Pierścienie Władzy popsuły zmiany w systemie moralnym Tolkiena
Czy dobrzy orkowie mają sens? Czy wystarczy mieć rację, żeby móc narzucać ją innym? Czy cel uświęca środki? Te pytania można zadać sobie po seansie Pierścieni Władzy. Zastanówmy się, w jaki sposób serial poradził sobie z zagadnieniem moralności.

Najnowszy hit Amazona Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy nie do końca okazał się hitem. Choć wynik finansowy wydaje się imponujący, odzew publiki można w najlepszym wypadku uznać za mieszany – a i to przy dużej dozie dobrej woli. Nie wspominając już o tym, że po serialu o takim budżecie i z takim materiałem źródłowym – mowa przecież o twórczości bodaj najważniejszego autora fantasy – oczekuje się miażdżącego sukcesu a nie chłodnego przyjęcia.
Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele: bardzo słaby scenariusz, brak zgodności z oryginałem, efekty wyglądające nie tak dobrze jak można by oczekiwać w produkcji tej klasy, a także leniwe tempo narracji. Pomijanym, a jednak – mam wrażenie – istotnym czynnikiem jest też agresywne nastawienie twórców do własnych odbiorców, objawiające się między innymi absurdalnymi oskarżeniami o rasizm czy seksizm tych, którzy ośmielili się publicznie krytykować ich wizję.
Moim zdaniem jednak wszystkie powyższe bolączki są w ogólnym rozrachunku drugorzędne. Głównym problemem Pierścieni Władzy jest dla mnie swoiste odwrócenie moralności przedstawionego świata. Postacie (czy nawet całe społeczności), z którymi powinniśmy jako widzowie sympatyzować i którym powinniśmy kibicować, okazują się skrajnie niemoralne, zaś te kreowane są przez scenarzystów na czarne charaktery w zasadzie nie robią nic złego. Prowadzi to do sytuacji w której poczciwi orkowie, szukający swojego miejsca na ziemi, są masowo mordowani przez czerpiącą z tego sadystyczną przyjemność Galadrielę, a dwie sceny później ta sama Galadriela wygłasza ckliwe frazesy o tym, że przemoc jest zła. Zwyczajnie mnie to żenuje, bo ktoś tu chyba nie szanuje mojej inteligencji.
Go Galadriel!
Morfydd Clark jest w mojej ocenie przeciętną aktorką. Widziałem ją w dwóch filmach: Crawl oraz Dracula (swoją drogą bardzo polecam oba), ale trudno było mi przypomnieć sobie jej role co oznacza mniej więcej tyle że grała poprawnie. Ani na tyle dobrze, ani na tyle źle, aby wyryć się w mojej pamięci. Niestety, najnowsza produkcja z jej udziałem zmieniła to – prawdopodobnie już zawsze będę utożsamiał ją z wściekłym zacięciem malującym się na twarzy Galadrieli w praktycznie każdej scenie. Ewentualnie z ekstatycznym uniesieniem, które widać w scenie gdy w zwolnionym tempie jeździ na koniu.
Jednak jak już wcześniej wspomniałem, nie sądzę, aby była to wina samej aktorki – z tak napisanej roli wykrzesać coś więcej mógłby chyba tylko mistrz w swoim fachu. Galadriela w serialu Amazona jest bowiem postacią tak prostą jak to tylko możliwe. Ma jeden instynkt, który nią kieruje oraz brak jakichkolwiek ograniczeń przemyśleń czy emocji które mogłyby zaburzyć jej proces wykonywania zadania.
Zadania, którym jest niestety dokonanie czystki etnicznej. Widać to najlepiej, kiedy mówi do pojmanego Adara – przywódcy i w pewnym sensie ojca przedstawionego w pierwszym sezonie szczepu orków – że zrobi wszystko, aby zamordować każdego przedstawiciela jego rasy najlepiej na jego oczach. Czy to jest coś, co powinien mówić pozytywny bohater? Oczywiście że nie! I żadne silne emocje nie są tutaj usprawiedliwieniem. Słuszna zemsta (czy jest coś takiego jak „słuszna zemsta”?) na zabójcy brata nie może być rozszerzona na cały gatunek. Strach pomyśleć, co by było gdyby Galadriela próbowała zostać malarką i by jej to nie wyszło.

Ktoś może jednak powiedzieć, że Galadriela blefowała, bo chciała Adara zastraszyć, a tak naprawdę kocha każde życie i nie ma uprzedzeń. Mocno wątpię w taką wersję wydarzeń, ale nawet założenie, że jest ono prawdą nie czyni z elfki pozytywnej postaci. I nie mam tu na myśli słusznego skądinąd zarzutu, że psychiczne dręczenie pojmanego również nie jest szczególnie chwalebnym sposobem postępowania.
