Czy dla ludzkości jest jakaś nadzieja?. Co to jest phubbing i czemu to niszczy ci życie?
- Phubbing - słowo, którego nie znasz niszczy ci życie
- Phubbing czyli sztuka konwersacji XXI wieku
- Redakcja Gry-Online.pl o phubbingu
- Czy dla ludzkości jest jakaś nadzieja?
Czy dla ludzkości jest jakaś nadzieja?
Jak kończyć, to z przytupem. Czy zatem jest dla nas jakakolwiek nadzieja? To zależy.
Smartfon to kolejny wynalazek, który budzi spore emocje wśród ludzi i doczekał się grona zagorzałych przeciwników. Nic jednak nie wskazuje na to, by miał doprowadzić do upadku naszej cywilizacji. Czy ją jednak zmieni? Już to zrobił.
Łatwo jest się dać ponieść dystopijnym wizjom przyszłości, jednak smartfon nie jest ani pierwszym, ani z pewnością ostatnim urządzeniem, które namiesza w naszym życiu, jednak koniec końców nie doprowadzi do upadku całej cywilizacji. Za przykład niech posłuży mroczna wizja sprzed sześciu dekad dotycząca telewizji:
Telewizja może stanowić dla naszej kultury zagrożenie analogiczne do zagrożenia dla naszej cywilizacji ze strony broni atomowej.
Reinhold Niebuhr, The Irony of American History, 1952
Czy spotkania IRL mają jeszcze sens?
Największym sojusznikiem rozmów w sieci jest nasze lenistwo. Jeżeli możemy z kimś porozmawiać tekstowo na dowolnym komunikatorze siedząc na kanapie, to czy jest sens wstawać, ubierać się, wychodzić z domu i podejmować ten cały trud, by tylko tego kogoś zobaczyć?
Phubbing dodatkowo może zachęcać do zostania w domu. Skoro mam to wszystko robić, by po prostu siedzieć i korzystać ze smartfona, ale w innym miejscu, to właściwie… po co?

Siła nieformalnych kontaktów
Największą zaletą spotkań w świecie rzeczywistym wydaje się być ich spontaniczność i nieformalny charakter. Oficjalne sprawy i komunikaty można świetnie przekazać drogą mailową czy w formie oświadczeń nagranych na filmiku. Ba, nawet jest to wygodniejsze, bo wszystko mamy zebrane w jednym miejscu, gotowe do odtworzenia lub wyszukania, gdy będzie to potrzebne.
Nieformalne rozmowy prowadzone w sieci wiążą się z kolei ze sporym ryzykiem. Co raz trafi do sieci, na zawsze w niej pozostanie. Regularnie słyszymy o kolejnych aferach związanych z tym, że ktoś zrobił zrzut ekranu z jakiegoś komunikatora i przekazał go dalej. Taka sytuacja może być jeszcze groźniejsza, gdyż takie zdjęcie dla wielu nie pozostawia wątpliwości, że faktycznie coś takiego napisaliśmy. Nawet jednak, gdy znajdujące się na takim zrzucie obrazy czy słowa nie są zmodyfikowane, mogą stanowić jedynie wąski wycinek rozmowy.
Wyrwanie z kontekstu pojedynczych wypowiedzi i przekazanie ich dalej jeszcze nigdy nie było tak proste. A w pogodni za kolejnymi aferami skłonni jesteśmy wydawać wyroki bez znajomości całej sytuacji. I choć spotykając się „w realu” nie mamy pewności, czy inna osoba nas nie nagrywa, ryzyko to wydaje się znacznie mniejsze. Wymagałoby to jednak nieco więcej przygotowań i premedytacji. Zrzut ekranu może zostać zrobiony po czasie, gdy nasz rozmówca będzie chciał się na nas zemścić.
Poruszanie delikatnych tematów, dzielenie się tajemnicami czy nawet swojskie plotkowanie i obgadywanie wydaje się zatem znacznie bezpieczniejsze w tradycyjnej formie. I chyba tylko zamiłowanie do plotek może nas jeszcze odciągnąć od ekranów telefonów.
OD AUTORA
Właściwie jest spora szansa, że czytasz ten tekst właśnie na smartfonie. Mam nadzieję, że nie w trakcie rodzinnego obiadu, choć w pełni doceniłbym ironię sytuacji.
Gdy następnym razem sięgniesz po telefon w czasie spotkania, zastanów się, dlaczego to robisz i czy czasem kogoś w ten sposób nie wykluczasz z rozmowy. Wbrew pozorom, Internet poczeka.
