Już nie wiadomo, kiedy oglądać seriale. Netflix wrzuca porcje, Prime kombinuje, tylko HBO działa po staremu
Dzięki za artykuł, to jest akurat ciekawy temat. U mnie czekanie na odcinek serialu zupełnie się nie sprawdza, ze względu na to, że jestem na co dzień bardzo zajęty. Obejrzę 1 i zapomnę o kolejnym w natłoku innych, znacznie wazniejszych spraw. Mi nie leży tradycyjny model i nie sądzę, aby był korzystny dla kogokolwiek, poza samymi serwisami, które dzięki temu 'zmuszają' subskrybentów do przedłużania abonamentu. Jak jest tytuł, który mnie zainteresuje, to zwyczajnie zapisuję go sobie w zakładce i czekam aż wyjdzie w całości, po 2 miesiącach siadam i w 2 wieczory robię całość.
Ja też nie mam czasu. Zazwyczaj mam kilka seriali w kolejce, a mogę sobie pozwolić na obejrzenie 1 lub maksymalnie 2 odcinków dziennie. Dlatego, dla mnie jest obojętne, czy serial wychodzi po odcinku, czy w całości. Obejrzę jakiś czas po zakończeniu emisji.
Proste rozwiązanie - robisz notatnik i wpisujesz datę premiery ostatniego odcinka serialu pobraną z imdb lub filmweb. Potem oglądasz całość na raz i narzekasz, że pierwszy sezon okazał się tak naprawdę połową sezonu i musisz czekać rok na season 1 part 2 a potem trzy lata na season 2.
Mam zerową tolerancję dla jakiegokolwiek dzielenia seriali na 1 odc co tydzień lub 1 sezon w kilku częściach. Ze stranger things w tym roku to już totalnie popłynęli - sezon ma być chyba w 3 częściach.
Brakuje głównego (chyba) powodu, dlaczego korporacje wrzucają seriale z tygodnia na tydzień. Wydaje mi się, że - jak zostało wspomniane wcześniej w komentarzach - głównym powodem jest zmuszenie do utrzymania subskrypcji przez użytkownika. Nikt tam raczej nie myśli nad tym, czy klient woli tę czy tę opcję, a co zrobić, bo użytkownicy kupowali dłużej i oglądali więcej. Czysty biznes.
Większość filmów i seriali to badziewiasty syf. Tak naprawdę to nie ma co oglądać. Od wielkiego święta zdarzy się jakaś perełka.
Ja tam wolę jak odcinki są w porcjach, przynajmniej można w spokojnym tempie wszystko obejrzeć i nie ma ryzyka trafienia na spoilery z zakończenia dzień po premierze. A i tak zwykle oglądam jeden odcinek dziennie, chyba, że coś ma krótsze odcinki, to zdarza się 2-3, ale z zasady nie binguję.
Który model wypuszczania seriali jest lepszy?
To zależy... przede wszystkim od rodzaju serialu, jego jakości, gatunku, ilości odcinków, sezonów. No i też od mojego czasu.
Wypuszczanie odcinka co tydzień ma swój urok, ale też nie nadaje się do każdego serialu. Powiedziałbym wręcz, że nawet dla większości jest słabym pomysłem.
Jak dla mnie to naprawdę jakościowe perełki zasługują na ten sposób wydawania, gdzie po prostu warto poczekać, a każdy, kolejny odcinek jest na tyle ciekawy, że zostaje w głowie na dłużej, niż jeden dzień.
Fajnie, gdyby w jakiejś formie oba te modele przetrwały.
Wypuszczenie sezonu ciągiem w przypadku szlagierowych tytułów trochę zabija 'życie' tych seriali. Nie ma dyskusji, spekulacji, recenzji poszczególnych odcinków. Ocenia się sezon jako całość, naprawdę zajmujący jest głównie finał.
Ogólnie dla mnie przy 'bingowaniu', chociaż to bardziej tyczy się oglądaniu kilku sezonów jeden po drugim, trochę mam poczucie takiego niechlujstwa jako widz ?? Mija parę dni a mi wszystkie sezony, zdarzenia zlewają się w jedno. Nawet jeśli są świetne sceny, postacie poboczne, wątki w głowie jest jeden wielki mikser xD
Ameryki nie odkryłem, ale stwierdzam, że generalnie seriale mają sporo wad w porównaniu z filmami pełnometrażowymi. Po pierwsze, ich obejrzenie zajmuje dużo czasu, kilkanaście do kilkudziesięciu godzin, które można by lepiej spożytkować. Po drugie, różnie jest z jakością sezonów. Czasami dobry jest tylko pierwszy, czasami pierwsze 2-3, a człowiek się łudzi, że potem też będzie dobrze, a różnie z tym bywa. Na szczęście umiem powiedzieć "dość" i zatrzymałem się np. na czterech sezonach "Breaking Bad", dwóch "Westworld" i trzech czy czterech "Peaky Blinders". Obejrzałem niedawno pierwszy sezon "Rozdzielenia" z 2022 r. (9 odcinków, w sumie jakieś 7,5 h). Podobał mi się, ale sezon drugi z tego roku (10 odcinków, około 8 h) to już nie to samo i po dwóch odcinkach mam wątpliwości, czy było warto kontynuować.
Natomiast filmy pełnometrażowe to kompletne doświadczenie, które trwa co najwyżej 3 godziny. Różnego rodzaju przyjemnych doznań dostarczyły mi niedawno takie produkcje, jak Frantz (2016), Sen nocy letniej (1999) czy nawet Dziewczyny z drużyny (2000).
Kto to w ogóle ogląda, kompletna strata czasu. Zobaczyłem ostatnio na N jeden serial (problem 3 ciał) i muszę przyznać, że nieźle się nudziłem. Książki bez porównania lepsze. Pierwszy i ostatni raz to zrobiłem.