Chodzi mi raczej o metody działania Galadrieli podczas jej pogoni za Sauronem. Jeśli bowiem przyjąć że jej cel nie był sam w sobie zły i ograniczał się do schwytania i osądzenia upadłego Majara (mało prawdopodobne patrząc na jej krwiożercze zapędy), to droga jaką do niego zmierzała... powiedzmy że nie przystoi bohaterowi. Szantaż (na wielką skalę bo szantażowała całe królestwo) zastraszanie przemoc i manipulacja a wszystko to bez cienia wyrzutów sumienia.
I może gdyby serial faktycznie rozprawiał się z tym schematem byłoby to do przyjęcia. Gdyby w połowie sezonu Galadriela została ukarana za swoją amoralność oraz przeszła jakąś przemianę, można byłoby to uznać za nieszczególnie zgrabnie, ale logicznie poprowadzony wątek postaci szukającej odkupienia. Problem w tym, że taki zwrot akcji nigdy nie następuje – Galadriela jest do końca tą samą arogancką owładniętą obsesją okrutniczką, co zyskuje wręcz groteskowy wymiar, kiedy poucza innych że uważanie zabijania orków za cnotę jest oznaką zatrutego umysłu, albo że pycha doprowadziła do upadku niejednego królestwa. To jest już coś więcej, niż hipokryzja to jest jawna drwina.
Nazywam się Sauron i chcę tylko zostać kowalem
Przechodzić drogę nawróconego złoczyńcy wydaje się z kolei postać, której nikt się w tej roli nie spodziewał. Sauron zwiedziony przez Morgotha stał się tysiące lat przed wydarzeniami z serialu jednym z czołowych przedstawicieli potęgi zła. Był okrutnym dowódcą, którego nienawidzili nawet wyhodowani przez niego orkowie zresztą droga despoty doprowadziła go w końcu do śmierci z rąk ich protoplasty. Jako że Majara nie można tak po prostu zabić, Sauron odrodził się w ciele Charliego Vickersa i przyjął imię Halbrand.
Halbranda spotykamy po raz pierwszy na tratwie, kiedy ratuje Galadrielę przed skutkami jej genialnej decyzji, aby na otwartym morzu pośrodku niczego wyskoczyć za burtę. Można uznać to za pierwszy z długiej listy dobrych uczynków złego lorda. Po dotarciu na suchy ląd okazuje się, że jedynym marzeniem Halbranda było zostanie kowalem i spokojne życie w Numenorze. Owszem, aby to osiągnąć posuwa się do kradzieży, ale to wciąż niższa klasa wykroczenia niż szantażowanie królowej czego dopuszczała się Galadriela. Zresztą to właśnie Sauron zajmuje się łagodzeniem wywoływanych przez swoją długouchą towarzyszkę skandali i w przeciwieństwie do niej stara się rozwiązywać problemy pokojowo.

Niestety, w końcu ulega podszeptom nikczemnej elfki (czy nie powinno być odwrotnie?) i rezygnuje z bycia uczciwie pracującym rzemieślnikiem. Wraz z wyprawą wojenną trafia do przyszłego Mordoru gdzie... nie robi w sumie nic złego. Więcej – stara się hamować mordercze zapędy Galadrieli i powstrzymuje ją przed zabiciem Adara.
Owszem, Sauron zabija orków, co – jak postaram się dowieść w następnym segmencie artykułu – samo w sobie jest zbrodnią, ale wewnętrzna logika powieści fantasy zdaje się tego rodzaju zbrodnie traktować nader pobłażliwie. Halbrand jest w tym momencie żołnierzem, więc wypełnia swoje obowiązki. Ciężko powiedzieć, kto ma rację w tym konflikcie – orkowie z jednej strony tylko szukają miejsca do życia z drugiej zaś najeżdżają ludzką krainę. I choć osobiście uważam, że morderstwo to morderstwo niezależnie od tego, czy dokonane na wojnie i w imię wyższego dobra, czy w dowolnych innych okolicznościach, to Sauron jawi się tutaj jako postać nie bardziej negatywna niż przeciętny żołnierz.
I znów – ktoś mógłby powiedzieć że to wszystko było ukartowane. Że intencje Halbranda nie były szczere, a wszystko, co robił było częścią jakiegoś mrocznego planu. Problem w tym, że serial nie daje żadnego dowodu na to, że miałoby tak być. Wręcz przeciwnie: wszystko zdaje się potwierdzać to, że Sauron w istocie chciał skończyć z rolą porucznika Morgotha, a do powstania pierścieni doprowadził w zasadzie przypadkiem, bo był tam gdzie Galadriela. Zresztą – za jej namową. Same pierścienie w tym momencie i tak nie są niczym więcej, niż bateriami, które w nie do końca jasnym mechanizmie mają zapobiec śmiertelności elfów. Pomoc w ich wykuciu można więc uznać – bazując tylko na wiedzy z serialu – za kolejny dobry uczynek.
