Quo vadis, branżo gier? Mam poważny problem z FOMO i patologiami rynku
A nie masz problemu z patologiami portali growych?
Ogólnie zasiadłem do artykułu z nadzieją że napisane będzie dokładnie to co uważam. Czyli że gry indie są z natury nieco bardziej pomysłowe, jakościowe czy po prostu zrobione z pasją niż gry AAA, co wynika z faktu że bliżej im do klimatu jaki panował w studiach twórców takich hiciorów jak Dungeon Keeper. Po prostu to wciąż jest grupa ludzi która chcę zrobić grę, bo jara się grami, ma fajny pomysł który podoba się im i pewnie spodoba się ludziom którzy mają podobne gusta do nich, podczas gdy gry AAA są tworzone w klimacie kołchozu i korporacji.
A przeczytałem... nie bardzo wiem co ale za to miało dużo mądrych słówek
Już tych pierdoletów o "grupie ludzi, którzy jarają się tworzeniem gier" nie mogę czytać. Branża IT jest ogromna i ktoś z wiedzą bez problemu znajdzie robotę nie tylko w gamedevie. Jeśli ktoś jest skłonny pracować w korpo przy produkcji gier (nie mówię to o studiach tworzących gry indie, których też jest zdecydowanie za dużo a jakość tych gier zdecydowanie za niska) to też jara się grami i nie pracuje w takim Naughty Dog czy innym Santa Monica na siłe.
Ależ oczywiście że tak, masz 100% racji. Nie sugeruję że jak ktoś pracuje w Bethesdzie to nie jara się grami czy coś. Mówię tylko że małe studia tworzące gry dają większe pole do wyciskania tej pasji. I to nie jest tylko kwestia tej branży. W większości dziedzin mała firma zawsze ma pozytywniejszą atmosferę w której na finalny produkt w jakimś stopniu wpływają osobiste cechy członków zespołu. Przy gamedevie różnica polega na tym że branża właściwie zaczęła się od takich małych zespołów programujących grę w piwnicy. Nie wiem jak wygląda sytuacja przy studiach kalibru twórców Hollow Knighta, ale wiem że w jeszcze mniejszych zespołach atmosfera naprawdę ma klimat.
Mówię też że to ma wpływ na dwie rzeczy. Pierwsza jest taka że wiele pasjonatów starych gier będzie przeć bardziej w stronę indyków, bo po prostu nie wiem, mają podobną aurę czy coś. Druga jest taka że te indyki są nieco mniej "ogólne". Po prostu mogą sobie pozwolić na bycie grą celującą w konkretną grupę odbiorców, a nie jak największą grupę odbiorców. Dzięki temu są po prostu bardziej charakterystyczne.
"W mniejszych zespołach atmosfera ma klimat" i "większe pole do wyciskania tej pasji" to słowa klucze ;) Obecnie mniejsze studia często wprowadzają często gęsto większe patologie niż te molochy, bo oczekują że będziesz miał nastawienie "pracy dla idei i wiekszego celu". Jasną rzeczą jest fakt że małe zespoły mają mniej funduszy, a co za tym idzie mniej możliwości, ale ostatecznie prowadzi to do gigantycznego wypalenia developerów. Wiele ludzi przechodzi do dużych firm bo tam jest po prostu struktura i określone obowiązki, co wprowadza ład i jest dużo bardziej przyjazne ludziom chcącym robić w życiu coś poza tworzeniem gry.
Gry AAA są miałkie bo są obecnie robione przez astronomiczne zespoły, taki Ubisoft robi jedną grę za pomocą kilku studiów z całego świata. Wyobraźcie sobie jak wygląda dogadywanie designu w takim rozmiarze, atmosferze i róznicach kulturowych. Pojedyńcza wizja już nie ma w tej skali znaczenia, bo musisz robić razem z innymi. Praca w małym studiu to bycie takim full stack developerem, gdzie w dużych studiach robimy za specjaliste od jednej, bardzo konkretnej rzeczy. I warto o tym pamiętać, błędy designu czy mechanik nie wynikają nigdy z winy jednej osoby, to są ogromne zespoły wykonujące tytaniczną ilość pracy.
Kiedyś miałem FOMO I byłem uzależniony od gier, ale wtedy hit gonił hit i w dwa miesiące wychodziło więcej tripleA porządnych szpili niż obecnie w rok.
