Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Assassin's Creed: Syndicate Recenzja gry

Recenzja gry 23 października 2015, 17:01

autor: Michał Chwistek

Recenzja gry Assassin's Creed: Syndicate - Święci z Londynu

Tym razem Assassin’s Creed zaprasza nas do wiktoriańskiego Londynu. Sprawdzamy, czy Syndicate naprawia błędy poprzedniej części i wprowadza trochę świeżości do nieco skostniałej serii.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji XONE

PLUSY:
  • liczne poprawki w mechanice skradania i wspinaczki;
  • linka z hakiem;
  • kilka bardzo dobrych misji skradankowych;
  • wiktoriański Londyn;
  • ścieżka dźwiękowa.
MINUSY:
  • zbyt dużo niepotrzebnej i nudnej walki;
  • słaby scenariusz i bohaterowie;
  • tragiczne starcie z ostatnim bossem;
  • słabo zaprojektowana większość misji;
  • nieciekawe i powtarzalne zadania poboczne;
  • wojny gangów;
  • słaba sztuczna inteligencja przeciwników.

Ostatnimi czasy firma Ubisoft nie cieszy się wśród graczy najlepszą opinią. Wydawane przez nią gry krytykowane są za wtórność i powtarzalność. Stały się one również symbolem niedopracowanych i pełnych błędów produktów, w czym ogromny udział miała flagowa seria francuskiego giganta – Assassin’s Creed. Przyznajemy się bez bicia – nie spodziewaliśmy się, że Unity po premierze będzie tytułem działającym gorzej od wersji dostarczonej do recenzji, która nie oferowała m.in. kontrowersyjnego modułu online’owego, zbyt mocno ingerującego w doznania singlowe i będącego przyczyną różnej maści problemów. Mało tego, zbyt dużo tej grze wybaczyliśmy w sferze zawartych w niej bugów, wierząc, że to przesiadka na zupełnie nowy silnik jest przyczyną niedociągnięć technicznych, a te zostaną natychmiast poprawione. Była to dla nas bardzo bolesna lekcja, mamy jednak nadzieję, że z czasem zauważycie, iż wyciągnęliśmy z niej odpowiednie wnioski.

Industrialne dzielnice Londynu mają świetny klimat.

Mający właśnie swą premierę Syndicate mógł być świetną okazją do odwrócenia negatywnego trendu i dowodem na to, że Ubisoft sporo nauczył się przez ostatni rok. Interesujące realia wiktoriańskiego Londynu będącego w XIX wieku stolicą największego imperium, jakie widziała ludzkość, nadawały się idealnie na punkt zwrotny w serii. Co z tego wyszło? Z jednej strony widać wyraźny postęp w odrobaczaniu programu i uatrakcyjnianiu rozgrywki, objawiający się wieloma drobnymi modyfikacjami, które z radością przywitają najzagorzalsi fani serii. Z drugiej grze nadal doskwierają liczne problemy, na które można było przymknąć oko dwanaście miesięcy temu, gdy Assassin’s Creed przesiadało się na nowy silnik, ale już nie teraz.

Sandboksy Ubisoftu bombardują nas różnymi aktywnościami. Syndicate nie jest wyjątkiem.

Początek Syndykatu nie zwiastuje kłopotów pojawiających w dalszej części kampanii, wręcz przeciwnie. Kilka pierwszych misji dowodzi, że dopracowywana przez lata formuła wcale się nie zestarzała i nawet po tak wielu odsłonach granie w Assassin’s Creed wciąż potrafi sprawić sporo przyjemności. W trakcie początkowych zadań poznajemy dwójkę nowych protagonistów, losami których przyjdzie nam pokierować: rodzeństwo Evie oraz Jacoba Frye'ów. Jest to pierwsza duża nowość w serii. Podczas przechodzenia kolejnych misji spędzamy mniej więcej tyle samo czasu, kierując tak kobietą, jak i mężczyzną, a poza głównymi zadaniami możemy swobodnie przełączać się między obydwiema postaciami. Pozwoliło to również podzielić scenariusz na dwa osobne, ale zazębiające się wątki i wprowadzić możliwość wyboru kolejności zaliczania wspomnień, choć w dość ograniczonym zakresie. W niemal każdej sekwencji mamy okazję zdecydować, od wątku którego bohatera zaczniemy. Rozwiązanie to nie jest może rewolucyjne, ale ciekawe i przynajmniej w tej serii – oryginalne.