A co ze zbrodniami których Sauron dokonał przed tysiącami lat kiedy zasiadał na mrocznym tronie i dowodził armiami orków? W sumie nie wiadomo – zostały przedstawione ogólnikowo w trwającej kilka minut retrospekcji. To właśnie jest problem Pierścieni Władzy. Nawet jeśli istnieją argumenty nadające sens moralności przedstawionej w pierwszym sezonie, to nie obchodzą one widza bo nie wybrzmiały w ramach serialu. Wszystko, co Sauron zrobił złego miało miejsce albo tysiąclecia przed akcją widowiska, albo wydarzy się dopiero później. W samym zaś pierwszym sezonie otrzymujemy Halbranda który w gruncie rzeczy jest poczciwym facetem.
Jako widz nie chcę śledzić historii, w której poczciwy facet jest uznawany za zagrożenie. Chcę trzymać kciuki za porażkę osoby, której zło widziałem na ekranie. Na przykład pewnej idącej po trupach do celu elfki.
Eru Iluvatar też chciał być orkiem
Jako odbiorcy kultury kibicujemy postaciom pozytywnym. Jeśli nie jednoznacznie pozytywnym to takim, których występki można jakoś usprawiedliwić. A już zdecydowanie ulubieńcami publiczności są wszelkiego rodzaju outsiderzy bohaterowie nierozumiani odrzuceni i skrzywdzeni przez los. Dlatego też tym bardziej nie rozumiem, dlaczego scenarzyści Pierścieni Władzy uznali, żeby tego rodzaju historię dopisać orkom.
Orkom, którzy mają być antagonistami serialu a w związku ze swoją liczebnością oraz strukturą armii – także mięsem armatnim. U Tolkiena orkowie pełnią rolę demonów. Są wcieleniem zła i sami w sobie nie przedstawiają żadnych pozytywnych cech. Nie mają tez indywidualności – rzadko kiedy są wspominani z imienia, a jeśli już to w roli tępych łatwych do zastąpienia szeregowych. W książkach nie spotkamy uruka wielbiciela poezji, ani nie usłyszymy o orkowych tradycjach czy kulturze (chyba że w kontekście negatywnym). Uczynienie z nich bezmyślnej hordy jest celowym zabiegiem psychologicznym. Jeśli grupa jest homogeniczna i pozbawiona indywidualności to łatwiej nam ją dehumanizować.
Oczywiście takie postawienie sprawy również może przywoływać niepokojące skojarzenia. Mówimy przecież o oparciu wizji świata na wojnie podludzi (orków) z nadludźmi (elfami numenorejczykami). Uzasadnienia takiej interpretacji nie trzeba daleko szukać – orkowie są głupi brzydcy i okrutni a rasy ludzkie w Śródziemiu są przedstawiane jako lepsze niż Homo sapiens z prawdziwego świata. Zwykle są wyżsi silniejsi i żyją dłużej – na przykład Obieżyświat lepiej znany jako Aragorn II Elessar opisywany jako smukły mężczyzna łączący w sobie przymioty mędrca wędrowca i wojownika przeżył 240 lat.
Tego typu konstrukcja świata działa tylko wtedy, gdy historia opowiada o walce z pozbawionym człowieczeństwa złem. Jeśli orkowie są jego wcieleniem, a Sauron ich królem to walka z nimi może być traktowana jako metafora niekończących się zmagań pozytywnych ludzkich cech z tymi negatywnymi. Jeśli jednak humanizujemy uruków, cała metafora się rozpada i stają się oni prześladowaną mniejszością.
Nie mówię wcale, że jest to podejście złe. Sam jestem zwolennikiem opowiadania bardziej złożonych historii i odchodzenia od ukazywania naiwnej walki dobra ze złem na rzecz naświetlania niuansów fikcyjnego społeczeństwa. Może to, co teraz napiszę, będzie uznane za świętokradztwo, ale Władca Pierścieni był w gruncie rzeczy dość prostą historią. Dobrzy mają zniszczyć złych. Bo tamci są źli i na pewno na to zasłużyli. Nie zadawajcie pytań bo iluzja się posypie. Nie da się jednocześnie pozostać w duchu oryginału i eksplorować moralnie niejednoznacznych zagadnień, które muszą pojawić się jeśli zastanowimy się dłużej nad sytuacją orków.

Jest to problem znany innym uniwersom fantasy. Świat Warcrafta początkowo mocno wzorowany był na Tolkienowskim konflikcie ludzi z orkami. Dobrzy mieszkańcy Lordaeronu muszą odeprzeć najazd bezmyślnej hordy zła. Z czasem jednak zaczęto coraz bardziej uczłowieczać orków przedstawiać ich kulturę i motywacje kreować zielonoskórych bohaterów. Jednocześnie Warcraft wciąż był tą prostą historyjką o walce dobra ze złem, więc obsadzenie dzikich, ale honorowych najeźdźców z Draenoru w roli antagonistów bardzo szybko straciło rację bytu. Już w trzeciej części gry musiano wymyślić nowego przeciwnika w postaci plagi nieumarłych. Bezmyślnych odczłowieczonych agresywnych mających jeden cel – zniszczyć wszystko co żyje.
