Nie oglądałeś Pierścieni Władzy? Twoje zdanie nie ma znaczenia

Każdy ma prawo do opinii. Nie każdego opinia ma jednak znaczenie w dyskusji. Bo aby sformułować liczące się zdanie na temat dzieła kultury, należy się z nim zapoznać. Podstawowy warunek, którego nie spełnia połowa krytyków Pierścieni Władzy.

nasze opinie
Karol Laska 5 września 2022
80

Nędzny dziennikarzyno, dlaczego mnie obrażasz i deprecjonujesz? Dlaczego uprawiasz elitaryzm czy nawet iście tokarczukowski snob(l)izm? Moi drodzy, z całym szacunkiem, ale ja stwierdzam pewien oczywisty fakt. Fakt, którego niepodważalność gdzieś nam po drodze w ostatnich latach umknęła, kiedy to platformy streamingowe weszły na sam szczyt, zaczęły zalewać nas masowo treścią i sprawiły, że o wiele łatwiej jest coś obrazić za powielanie schematów i „polityczną poprawność”, niż pochwalić za bycie… po prostu dobrym serialem bądź filmem.

Przegapiłem bowiem moment w historii kultury, w którym to ocena danego dzieła przestała zależeć od tego, czy się z nim faktycznie obcowało. W dobie wszechobecnej społecznej polaryzacji, twitterowych afer i przebodźcowywania mózgów ludzie zapomnieli o merytoryce, a zaczęli skupiać się na instynktownych sądach nieświadomie wspierających cancel culture (zarówno z prawej, jak i lewej strony). Konsumenci przestali konsumować – zaburzyli naturalny proces chłonięcia i przyswajania konkretnego tworu, po prostu przestając go chłonąć i przyswajać. Zaczęli uprawiać review bombing na Rotten Tomatoes i Metacriticu, przy okazji obrzucając rzeczonymi zgniłymi pomidorami dostarczycieli treści. Krótko mówiąc, wypisali się na własne życzenie z popkulturowego dyskursu.

Powyższa obserwacja znajduje swoje potwierdzenie w wielu różnych dyskusjach okołofilmowych i okołoserialowych. Ale Pierścienie Władzy przelały czarę goryczy. Dobitnie pokazały skrzywiony obraz współczesnej kultury odbiorczej – polegający na mieszaniu danej produkcji z błotem bez uprzedniego zapoznania się z nią.

„Obiektywne” 1/10

Serialowy Władca Pierścieni nie ma łatwego życia. Podjął się bowiem dotykania księgi świętszej od samej Biblii, bo Silmarillionu, by po jakimś czasie ujawnić, że tak naprawdę jako takich praw do treści zawartych na niepokalanych kartach Tolkienowskiego legendarium nie ma. Poza próbą zachowania autorskiego ducha trzeba więc było zacząć nastawiać się na niepozbawione światotwórczych nieścisłości fantasy, próbujące jedynie częściowo skorzystać z dorobku brytyjskiego pisarza.

Już sam ten fakt mocno sprowokował miłośników Tolkiena, a jeśli dodamy do tego jeszcze czarny kolor skóry elfów i krasnoludów, „brak kobiecości” u odgrywającej Galadrielę Morfydd Clark oraz nienaturalne ułożenie kości policzkowych tego jednego hobbita przewijającego się na drugim planie, to otrzymamy szereg generycznych zarzutów rodem z poradnika młodego roszczeniowca, bezgranicznie marzącego o idealnej adaptacji książkowego arcydzieła, która nigdy jeszcze nie powstała (niezależnie od tego, na jaką ekranizację książki patrzycie). A jeśli wspomnicie o trylogii Jacksona, to ja tylko przypomnę o narzekaniach amerykańskich widzów na castingowy wybór Liv Tyler, zwiastujący „rychłą porażkę” dzisiaj kultowych już filmów. Rychłą porażkę…

Czy to oznacza, że nie można wyrażać swojej dezaprobaty wobec serialu, jeszcze zanim pierwszy odcinek ujrzy światło dzienne, lecz w trakcie trwania kampanii promocyjnej? Oczywiście, że można (chyba że komentarze owe są obraźliwe czy hejterskie – te zawsze i wszędzie należy tępić), a pewnie nawet i trzeba, jeśli faktycznie czuje się niezadowolenie bądź niesmak. Każda osoba formułująca opinię na temat niewydanego jeszcze dzieła musi natomiast pamiętać o jednym – jest uczestnikiem zupełnie innej dyskusji kulturowej niż ta, która ma miejsce po premierze serialu. Obawy wyrażane przed premierą to jedno, skonfrontowanie owych obaw z samą treścią widowiska to drugie.