Niestety, po pierwszym dobrym wrażeniu opowieść szybko zaczyna się psuć. Historia, którą poznajemy, kręci się wokół dwóch kwestii: poszukiwań tajemniczego artefaktu Prekursorów oraz walki z templariuszami o kontrolę nad miastem. Pierwszym zadaniem zajmuje się opanowana i racjonalna Evie, drugim – chaotyczny Jacob. Obie linie fabularne w różnych formach przewijają się przez niemal wszystkie odsłony serii, więc dalszy rozwój wypadków nietrudno przewidzieć – mamy tu do czynienia z kalką doskonale znanych rozwiązań. Sytuację mogłyby jeszcze uratować zaskakujące zwroty akcji lub interesujące postacie, ale jednych i drugich w nowej odsłonie Assassin's Creed nie uświadczymy. Evie Frye jest po prostu nijaka, niczym metyski protagonista z „trójki”, a jej brat to słabo napisana i mocno irytująca kopia świetnego Edwarda Kenwaya z Black Flag. Jeszcze gorzej prezentują się wrogowie owego rodzeństwa, czyli templariusze. To plejada sztampowych i mocno przerysowanych postaci, które w wielu przypadkach pojawiają się w zaledwie dwóch, trzech krótkich scenkach. Główny antagonista w tej odsłonie serii to niejaki Crawford Starrick. Scenarzyści Syndykatu chcieli z niego zrobić ekscentrycznego despotę przypominającego rywali z trzeciej czy czwartej odsłony Far Cry, ale zdecydowanie zabrakło im umiejętności. Nasz przeciwnik to tandetna podróbka Pagan Mina.

W Syndicate powracają znane z poprzednich części ekrany ładowania, podczas których możemy pobiegać wewnątrz Animusa.

Poruszając kwestię scenariusza, trzeba jeszcze wspomnieć o wątku współczesnym, który w Syndykacie występuje, ale zupełnie nie wiadomo po co. Twórcy gry dodają go do każdej odsłony serii, jednocześnie bardzo starając się, żeby nie posunąć wydarzeń ani o centymetr naprzód. Tym razem za pomocą specjalnej kamery śledzimy losy Rebeki oraz Shauna próbujących zdobyć ten sam artefakt co Evie i Jacob. Na całą opowieść w czasach obecnych składa się kilka króciutkich przerywników, które tworzą nic niewnoszącą, nieskładną i nudną historyjkę. Jest to o tyle zaskakujące, że przed premierą gry twórcy zapowiadali nowe otwarcie w tej materii – wątek współczesny miał być czymś porównywalnym z epizodami Desmonda Milesa. Niestety, Syndicate to porównanie boleśnie przegrywa.

Dla takich widoków warto zagrać.