Co ciekawe ten schemat jest powielany w World of Warcraft po dziś dzień. Kiedy umożliwiono graczom kierowanie nieumarłymi i w ramach narracji MMORPG znacznie poszerzono lore dotyczące tej frakcji, okazało się, że w sumie nie wszystkie żywe trupy są złe, niektóre są nawet spoko, a prawdziwymi wrogami są demony i zapożyczeni z Lovecrafta starsi bogowie. Tych dwóch grup co prawda nigdy nie zreformowano ale za to stojące za nimi siły – Nieporządek i Pustka – tradycyjnie uznawane za z gruntu złe są w ostatnich dodatkach przedstawiane jako wcale nie gorsze od pozostałych. Może i Pustka jest destrukcyjna i chaotyczna, ale za to inkluzywna i wszechstronna. A Światłość nie jest lepsza, bo osoby pod jej wpływem przejawiają tendencję do fanatyzmu i ekspansywności.
Humanizowanie sił zła jest bardziej wyrafinowanym i dojrzalszym podejściem, ale ma swoje konsekwencje. Po bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że „zło” to w zasadzie abstrakcyjne pojęcie często rozumiane inaczej w zależności od perspektywy, a wojny zwykle wybuchają z powodu konfliktu interesów, a nie szlachetnych pobudek wyplenienia moralnej zgnilizny. Tego typu historie zmuszone są więc albo do zerwania z prostą konstrukcją batalii pomiędzy jasną i ciemną strony mocy, albo ciągłego szukania nowych zewnętrznych i zdehumanizowanych wrogów. Pierścienie Władzy zdają się ignorować obie opcje. Próbują pokazać pewne niuanse moralne jednocześnie, kompletnie ignorując je na poziomie konstrukcji głównej fabuły. Elfy mają być dobre, bo muszą być dobre, choć wcale nie są, a orkowie muszą być źli,chociaż ich szef jest w moim odczuciu jedną z najbardziej pozytywnych postaci w całym serialu.
Nikt nie zbacza ze szlaku… jeśli chce żyć
Koronnym przykładem braku spójności w prezentowanej wizji świata i wyznawanych przez postacie zasadach moralnych jest społeczeństwo hobbickie... przepraszam harfoockie. Małe, śmieszne ludziki w oryginalnym Władcy Pierścieni stanowiły okno dla odbiorcy. Większość życia spędzały w Shire, które współczesnemu czytelnikowi miało kojarzyć się z angielską prowincją nie wiedziały zbyt dużo o wielkim świecie a z ich zwyczajami łatwo było się utożsamić. W końcu kto mógłby powiedzieć, że nie lubi spać jeść i w sielankowych sceneriach spotykać się z przyjaciółmi? O fajkowym zielu nie wspomniałem bo Shire lepiej poradziło sobie z legalizacją niż my.
Harfooci mają spełniać niby tę samą rolę, ale wyrzucają wszystko co przywołałem powyżej na śmietnik. Zamiast żyć na wsi wędrują w dziwnych taborach. Zamiast spać jeść i miłować spokój okradają cudze sady włóczą się jak bezdomni i paranoicznie reagują na wszystko co znajduje się poza ich społecznością. Zamiast spotkań z przyjaciółmi i pomagania sobie nawzajem wolą zostawiać na śmierć każdego, kto nie nadąży za taborem.

Szczerze mówiąc, byłem mocno skołowany, kiedy po raz pierwszy obejrzałem scenę, w której mówią o tym że jeśli ktoś nie nadąży... to trudno niech zdycha. Nie tylko nie odwrócimy się, aby mu pomóc, ale nawet nie zwolnimy żeby był w stanie dotrzymać nam kroku. Nawet jeśli skręcił kostkę, pomagając w rozstawianiu jakiegoś szałasu. Przez cały odcinek czekałem na jakiś twist. Myślałem, że może okaże się że to tylko żarty, że historie o zostawionych na pastwę losu harfootach to jedynie bajki, którymi straszy się dzieci, aby nie oddalały się zanadto. Przecież deklaracje o tym, że trzymają się razem padały nawet w zwiastunach.
Niestety żadnego zwrotu akcji nie było. Harfooci to bezlitosna sekta stosująca w praktyce najbardziej bezwzględną formę darwinizmu społecznego i piorąca mózgi swoim członkom. Nie tylko pozbawiają słabszych jakiejkolwiek pomocy nie tylko celowo przesuwają na koniec taboru tego, kogo chcą się pozbyć, ale od najmłodszych lat uczą hobbiciątka, aby były one nieufne wobec obcych, nie oddalały się od mobilnego domu i grzecznie pomagały starszym. Do momentu, aż staną się niepotrzebne, wtedy niech im ziemia lekką będzie.