Obecnie ani nie mam FOMO A gram kilka x mniej niż kiedyś bo tak naprawdę nie za bardzo jest w co I nie chce się, a kiedyś człowiek wręcz mocz wstrzymywał bo szkoda mu było czasu na toaletę tak gry wciągały.
Starość, a może kiedyś było lepiej? Jedno i drugie, jak człowiek gra 35+ lat to już jest veteranem i naprawdę ciężko go zachwycić (ale itak się udaje, u mnie to było VR w tamtym roku), a po drugie jak gra nie ma wysokiej miodności to bardzo szybko nudzi.
Człowiek więcej narzeka niż chwali, ale wystarczy porównać jakie i ile gier wychodziło dekadę temu a ile teraz, odsiać od tego multipalyerowa sieczkę, indyki i wyjdzie na to, że niemal już nic nie wychodzi, albo to kolejne części tego samego jak God of War czy Horizone ZD 2, Forza Horizon 5 czy Halo.
U Nintendo też wieje nuda, wyszło jedno Mario Odyssey i tyle z wysoko budżetowej oryginalności.
Smutne ale prawdziwe, teraz na dobrą grę trzeba czekać kilka x dłużej niż dekadę temu, ale wciąż jest w co grać (na szczęście).
Jedyne co w branży jest lepsze niż dekadę temu to emulacja, dzisiaj możemy sprawnie emulować wszystko od 8 bit na Switchu kończąc i to jest piękne, dzięki temu te sprzęty i gry stają się nieśmiertelne.
„Miodność” to juz wiem, ze kolega też z czasów kiedy o grach czytalo sie w papierowych gazetkach typu Click czy CD Action :)
30 nie 20
To logiczne, że branża się zmieniła skoro tak mocno się rozwinęła i jest obecnie potężną gałęzią przemysłu. Duże studia to obecnie takie molochy, że nie mogą sobie pozwolić na wydanie czegoś mocno nowatorskiego bo w razie porażki mogło by się to skończyć utratą pracy przez dużą grupę ludzi. Branża to jedno ale warto zauważyć, że przeciętny gracz też się zmienił. Dawniej były to głównie dzieci. Teraz oczywiście też jest ich sporo ale też znaczy procent to ludzie dorośli. Wymagania odbiorcy stały się więc większe. Kilka razy miałem tak, że wróciłem do starej gry bo w mojej głowie była genialna po czym odbijałem się od niej po kilkunastu minutach. Pomijam grafikę ale po prostu męczyła mnie różnymi topornymi mechanikami (np. żeby odpalił się filmik ruszający akcję dalej trzeba wcisnąć przycisk schowany gdzieś w rogu pokoju kilka poziomów wcześniej). Często gra tutaj sentyment do nich. Ja tam wolę współczesne produkcje.
jako dziaders źle rozszyfrowuję akronim
A to FOMO to nie literówka? Nie powinno być ZOMO?
Z opisu (rynek, patologia i problemy) pasuje ZOMO.
Boże, jak się to ciężko czytało. Dużo złotych myśli i madrych słówek, jak ktoś wyżej napisał. Można było ten artykuł skróci o połowę i nic by na tym nie stracił.
Rozwój gier i rozwój gier ale co to dla kogoś znaczy? Ja mogę znaleźć gatunki gier, których z jakichś powodów nie ruszam a są świetnie i mogę przeżyć szok jak je odkryje i uznać to za nowość i oryginalność. Czy tych gier wcześniej nie było? Były ale na te gry nie zwracałem uwagi. To już sprawa tylko i wyłącznie pojedynczych osób, że zwracają uwagę na to i tamto a resztę z tych i innych powodów olewają. A jak się zbierze grupa takich ludzi, to zwie się społecznością, co uważa i myśli podobnie a swoją uwagę skupia na podobnych rzeczach. Zresztą, jest to nawet zjawisko pozytywne, bo jakby ktoś miał skakać z kwiatka na kwiatek i próbować wszystkiego po trochu i rozpoczynać od nowa, to ani by się dobrze z tym nie zapoznał ani tego nie polubił.
Nie ma żadnej patologi w branży. Bo niby gdzie ona jest? Że jesteś przeładowany bodźcami i nie wiesz w co grać i w co warto? Slay The Spyre jest grą bardziej wartą uwagi niż nowy God of War? To wybierz jedną grę, poświęć jej miesiąc a resztę olej lub ogranicz do minimum. Życia nie starczy, jakby się chciało zrobić wszystko, co ma się w myślach.