Zdecydowanie najciekawszym bohaterem gry okazuje się samo miasto, czyli mocno industrialny wiktoriański Londyn. Jak w niemal każdej odsłonie serii twórcy rozpieszczają nas świetnym odwzorowaniem budynków z tamtego okresu, zarówno tych mniej, jak i bardziej znanych. Podczas gry mamy szansę wdrapać się na Big Bena, dach brytyjskiego parlamentu czy statuę Nelsona na Trafalgar Square. Otrzymaliśmy również nowe sposoby przemieszczania się po mieście. Najciekawszym z nich jest linka z hakiem, dzięki której da się błyskawicznie przeskakiwać z jednego budynku na drugi. Z jednej strony można narzekać, że narzędzie to wypacza sens klasycznej wspinaczki i swobodnego biegu po dachach, z drugiej zaś już Unity pokazało, że stare rozwiązania nie za dobrze pasują do europejskich miast XVIII i XIX wieku. Mnogość kominów, zbyt strome dachy i szerokie ulice wykluczają swobodne poruszanie się po mieście, a linka z hakiem znakomicie rozwiązuje ten problem. Na dodatek – wbrew obawom – nie jest ona marną kopią gadżetu Batmana. Ograniczony zasięg wyklucza używanie jej w każdej podbramkowej sytuacji, a możliwość rozpięcia pomiędzy dwoma budynkami zwiększa ilość opcji podczas cichego eksterminowania ofiar. W tej roli linka sprawdza się wręcz znakomicie.

Drugą nową metodą szybkiego przemieszczania się po Londynie są zaprzężone w konie powozy. Przydają się one szczególnie wtedy, gdy musimy przedostać się do innej dzielnicy tej olbrzymiej angielskiej metropolii. Poruszanie się dorożką okazuje się całkiem przyjemne i poza mocnym zarzucaniem na zakrętach nie sprawia większych problemów. Razić może co prawda zupełny brak realizmu (taranowanie przez konia latarni czy możliwość używania wstecznego biegu – jest nawet trofeum za zdemolowanie 5000 obiektów), ale – przyznacie sami – realistyczna jazda takim środkiem transportu po ulicach wiktoriańskiego Londynu raczej nie należałaby do rajcujących. Poza szybkim przenoszeniem się z punktu A do B powozy przydają się również podczas ulicznych wyścigów i pogoni za uciekającymi wrogami. Te pierwsze występują w formie prostych pobocznych zadań, które nie są niezbędne do ukończenia gry, te drugie natomiast często pojawiają się w misjach głównych i nie należą do najprzyjemniejszych. Najgorzej wypadają zadania, w których musimy dogonić rywala i przeskoczyć z jednego pojazdu na drugi. Sam manewr nie jest najprostszy do wykonania, a upadek podczas skoku często wymusza powtórzenie całego fragmentu gry. Potrafi to być bardzo irytujące.

W Londynie zobaczymy znacznie mniej mieszkańców niż na ulicach Paryża, ale miasto nadal pozostaje żywe i pełne ciekawych scenek rodzajowych.

Syndicate nie tylko wprowadza nowe sposoby poruszania się, ale również usprawnia podstawowe elementy każdej odsłony Assassin's Creed, czyli wspinaczkę oraz swobodny bieg. Co prawda nasza postać nadal potrafi czasami zaskakiwać swoim zachowaniem, ale mimo wszystko od razu czuć, że oba wspomniane aspekty zostały poprawione w stosunku do Unity. Wreszcie możemy też bez problemu wskakiwać przez okna do wnętrz budynków. Każdy, kto spędził trochę czasu, biegając po Paryżu, wie, jakim przekleństwem może być ta z pozoru prosta czynność. Tym razem wystarczy znajdować się niedaleko ramy okna i wcisnąć odpowiedni przycisk na padzie, żeby nasza postać błyskawicznie weszła do środka. W nowej odsłonie Assassin’s Creed poprawiono również skradanie. Znikło znane z Unity ręczne przeskakiwanie pomiędzy osłonami, a automatyczne przyklejanie się do nich działa niemal idealnie. Usunięto również wszelkie ograniczenia dotyczące korzystania ze wzroku orła. Możemy użyć tej umiejętności w dowolnym momencie bez żadnych limitów czasowych. Szósty zmysł asasyna przestaje działać dopiero wówczas, gdy zaczniemy bieg.

