BioShock: Infinite - pierwsze spojrzenie - Strona 2
Jako jedyni z Polski widzieliśmy w akcji BioShock: Infinite – nową grę studia Irrational Games. Tym razem z głębokich czeluści oceanu przenosimy się w... chmury!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry BioShock: Infinite - warto było czekać!
I tu wreszcie przechodzimy do zasadniczej fabuły gry. Jest rok 1912, w biurze wspomnianego na początku detektywa pojawia się tajemniczy mężczyzna. Chce wynająć DeWitta do odnalezienia kobiety o imieniu Elizabeth, która prawdopodobnie została uprowadzona przez ludzi sterujących Columbią i tam uwięziona. Początkowo Booker odmawia przyjęcia zadania – wszak stacja nie była widziana od kilkunastu lat i nikt nie ma pojęcia, gdzie aktualnie się znajduje. Przeszkoda ta zostaje jednak szybko pokonana, bo zleceniodawca nie tylko zna położenie podniebnej fortecy, ale wie również, jak do niej trafić.
Kiedy DeWitt staje wreszcie na pokładzie Columbii, zauważa, że przez lata miasto przeszło sporą metamorfozę, a jego mieszkańcy nie są do nieoczekiwanego gościa nastawieni pokojowo. Co to oznacza dla gracza? Wiadomo. Możliwość walki z niezliczoną rzeszą przeciwników, którzy chwycą się każdego sposobu, by uniemożliwić ucieczkę Bookera i Elizabeth z fruwającej stacji.
Oprócz zwiastuna filmowego, który od niedawna mogą podziwiać wszyscy, ludzie z Irrational Gameszademonstrowali nam także kilkunastominutowy fragment gry, prezentujący jeden z późniejszych etapów. Pierwsze skojarzenie? BioShock na sterydach. Zabawa wydaje się znacznie szybsza, jest zdecydowanie bardziej efektowna, ale mimo wyraźnego podkręcenia tempa nadal przypomina to, co widzieliśmy obu odsłonach cyklu.
Cechą charakterystyczną BioShocków jest to, że oprócz tradycyjnego arsenału główny bohater dysponuje również różnymi fantastycznymi mocami (jak to zostanie uzasadnione fabularnie, na razie nie wiemy). DeWitt nie jest tutaj żadnym wyjątkiem, dlatego przygotujcie się na kolejny pokaz fajerwerków. Booker potrafi ciskać w przeciwników piorunami (efekt identyczny jak poprzednio – elektryczność na krótką chwilę zatrzymuje wrogów, a także pozwala zastosować atak obszarowy, jeśli wiązka trafi w wodę), łapać przedmioty za pomocą telekinezy i odrzucać je we wskazanym kierunku (to samo dotyczy większych pocisków, np. armatnich), może także nasłać na oponentów stado kruków, które na chwilę wyłączą ich z walki i zadadzą niewielkie obrażenia (skojarzenia z rojem pszczół jak najbardziej na miejscu). Pojawiła się również bardziej wyrafinowana sztuczka: prowadzący prezentację wyrwał telekinezą jednemu z rywali strzelbę, a następnie obrócił ją w powietrzu i oddał strzał w kierunku zdezorientowanej ofiary, zabijając ją trafieniem w głowę. Ten pomysł był akurat bardzo przyjemny, ale pozostałe sprawiają już wrażenie nieco oklepanych – w końcu widzieliśmy je wcześniej i to dwukrotnie.
Zupełnie nowe podejście BioShock: Infinite prezentuje za to w kwestii sojuszników – Elizabeth będzie często towarzyszyć Bookerowi w przemierzaniu podniebnego miasta i oczywiście pomagać mu na różne sposoby. Kobieta dysponuje o wiele większymi mocami psychicznymi, dlatego oglądanie jej w akcji to czysta przyjemność. W trakcie jednej z walk bohaterka z różnych przedmiotów zbudowała lewitującą w powietrzu kulę i pozwoliła detektywowi uderzyć nią za pomocą telekinezy. Ogromny pocisk zabił nie tylko stojących po drugiej stronie areny wrogów, ale przy okazji rozwalił barykadę, otwierając przejście do kolejnej części kompleksu. Oskryptowany bajer, ale cholernie efektowny.