Kto by się spodziewał, że można poczynić tyle błędnych założeń w tak krótkim tekście.
Skąd przekonanie, że gracze chcą jakiś zmian, nowości, coss genów czy nie wiadomo czego? W jakiej branży chcą? Bo chyba w żądnej. Meble się nie zmieniają (krzesła mają nogi i są z tej nudnej sosny), samochody się nie zmieniają (gdzie te samochody z 6 kołami?), lodówki się nie zmieniają (całe lata są białe i ziębią zamiast grzać). Ludzie czegoś chcą, to mają - nie inaczej. Jakby gracze chcieli nie wiadomo czego to by to dostali. Ale nie, miliony graczy chcą taką samą Fifę, a nie "nie Fifę". Miliony graczy chcą wyjść na tego samego Summoners Rifta czy na ten sam de_Dust. Producenci to wiedzą i ich zadaniem (obowiązkiem można by rzec) jest dostarczenie tego, a nie dostarczenie "nie wiadomo czego".
Gry Indie owszem próbują bo takie mają rynkowe zadanie i tyle filozofii, nie zrobią gry AAA chociaż zapewniam i dam sobie rękę uciąć - chciałyby. Szukają w zamian niszy i proszę bardzo ale w efekcie produkują gry jakościowo kilka klas niżej niż wielcy producenci, którzy odgrzewając kotleta dostarczają produkt super jakościowy (i nic nikogo nie obchodzi, że komuś się on nie podoba).
Kolejnym błędem jest to, że próbuję się jakoś "wymierzyć" coś co jest zwyczajnie efektem emocji. "Kiedyś to było teraz to nima". Tyle, że kiedyś było po prostu jedno wielkie g. i nie ma znaczenia, że zagrywałem się w Prince of Persia - to było takie crapiszcze, że jedynie można się zastanowić czemu właściwie ktoś w to w ogóle grał. Dziś byłaby to pozycja za 2 zł na Steamie. No ale wiadomo - bo w co innego. Jakby nie było co jeść to brukiew będzie smakołykiem.
Kryteriów merytorycznych jest multum ale prawda jest taka, że niezbyt niektórym leży ich użycie. Nie leży bo wtedy burzy się pewien pogląd na rzeczywistość, która to się akurat nie podoba. Np., że g. gierki z telefonów są uwielbiane przez graczy po stokroć bardziej niż przepiękne i wysmakowane pozycje.
A dlaczego to nas dziwi to nie mam pojęcia. Kogo dziwi, że do filharmonii idzie tysiąc razy mniej ludzi niż na film z żartami o pierdzeniu? Nikogo nie dziwi bo ludzkość zna to od czasów starożytnych albo i wcześniej.
Bez przesady. Jaracie się tymi indykami a i tak zarywacie noce w "wiedźminy", "assasyny" itd. Tak naprawdę to procentowo wśród indyków więcej jest crapów niż wśród gier AAA. Jakiś indyk się wybije to mówi się o nim do porzygu.
Zgadza się, że gdy ktoś tworzy nowego indyka to ma większą swobodę niż korpo które wydaje 10 część swojej gry AAA (bo nie chce tracić swoich klientów przyzwyczajonych do pewnych rozwiązań z poprzednich części) ale nie widzę sensu aby twierdzić, że gry AAA są gorsze bo robione przez "złe korpo". Chyba , że rzeczywiście na każdym kroku mamy mikro transakcje bez których ciężko się gra ale to dotyczy małego procenta gier AAA i przeważnie poddawane jest krytyce graczy. Twórcom indyków tez zależy na kasie, po prostu wiedzą, że nie mogą swoich gier sprzedawać w cenie gier AAA. Czasy gdy gry się robiło dla przyjemności to się skończyły już w latach 80s (a tak naprawdę to sam nie wiem czy kiedykolwiek ktoś robił gry tylko dla samej przyjemności nie licząc po cichu że może na tym zarobi).
I nie oszukujmy się: jak jakiś indyk osiągnie sukces to wydawane są kolejne jego części podobne do pierwowzoru i zaczyna się odcinanie kuponów i myślenie bardziej skupione na zysku.
Bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla,, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla,, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla,, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla,, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla,, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla,, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla...... Tyle wynika z tego atykułu. Błędy celowe.