Zło nie jest w stanie stworzyć niczego nowego…
Pierścienie Władzy są niespójne stylistycznie. Zamiast jasno obrać kierunek i zdecydować czy tworzą prostą historyjkę o walce dobra ze złem czy złożoną opowieść eksplorującą odcienie szarości, twórcy stwierdzili, że zrobią trochę tak, a trochę tak. To kompletnie nie działa. I jest to – moim zdaniem – największy problem tego serialu.
Nie dostaliśmy świata, w którym każdy jest trochę zły, a trochę dobry, a o naszej ocenie charakteru świadczą proporcje jednego i drugiego (a tak jest w konkurencyjnym Rodzie smoka), nie dostaliśmy także znanego z klasycznego Władcy Pierścieni Śródziemia – jasno oddzielającego ziarna od plew. Zamiast tego mamy postacie, które robią rzeczy okrutne, ale później zupełnie to ignorują. Serial udaje, że naganne uczynki elfów numenorejczyków czy harfootów nie miały miejsca, a jednocześnie pomija racje orków i Saurona.
Problem w tym, że widz ma świadomość obu tych rzeczywistości i rodzi to tak potężny dysonans że psuje całą przyjemność z oglądania. Gdyby nie to, Pierścienie Władzy byłyby znacznie lepsze. Czy na tyle dobre, żebym chciał obejrzeć drugi sezon? Nie wiem. Mam tylko nadzieję, że Amazon wyciągnie wnioski i nie zepsuje zapowiadanego Blade Runnera 2099, który przecież powinien na takich niuansach się opierać.
Amazon Prime Video kupisz tutaj
OD AUTORA
Nie jestem fanem Tolkiena, ale szanuję jego twórczość. Gdyby nie on, nie byłoby fantasy, jakie dzisiaj znamy. Moralna naiwność przedstawionego w Legendarium świata wydaje mi się jednak niedzisiejsza i bardzo trudna do zaadaptowania. Peterowi Jacksonowi się udało, ale i tak nie obyło się bez kontrowersji. Wobec Pierścieni Władzy nie miałem żadnych oczekiwań, nie miałem też bagażu w postaci znajomości oryginału. Podczas oglądania serialu jednak postanowiłem to zmienić i zaopatrzyłem się w Silmarillion. Amazonowi może nie wyszła dobra adaptacja twórczości Tolkiena ale – jak widać – udało się rozpropagować ją wśród sceptyków.
Serial:Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy(The Lord of the Rings: The Rings of Power)
premiera: 2022fantasyprzygodowyakcja
Nowy sezon Sezonów: 3 Epizodów: 16
Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy to serial inspirowany twórczością J.R.R. Tolkiena. Opowiada on historię tytułowych Pierścieni Władzy – potężnych artefaktów wykutych w Drugiej Erze Śródziemia. The Lord of the Rings: The Rings of Power został wyprodukowany dla platformy Amazon Prime Video jako najdroższy serial w historii (budżet pierwszego sezonu szacuje się na pół miliarda dolarów); głównymi twórcami są Patrick McKay i John D. Payne (scenarzyści Star Trek: W nieznane). Jego akcja rozgrywa się w fantastycznym świecie stworzonym w wyobraźni brytyjskiego pisarza J.R.R. Tolkiena. Trwa Druga Era Śródziemia. Wówczas to wykuto potężne artefakty zwane Pierścieniami Władzy. Chcąc zyskać kontrolę nad nimi wszystkimi, Mroczny Władca Sauron wykuwa własny Pierścień. W produkcji wystąpili między innymi Robert Aramayo, Morfydd Clark, Joseph Mawle, Markella Kavenagh, Owain Arthur, Nazanin Boniadi, Maxim Baldry, Owain Arthur oraz Tom Budge. Zdjęcia kręcono w Nowej Zelandii.
Komentarze czytelników
BlaskOgnia Chorąży
To ja wam dodam coś od siebie, co wpadło mi do głowy, a co uczyniło tę historię znacznie sensowniejszą niż mogłoby się wydawać. Oczywiście jest tu trochę domysłów, które jednak są dość sensownie jak mi się wydaje uargumentowane.
Na wstępie zaznaczam wyraźnie, że mój wywód wymaga oderwania się od kanonu i uznania, że serial jest jedynie ADAPTACJĄ, a nie EKRANIZACJĄ. Różnica między tymi dwoma tworami jest o tyle duża, że adaptacja bardzo luźno traktuje wątki materiału źródłowego, a ekranizacja ma za zadanie je wiernie oddać. Piszę to przede wszystkim fanom, bo jeśli skreślasz serial tylko dlatego, że nie jest wierny oryginałowi to czytanie dalszej części mojego przydługiego komentarza nie ma sensu, bo i tak nie dopuścisz do siebie choćby hipotezy, że to co piszę może mieć sens.
