Jedna z najlepszych scen Star Wars powstała, bo artysta chciał zaoszczędzić czas
Gwiazda Śmierci ma charakterystyczny wygląd, który kojarzą nawet osoby niebędące fanami Star Wars. Z jej wyglądem wiąże się ciekawostka pokazująca, że trzeba pracować mądrze, a nie ciężko.

Aktualnie trudno wyobrazić sobie kino nowej przygody i science fiction bez Gwiezdnych wojen. Symbolem serii jest Gwiazda Śmierci, która miała wzbudzić strach wśród wrogów Imperium. Pierwotnie jednak miała wyglądać inaczej, niż pokazano ją w filmach, co w 2016 roku zdradził jej twórca, Colin Cantwell.
Mężczyzna był odpowiedzialny za projekt Gwiazdy Śmierci i przy okazji prowadzonej przez siebie sesji AmA [Ask Me Anything – zapytaj mnie o cokolwiek] na Reddicie, już na wstępie w ramach ciekawostki podał krótką anegdotę związaną z konstrukcją stacji kosmicznej. Okazuje się, że jej ostateczny kształt był wynikiem przypadku:
George Lucas przekazał mi zadanie stworzenia Gwiazdy Śmierci. Pierwotnie nie planowałem, żeby posiadała rów, ale gdy pracowałem nad modelem, zobaczyłem, że obie połowy zapadły się w miejscu, gdzie się ze sobą spotykały. Samo wypełnienie ubytku i naprawa zajęłoby mi cały tydzień. Żeby oszczędzić sobie pracy, poszedłem do George’a i zasugerowałem mu rów w projekcie. Pomysł tak bardzo mu się spodobał, że [rów] stał się częścią jednego z najbardziej ikonicznych momentów w filmie!
Nie był to jedyny raz, gdy Cantwell wspomniał o owym przypadku. Podczas rozmowy z The Montecito Journal of California rozwinął tę historię, mówiąc, że zasugerował Lucasowi umieszczenie w ostatecznym projekcie Gwiazdy Śmierci rowu z uzbrojeniem po bokach, gdzie mogłaby odbyć się bitwa ze statkami kosmicznymi wlatującymi i wylatującymi z wgłębienia.
Kultowy pościg odbył się jednak w innym rowie Gwiazdy Śmierci. Oryginalnie do sceny wybrano aż trzy wgłębienia, z których każde kolejne było coraz węższe. Ostatecznie postanowiono, żeby nakręcić pościg wyłącznie w najwęższym rowie, co miało uczynić sytuację dramatyczniejszą. Być może na stworzenie kolejnych wgłębień na stacji, których według Star Wars: Behind the Magic ma być osiemnaście, zdecydowano się po tym, jak najpierw powstało to największe, będące efektem przypadku.
I jak widać, z każdej sytuacji da się wybrnąć. Colin Cantwell musiał mieć ogromny dar przekonywania. Bez tego George Lucas mógł nie być aż tak podekscytowany rowem na powierzchni Gwiazdy Śmierci, przez co przypadkowy ubytek należałoby naprawić, na co artysta straciłby cenny czas.
Film:Gwiezdne Wojny: Część IV - Nowa Nadzieja(Star Wars)
premiera: Anulowanaprzygodowyakcjasci-fi
Komentarze czytelników
Canaton Legionista
W tekście był błąd dotyczący lokalizacji pościgu TIE za X-Wingami, które leciały zniszczyć Gwiazdę Śmierci. Został edytowany.