Niestety, o ile nasza postać skrada się całkiem nieźle, tak zachowanie przeciwników nadal pozostawia wiele do życzenia. Czasem oponent słyszy czy zauważa nas z dużej odległości, a innym razem da się zabić jego towarzysza stojącego dwa kroki dalej bez jakichkolwiek konsekwencji. Na porządku dziennym są też sytuacje, kiedy to długa i zażarta bitwa z zaalarmowanymi wrogami w żaden sposób nie niepokoi przebywającego w pomieszczeniu obok strażnika. Tłum może krzyczeć i panikować, ale spacerujący w okolicy policjant nie zboczy z wyznaczonej trasy ani o krok. Takie sytuacje można było wybaczyć we wcześniejszych odsłonach serii ze względu na ograniczenia konsol poprzedniej generacji czy obecność zupełnie nowego silnika w Unity. Minął jednak kolejny rok, był czas na wprowadzenie niezbędnych poprawek i wciąż nie widać efektu. Tak słaba sztuczna inteligencja zwyczajnie nie przystoi jednej z najlepiej sprzedających się serii gier ostatnich lat.

Do serii wróciły mapy skarbów.

Mimo tak denerwującego zachowania przeciwników etapy skradankowe to nadal jedne z najlepszych misji w Assassin's Creed: Syndicate. Zadania potrafią być ciekawe i dobrze przemyślane, a twórcy cały czas starają się je uatrakcyjniać, wprowadzając chociażby możliwość dokonania efektownego zabójstwa. Polega ono najczęściej na tym, że po wejściu w interakcję z konkretną postacią lub wykonaniu określonej czynności mamy szansę zakończyć zadanie w bardziej widowiskowy sposób. Niestety, dobrze zaprojektowane tego typu misje w Syndykacie da się policzyć na palcach jednej ręki. Większość z nich jest kiepska albo wcale nie wymaga skradania. Jak możemy więc je ukończyć? Zabijając wszystkich przeciwników w walce wręcz.

Walka w serii Assassin's Creed nigdy nie należała do najlepszych. Nie było to jednak aż tak dużym problemem, gdyż kolejne odsłony zawsze stawiały przede wszystkim na skradanie i swobodny bieg. W Syndykacie role się odwróciły. Co prawda sporą część zadań damy radę ukończyć, nie wychodząc z cienia, jednak nie jesteśmy za to w żadnej sposób nagradzani, wręcz przeciwnie. Wiele celów pobocznych dużo łatwiej zrealizować po wcześniejszym wyeliminowaniu wszystkich wrogów, walcząc z nimi w trybie jawnym. Część misji jest tak kuriozalna, że wystarczy wywołać alarm i zabić każdego nadbiegającego wroga, żeby je zaliczyć. Nacisk na tego typu starcia nie byłby do końca zły, gdyby sama walka uległa znaczącej poprawie, a tak się, niestety, nie stało. Pojedynki okazują się jeszcze łatwiejsze niż w Unity, a jedyna różnica polega na tym, że przeciwnicy są dużo bardziej wytrzymali, przez co tracimy sporo czasu.

Dzięki lince z hakiem wdrapywanie się nawet na tak wysokie budynki zajmuje dosłownie kilka sekund.

Na osobny akapit zdecydowanie zasługują walki z bossami, których w Syndykacie znajdziemy dwie. Są to chyba najgorzej zaprojektowane tego typu starcia, w jakich miałem okazję uczestniczyć w ciągu kilku ostatnich lat. Ich przebieg jest niemal identyczny jak potyczek ze zwykłym przeciwnikiem z tą różnicą, że trwają one odpowiednio dłużej. Poza tym raz na jakiś czas kamera przybliża naszego rywala, a my musimy wtedy przez około dziesięć sekund blokować jego ataki, oglądając animacje ciosów, których jakość wykonania przywodzi na myśl gry z supermarketowego kosza. Jeden z takich pojedynków to siedmiominutowa sekwencja ciosów i kontr przerywana jeszcze gorszymi wstawkami... platformowymi. Są one tak słabe, że aż ciężko je opisać. Assassin's Creed Syndicate może bez problemu rywalizować o tytuł najgorszej finałowej walki w grach tej dekady. Nie żartuję.

