicy mają więcej wytrzymałości niejako „z domysłu” – ponieważ im większa liczba graczy w drużynie, tym przeciwnicy stają się twardsi – to jeszcze zyskują oni kilka poziomów doświadczenia, niejednokrotnie zmieniając również swój kolor na fioletowy lub żółty. Kiedy już uporamy się z uzyskaniem 30-go poziomu (maksymalnego w grze), odblokuje się ostatni poziom trudności, który faktycznie jest wyzwaniem, nawet dla zgranych drużyn. Jeśli szukać jakiegokolwiek sensownego endgame’u w PvE, jest to właśnie zrobienie wszystkich dostępnych misji na najtrudniejszym poziomie. Na szczęście, na PvE Nowy Jork się nie kończy.