Przypuśćmy na moment (na potrzeby dywagacji na temat), że scenarzysta nie jest idiotą, bezmózgim trollem lub choćby półgłówkiem. Przypuśćmy, że ma w głowie konkretny plan, który po w nie dość wiarygodny sposób został przedstawiony - nie dość idiotoodpornie został wytłuszczony, by wszyscy to podchwycili. Proszę o takie założenie na potrzeby luźnej interpretacji intencji twórców.
Od samego początku serialu wiele zdarzeń jawiło się jako absurdalne, odklejone od rzeczywistości. Weźmy choćby fakt wyskoczenia Galadrieli za burtę łodzi, co samo w sobie jest równie wielce idiotyczne, co wielka jest ilość kilometrów do przepłynięcia na suchy ląd - wpław. Większość ludzi, którzy podchodzą do tego serialu tak to interpretuje - scenarzysta forsę wziął, potem zaczął pić. I na chaju wymyślał na prędce wątki fabularne. Co jeśli tak nie było?
Może ocena całej serii po ledwie jednym sezonie jest przedwczesna? Mam takie poczucie bardzo zresztą silne, że twórcy tego serialu sami sobie ukręcili stryczek uznając, że nie wszystkie karty należy odkrywać już i nie wszystkie one powinny być oczywiste. Powiedziałbym nawet, że wątek, który spaja całą tę historię W OGÓLE nie został wskazany palcem, ale moim zdaniem jest bardzo silnie widoczny o ile spojrzy się na cały ten sezon jako całość i trafiając na jakiś "idiotyzm" zamiast uznawać go za "idiotyzm" zaczniemy zastanawiać się: gdzie w tym głębia?
Weźmy choćby słynne rozbieranie elfów. Wielu fanów śmiało się z tego, a ja tam widzę bardzo silnie symboliczny rytuał. Elfy nie były rozbierane. Elfom zdejmowano zbroję oraz odbierano oręż. Oto teraz z wojownika stajesz się istotą wieczną, która nie musi wojować, walczyć, zabijać, bronić, która zmierza ku absolutowi. Odebranie oręża jest w tej formule bardzo silnym symbolem, tym bardziej, że Elfy ze swoimi gadżetami są dość mocno związane, co zresztą widać po Galadrieli.
No ale co z jej wyskoczeniem z łodzi? Cóż... w jednym z ostatnich odcinków dowiadujemy się czegoś bardzo ważnego. Sauron posiada umiejętność wynikania do umysłu Galadrieli i mamienia go. Ona owsze go w tej scenie wyrzuca, ale zadać można pytanie, co jeśli to nie był pierwszy raz?
Jeśli założyć, że Sauron chciał stworzenia pierścieni władzy i jeśli uznać, że jednym z jego celów było skorumpowanie WSZYSTKICH narodów świata w tym Elfów, to mógł obrać sobie za cel właśnie Galadrielę. Osobę NIE BĘDĄCĄ po ciemnej stronie mocy jak twierdzi autor niniejszego artykułu, ale nieustannie na niej balansującą ze skłonnością to patrzenia częściej w mrok niż światło. No i teraz jeśli wybrał sobie za cel Galadrielę mógł ją śledzić od miasta Elfów, po samą bramę do wiecznego świata. No bo skąd niby miał się tam znaleźć? Przypadkiem? Większość ludzi uznała to za głupie szycie fabuły, a ja tu widzę ZAMYSŁ.
I zanim mnie zlinczujecie spójrzcie na to z tej strony. Galadriela jest na statku. W tym momencie będący w pobliżu, ale w ukryciu Sauron wnika to jej umysłu i mami ją wizją brata (mógł to zrobić, bo dostaliśmy tego dowód później gdzie wprost zostało to zaawizowane, a że był w pobliżu - bo ją potem spotkał też jest faktem). Tą wizją mami Galadrielę próbując ją ściągnąć ze światła wprost w mrok własnej duszy. I to mu się udaje. Galadriela porzuca światło, skorumpowana wizją konieczności walki, owładnięta nienawiścią i bólem odwraca się od jasności i wyskakuje z łodzi choćby po to by próbując wrócić umrzeć w toni wielkiej wody. I z tej perspektywy to naprawdę ma sens, bo wówczas Galadriela nie jest po prostu mrocznym elfem, ona została w ten mrok ściągnięta przez Saurona. Sauron podszeptami chce by dotknęła swojej ciemnej mocy, by zatraciła się w nienawiśći NAWET JEŚLI miałąby to być nienawiść do jej samej.