Powozy to bardzo wygodny środek transportu pozwalający szybko przemieszczać się po rozległej londyńskiej metropolii.

Potyczki często są również dużo dłuższe ze względu na różnicę poziomów doświadczenia między naszą postacią a przeciwnikiem. Cały ten system jest nowością w serii i trudno jednoznacznie stwierdzić, czy jego wprowadzenie ma dobry czy zły wpływ na rozgrywkę. Z jednej strony daje graczowi poczucie postępu i satysfakcji z odblokowywania umiejętności, z drugiej niepotrzebnie utrudnia dostęp do części zawartości gry (dobry przykład stanowi pozorny wybór misji w trzeciej sekwencji, gdzie niby od razu możemy zabrać się za sekwencję ósmą, ale w rzeczywistości nie jesteśmy w stanie, bo nie mamy odpowiednio wysokiego poziomu). Podczas zmagań za wypełnienie misji często otrzymywałem lepszy ekwipunek, który założyć mogłem dopiero po kilku godzinach, gdy moja postać wreszcie wskoczyła na wyższy level. Starcia z niektórymi wrogami też zmieniały się w prawdziwą mordęgę, gdyż ich zabicie zajmowało dobre 2–3 minuty. Poziomy doświadczenia nie są może złym pomysłem, ale pracownicy Ubisoftu powinni nieco dłużej popracować nad ich implementacją.

W każdej dzielnicy do wyjęcia jest około stu znajdziek.

Syndicate, jak każda odsłona serii, nie mógł obejść się bez całej masy znajdziek tak charakterystycznych dla gier francuskiego wydawcy. Powróciły więc punkty synchronizacji oraz setki ukrytych skrzyń, a dodatkowo doszły suszone kwiaty, zakłócenia helixa, butelki po piwie i pozytywki. Niestety, tylko te ostatnie zapewniają jakikolwiek dreszczyk emocji. Żeby je odszukać, musimy znaleźć widoczną na małym obrazku lokację, rozszyfrować krótki wierszyk, a następnie kierować się słuchem. Niby proste, ale przyjemne zajęcie. Cała reszta to zwykłe czasopochłaniacze, które nie wnoszą do zabawy absolutnie niczego ciekawego. Na szczęście znajdźki kompletuje się łatwiej niż w Unity, bo do serii wróciły znane z poprzednich gier mapy skarbów.

Niestety, zadania poboczne również nie są najwyższych lotów. O ile jeszcze wspomnienia dotyczące znanych postaci, takich jak Karol Marks, Karol Darwin czy Karol Dickens, trzymają pewien poziom, o tyle wszelkie zlecenia związane z wojnami gangów to małe nieporozumienie. W Syndykacie, podobnie jak w Assassin's Creed Brotherhood, możemy zajmować kolejne dzielnice miasta, wyzwalając je spod władzy templariuszy (w tym przypadku gangu Nędzników). Żeby zająć taki obszar, musimy wykonać szereg różnych zadań, np. uratować zmuszone do niewolniczej pracy dzieci czy zabić lokalnych watażków. Każde z nich jest bardzo krótkie, proste i nieznośnie powtarzalne. To jednak nie wszystko. Po zaliczeniu kompletu misji w danej dzielnicy odblokowana zostaje wojna gangów. W trakcie niej stajemy razem z naszym oddziałem oprychów do walki z rywalizującą grupą przestępczą. Wygrywa ten, kto zabije wszystkich przeciwników. Czy wspominałem już, że walka w Syndykacie jest nudna i męcząca? Twórcy gry mieli chyba inne zdanie, bo serwują ją niemal na każdym kroku.

Skakanie po barkach na drugą stronę Tamizy mocno przypomina klasycznego Froggera i sprawia dużo frajdy.

