- 5G zabija? Obalamy mity
- 15 lat więzienia za maszty 5G w Izraelu
- Koronawirus to przykrywka dla 5G
- Nadajniki 5G są wszędzie
- Anteny 5G i promieniowanie - już w Polsce
Nadajniki 5G są wszędzie
Jeśli mieszkasz w bloku, weź do ręki smartfon i sprawdź dostępne sieci Wi-Fi. Jest duża szansa, że jest tam przynajmniej jednak oznaczona jako 5G. Czy to znaczy, że sąsiad ma już 5G? Albo co gorsza masz 5G w mieszkaniu?!

Choć ta teoria jest często obalana nawet przez samych przeciwników sieci 5G, nadal jest żywa i wraca jak bumerang. Chodzi tutaj o zwykłą niewiedzę na temat sieci Wi-Fi. Aktualnie używane pasma w routerach bezprzewodowych to 2,4 GHz oraz 5 GHz. Same sieci są często nazywane przez producentów w skrócie 2,4G oraz 5G. Reszty chyba nie trzeba tłumaczyć, ale to idealny straszak na osoby nieznające się na podstawach działania sieci Wi-Fi. Nawet jeśli technologia 5G stanowi zagrożenie dla zdrowia, routery 5GHz nie są dla nas szkodliwe.
A o co chodzi z latarniami? Prosta sprawa – każda nowa latarnia LED ma w sobie zaszyty nadajnik sieci 5G. Są w nich montowane potajemnie od kilku lat. Dosłownie każda latarnia. Co kilka dni na największej polskiej grupie przeciwników sieci 5G pojawia się zdjęcie latarni LED z pytaniem Czy to 5G? Odpowiedź zawsze jest tak sama – tak, to 5G! Szkodliwe dla zdrowia maszty są zatem na każdym kroku...

Źródła tej historii możemy szukać w miejscowości Gateshead w północnej Anglii. Słynna postać w ruchach anty-5G, Mark Steele, przekonał okolicznych mieszkańców, że lampy masowo zabijają okoliczne wróble i są powodem poronień wśród kobiet lub za ich sprawą rodzą się martwe dzieci. Wg Steele’a w lampach LED nadajniki 5G miały być montowane od 2016 roku, a dowodem na to, że jest to faktycznie 5G, miała być częstotliwość ich pracy. Czyli zakres 868 – 870 MHz. I konia z rzędem temu, kto uruchomi 5G na takiej częstotliwości. Od tamtej pory narracja jest jasna i mówi, że każda latania LED ma w sobie nadajnik sieci piątej generacji.
W lampach w Gateshead faktycznie znajdowały się małe anteny sieci komórkowej. Przesyłały one informacje rejestrowane przez czujniki światła w sieci 2G i 3G. Nadajniki wysyłały dane przez zawrotne 80 sekund tygodniowo. Przez resztę czasu były nieaktywne.
Mark Steele to ważna postać wśród przeciwników 5G. Wręcz historyczna, bo wygrał pierwszy proces w sprawie sieci 5G. A raczej „wygrał”. Krucjata Steele’a przeciwko ulicznym LED-om dotknęła władze miasta oraz m.in. konserwatorów latarni. Byli oni wyzywani, pomawiani, nagrywani i wręcz prześladowani przez Anglika. Co doprowadziło do pozwu, ale przeciwko Steele’owi. Został on uznany za winnego nękania i nagrywania pracowników miejskich oraz ich zastraszania. Dostał też 2-letni zakaz kontynuowania swoich prześladowań. Sąd jednak odrzucił wniosek rady miasta o zakazie wypowiadania się na ten temat w Internecie. W praktyce Steele mógł dalej głosić na Facebooku, że 5G zabija za pomocą latarni LED. Środowiska protestujące od razu uznały to za sądowe potwierdzenie szkodliwości sieci 5G.