To dość ciekawa koncepcja, bo w oryginalnej Trylogii Sauron był królem podarków przed którym drzwi do świata Elfów zostały przezornie zamkniete, to Elfy ostrzegały przed nim świata. Tutaj mamy coś zupełnie odwrotnego. Elf ULEGA Sauronowi, bo ulec ciemnej mocy nie zawsze można w sposób oczywisty i czarno biały, czasem odbywa się to stopniwo, powoli, małymi kroczkami. Sauron chce by Galadriela była mroczną panią tego świata, co zresztą NAWET według oryginalnej trylogii tkwiło w jej sercu, bo przecież spotuykając jedyny pierścień na moment uległa własnemu ego, by potem się otrząsnąć. Serial może w tym momencie przedstawiać tę historię (jako adaptacja) inaczej. Właśnie jako uleganie lae nie w taki ordynarnie szybki sposób: bach Galadriela patrzy na pierścień, ulega, potem się otrząsa i vuala. Seiral pokazuje to jako abrdzo długotrwały i nieoczywisty proces.
Zauważcie, że jeśli spojrzeć na to z tej perspektywy, to cała ta historia nabiera sensu. Sauron chce zapanować nad światem, a mordowanie jest tylko ośrodkiem do celu. Nie chce rządzić sam, chce rządzić razem z Galadrielą jako tą, która jest najsilniejszym przedstawicielem swojej rasy, który przeszedł "na ciemną stronę mocy".
No więc Galadriela wyskakuje za burtę. Sauron nie może pokazać się jej od razu, bo przecież byłoby to podejrzane. Galadriela płynie. Nie wiadomo ile, na tyle by się zmęczyć. Wówczas pojawia się burza i spotyka Saurona na tratwie, który nie wykazuje żadnego nią zainteresowania. To ona interesuje się nim. Omamiona rządzą zemsty dostrzega kolejną zastawioną przez Saurona pułapkę. Symbol zaginionego króla, który daje jej poczucie, że oto spotkała kogoś kto zjednoczy narody i sprawi, że będzie miałą armię, której nie chciał jej dać jej własny król.
Zobaczcie jakie to jest sprytne. Król elfów nie chciał się poddać jej nienawiści, nie chciał dać jej kolejnej grupy Elfów do poszukiwania Saurona, więc ona w rozpaczliwej pogoni za zemstą ROZBUDZONĄ podszeptami Saurona dała się złapać jak ryba na dobrą przynętę. Dalej Sauron wzbudza jej zaufanie, MUSI walczyć z Orkami, bo celem nie jest uratowanie Orków, ale celem jest ostateczne skorumpowanie Galadrieli. To jest cel Saurona, to jest jego główne dążenie.
Zwróćcie uwagę na to, że w oryginalnej opowieści Król podarków mamił ludzi haryzmą. Dobierał słowa tak by jątrzyć już otwarte rany. On nie wkłądał ludziom do głów nie ich myśli, on żerował na zwątpieniu i waśniach. Ludzi mamił przemowami, mówił, że Elfy się zamknęły, że chciał z nimi współpracować, ale odwmówiły itd. Jego siłą nie było czyste zło samo w sobie, ale haryzma, przebiegłość i to że był swoistym psychoanalitykiem, który doskonale wiedział w jaką strunę zagrać, by osiągnąć określone efekty.
W tej materii oczywiście mocno naiwnie jawi się to jak omamił największego kowala Elfów, który już po paru zdaniach "wpuścił go" do swojej pracowni, ale choć to akurat jest szyte grubymi nićmi jeśli spojrzycie na to z tej perspektywy okazuje się, ze cała ta historia nabiera zupełnie innego wymiaru i co więcej to co wydawało się idiotycznymi zwrotam akcji i przypadkowymi spotkaniami w ogóle nie jest przypadkowymi spotkaniami.
Wydaje mi się, że scenarzystom umknęło po prostu, że współcześni widzowie są prości jak budowa cepa. Zło musi być złe, dobro musi być dobre, jeśli ktoś kogoś mami to msui to być jaskrawe, oczywiste jak w oryginalej ekranizacji Tolkiena, kiedy wężowy język był tak oczywistym przejawem czystego jadu żę wystarczyło mu spojrzeć w oczy by wiedzieć, że jest zły. Takich widzów nie da się przyciągnąć zaawulowaną fabułą i ukrytymi powiązaniami między bohaterami, bo dzisiaj widzowie w ogóle nie próbują szukać drugiego dna. Uznają, żę coś jest głupie, bo takim im się jawi i tyle, a tymczasem to widz okazuje się głupi, bo nie dostrzega oczywistej oczywistośći. Ten serial nie jest ekranizacją, on jest adaptacją i to adaptacją pełną bardzo głębokiej symboliki WYMYŚLONEJ przez scenarzystów.
Choćby sam tatuaż Saurona będący mapą, z którego tak ludzie się śmieją, a przecież nie była to MAPA w dosłownym tego słowa znaczeniu tylko ZARYS gór otaczających przyszły Mordor. Jeśli mieszkam w lesie nic dziwnego, żę w herbie chciałbym mieć wilka, drzewo, niedźwiedzia, czy inny element związany z tym miejscem. Rozumiecie o co mi chodzi?