Recenzja Syndicate’a nie może obejść się bez akapitu poświęconego błędom, zwłaszcza że Unity nie błyszczało pod tym względem, o czym przekonaliśmy się dopiero po premierze, kiedy Ubisoft odpalił fatalnie zrealizowany moduł online’owy. Na szczęście w tej kwestii gra nie wypada źle, ale nie jest też rewelacyjnie. W trakcie zabawy natrafiłem na kilka mniejszych i większych problemów. Dwukrotnie znikł model jednej z postaci podczas trwania cut-scenki, kilka razy główny bohater lub przeciwnik zablokowali się w dziwnych miejscach, a raz gra odmówiła posłuszeństwa, wyłączając się i przenosząc mnie do menu konsoli. Większość z tych błędów nie utrudniała szczególnie rozgrywki, więc jeśli premierowe łatki nic nie zepsują, nie trzeba obawiać się monstrualnych problemów z działaniem nowej odsłony. Dobra wiadomość jest też taka, że tym razem gra nie bombarduje nas sieciowymi aktywnościami, które w pewnym zakresie złożyły się na słabsze działanie Unity i z których później deweloperzy całkowicie się wycofali.

W XIX nie mieli smartfonów do robienia selfie, ale musieli sobie jakoś radzić.

O ile oprawa wizualna Syndykatu nie zachwyca niczym szczególnym, tak muzyka zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych elementów tytułu. Świetne dynamiczne utwory smyczkowe rewelacyjnie pasują do pościgów ulicami wiktoriańskiego Londynu. Zdarzało mi się nawet rozpoczynać nudną walkę ze stojącymi niedaleko przeciwnikami czy przenosić się do punktu synchronizacji tylko po to, by ponownie posłuchać niektórych kawałków. Autorem muzyki do tej odsłony Assassin's Creed jest Austin Wintory, który zdobył m.in. nagrodę organizacji BAFTA i był nominowany do Grammy za ścieżkę dźwiękową do gry Journey.

Assassin's Creed Syndicate to gra bardzo nierówna. Z jednej strony stanowi krok naprzód w stosunku do poprzednich części, jeśli chodzi o poruszanie się po mieście czy skradanie, a z drugiej nadal boryka się z problemami słabej sztucznej inteligencji przeciwników czy męczącą walką. Kilka bardzo dobrze zrealizowanych misji udowadnia, że formuła serii nadal się nie wyczerpała i gra z asasynem w tytule wciąż może oferować wiele radości. Niestety, dobre misje to zdecydowana mniejszość, a duża część zadań nie sprawia żadnej satysfakcji. Gdy dodamy do tego słaby scenariusz i koszmarną wręcz walkę finałową, otrzymamy poprawnego średniaka, którego ratuje świetnie odwzorowany Londyn, industrialny klimat i znakomita ścieżka dźwiękowa. To jednak za mało, żeby piać z zachwytu.

Michał Chwistek

Michał Chwistek

Lubi gry trudne, ładne lub z dobrą fabułą. Nie kończy ich przez LoL-a i Overwatcha. PS Vita FTW!

więcej

Recenzja gry Assassin's Creed: Syndicate na PC - czy GTX 970 wystarczy na ultra?
Recenzja gry Assassin's Creed: Syndicate na PC - czy GTX 970 wystarczy na ultra?

Recenzja gry

Ubisoft nie mogło pozwolić sobie na porażkę podobną, jaka miała miejsce w przypadku Assassin's Creed: Unity. Sprawdzamy, czy pecetowy port Assassin's Creed: Syndicate do czegokolwiek się nadaje.

Recenzja gry Assassin's Creed: Syndicate - Święci z Londynu
Recenzja gry Assassin's Creed: Syndicate - Święci z Londynu

Recenzja gry

Tym razem Assassin’s Creed zaprasza nas do wiktoriańskiego Londynu. Sprawdzamy, czy Syndicate naprawia błędy poprzedniej części i wprowadza trochę świeżości do nieco skostniałej serii.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.