Tak naprawdę to co ten serial pokazał w najbardziej jaskrawy sposób, to nie to że nie szanuje twórczości Tolkiena. On pokazał, że dziś widzowie nie próbują nawet udawać, żę traktują CZYJEŚ DZIEŁO jak CZYJEŚ DZIEŁO. Widzowie dziś mają sami pewne wizje, które jawią im sie jako jedyne słuszne i jedyne właściwe. Widz stał się egocentrykiem, który oczekuje spełniania jego oczekiwań.
Sauron nie zrobił nic złego? NO według mojej teorii nieomal udało mu się zrobić coś czego nie udało mu się zrobić w oryginalnej twórczości Tolkiena: skorumpować elfów. Był jak wirus, który wnikając im do głów sieje spustoszenie i zniszczenie i tego zniszczenia widz ogląać nie chce bo widz woli, by Elf był dobrym, zadufanym w sobie, pompatycznym, moralnym wzorcem do naśladowania :).
A orkowie? Orkowie zostali przedstawieni jako rasa szukająca swojej tożsamości, którą mroczny elf im zapewnił. Kto wie, czy jedną z części planu Saurona nie było to, by Galadriela go zabiła - jako jego rywala w kontekście wladzy nad Mordorem.
Wiecie o co mi chodzi? O to, że ta historia MA PRAWO SIĘ NIE PODOBAĆ, ale nie jest aż tak głupia i pozbawiona sensu jak ją przedstawiacie. I teraz owszem znajdzie się ktoś kto powie, że co ja tam wiem bo nie ma dowodów. No są :) Sauron potrafił wnikać do umysłu Galadrieli. Sauron był w pobliżu. Na końcu MÓWIŁ WPROST o władaniu nad światem razem z nią. Dążył do pokonania elfa przeowdzącego orkom (oczywiście pod postacią króla), co też pokrywa się z moją teorią chęci obalenia go. Sauron jest przede wszystkim mąciwodą. On nie musi walczyć sam, on wykorzystuje do tego innych. I według mnie drugi sezon powinien tę historię w tej materii znacznie lepiej naświetlić, bo skoro jest oczywistym że będzie drugi sezon to NIE MA POTRZEBY wyjaśniania WSZYSTKICH wątków już w pierwszym.
Venom23 Chorąży
"Widziałem ją w dwóch filmach: Crawl oraz Dracula (swoją drogą bardzo polecam oba), ale trudno było mi przypomnieć sobie jej role co oznacza mniej więcej tyle że grała poprawnie."
Przestałem czytać po tym fragmencie. Autor ma mój szacunek za teksty o psychologii, ale na kinie widać się nie zna, a więc:
Nie masz prawa do własnej opinii. Masz prawo do poinformowanej opinii. Nikt nie ma prawa być ignorantem.
W "Crawl" Clark miała wybitnie niewdzięczną rolę siostry, która pojawia się w bodaj jednej albo dwóch scenach na ekranie telefonu głównej bohaterki. Ocenianie tutaj jej gry aktorkiej to lizanie cukierka przez papierek. Co najmniej "Saint Maud" trzeba by obejrzeć.
Jednocześnie ot tak "bardzo" polecanie takich w najlepszym razie B-klasowych rompów świadczy nie tyle o guście co o poziomie obeznania autora w temacie kina.
No sorry, ale nie.
zanonimizowany1218483 Generał
Naprawdę ktoś ogląda ten będziemy serial?
Jaq87 Centurion

Bo patrząc na ROP czy nawet Wiedźmina można zrozumieć czemu wytwórnie filmowe nie chcą płacić scenarzystom: są po prostu słabi.
madas403264988a Junior
Gdyby nie to, Pierścienie Władzy byłyby znacznie lepsze.
No nie, nie byłyby, poza naprawdę kilkoma postaciami jest to strasznie słabe. Słaby scenariusz w większości słabe postacie kiepska ich psychologia kiepskie motywacje, nielogiczne, ale to norma obecnie głównie postacie kobiece próbujące odgrywać mężczyzn, mało wiarygodne i żeby nie było Brienne z Tarthu w Grze o Tron dawała radę, ale to trzeba wiedzieć, jak taką postać skonstruować. Niewiarygodny świat, nowy jork w każdej wsi i żeby jakąś przekonującą genezę do tego wymyślić no ale z g.wna bicza i tak nie ukręcisz, wrzucone do blendera i papa dla bezzębnych konsumentów. No i wreszcie przy takim budżecie kiepska scenografia i kiepskie efekty mam tu na myśli szczególnie projekt, detale, które kłują w oczy. Po tych wielu już klapach w Hollywood i po wynikach finansowych, najgorszych od 40 ponad lat, ktoś mógłby się spodziewać jakiegoś otrzeźwienia, jednak przyczyną tego stanu rzeczy jest przeideologizowanie marksizmem, więc ten spadek po równi pochyłej będzie trwał już do marnego końca, aż te skrzywione pokolenia się wypalą. Nie spodziewałbym się w najbliższych latach już, jakichkolwiek znaczących dzieł, ten złoty wiek mamy już za sobą.