Prosta matematyka każe więc wnioskować, że – przynajmniej do 2 września 2022 – każda osoba krytykująca Pierścienie Władzy krytykuje między innymi to, co widziała, słyszała i czytała przed premierą dzieła. Bazuje na artykułach, przeciekach, fotosach, zwiastunach i wypowiedziach twórców. Może na ich podstawie zbudować wartościowe zdanie i uzasadnione wątpliwości. Nie może ich jednak przekładać na ocenę i opinię dotyczące już samego serialu. Tymczasem ludzie:

Nie oglądałeś Pierścieni Władzy? Twoje zdanie nie ma znaczenia - ilustracja #1
Nie oglądałeś Pierścieni Władzy? Twoje zdanie nie ma znaczenia - ilustracja #2
Powyższe zrzuty ekrany zapożyczone zostały z konta twitterowego Mietczyńskiego

Powyższe średnie oraz noty pokazują, że zderzają się ze sobą dwa zupełnie inne światy – oczekiwań i wrażeń. Nie wątpię w to, że ktoś gardzi Pierścieniami Władzy na tyle, by w przypływie złości wystawić soczyste 1/10. Nie potrzebuję jednak dowodów na to, by na podstawie przytoczonych na obrazkach statystyk stwierdzić, iż mamy do czynienia z nieuczciwym review bombingiem. Przejawem konsumenckiego buntu – niezrozumiałej dla mnie i dla wszystkich konstruktywnie opiniujących widzów zawiści oraz złośliwości. Bo w przypadku większości tych wystawionych „jedynek” nie mówimy o widzach. Mówimy o ludziach, którzy nowego Władcy Pierścieni nawet na chwilę nie odpalili, a swoją ocenę opierają jedynie na przesłankach i odczuciach wspartych przez toksyczną, fanboyowską atmosferę wokół serialu.

Wszystkie oceny i recenzje ludzi (oprócz tych usuwanych niesłusznie przez Amazon), którzy Pierścieni Władzy nie obejrzeli, wpływają co prawda na średnie noty na wszystkich największych portalach pokroju Metacritica i IMDb, bo są trudne do zweryfikowania. Na papierze wszystko więc widać, trolle mogą czuć satysfakcję – kulturowy aspekt review bombingu jest zatem trudny do zignorowania.

Jeżeli jednak mówimy o krytycznym dyskursie budującym się wokół serialu, to dochodzę do punktu wyjścia – zdanie osoby niezapoznanej z treścią jakiegokolwiek epizodu nie ma najmniejszego znaczenia. A jeśli ma, to jedynie w hermetycznym gronie innych osób uparcie powstrzymujących się od zaznajomienia z pierwszymi odcinkami Rings of Power. I chyba właśnie ta bezsilność zbuntowanych jednostek wobec merytorycznych, uzasadnionych głosów (nieważne, czy pozytywnych, czy negatywnych) doprowadza do kręcenia się tego patologicznego cyklu hejtu, jaką jest atakowanie osób o innej, ugruntowanej w rzeczowych argumentach i opartej na odbiorczym doświadczeniu opinii.

Jestem dziennikarzem i podobały mi się Pierścienie Władzy. Czy się sprzedałem?

Oto nagle okazuje się, że nie istnieje coś takiego jak entuzjastyczna albo i nawet umiarkowanie optymistyczna recenzja Pierścieni Władzy. To znaczy istnieje, ale tylko dzięki szerokiej, dosięgającej nawet najmniejszych osobistych blogów, strefie wpływów Amazona. Każdy dziennikarz dostał w łapę i jest godny nazwania co najwyżej skorumpowaną świnią. A nawet jeśli nie zapłacono mu dosłownie, to przecież trzeba poklepać po pleckach Bezosa, bo inaczej urwie kontakt z danym serwisem, przestanie wysyłać screenery i utnie dostęp do Prime Video każdemu pracownikowi firmy, nawet Bogu ducha winnym chłopakom z IT.

Nie, to tak nie działa. I boli mnie, że musi to wybrzmiewać tyle razy. Jasne, pisanie współczesnej publicystyki to w dużej mierze kliki, SEO, tempo oraz ilość, ale w tym wszystkim nie można też zapominać o jakości, uczciwości i rzetelności. Wybuchliście śmiechem? Okej. Ale taka jest prawda. Jeśli więc macie jakiś problem z krytykami, to nie wiem – albo oni się nie znają, albo Wy się nie znacie, albo możemy pójść na kompromis i stwierdzić, że ile ludzi, tyle głosów. Tylko zobaczcie najpierw ten serial, proszę. Inaczej nie ma o czym rozmawiać.

Co prawda dla wielu taka strefa kompromisu pomiędzy recenzentem a czytelnikiem już istnieje i jest nią… YouTube. To właśnie tam można zapoznać się ze zdaniem ludzi zwykłych, zaślubionych prawdzie, niesplugawionych żądzą pieniądza, prawda? Tylko i tu musicie być czujni, bo z grona ludzi działających nie na umowie, a na własną rękę znajdziecie parę zgniłych jabłek o wątpliwych moralnie intencjach. Poszukujecie kogoś, kto razem z Wami poszkaluje nowy twór w uniwersum LOTR-a? Spójrzcie więc na content tej osoby dwa razy i kilka lat wstecz, a jeśli wygląda jak ten udostępniony poniżej, uciekajcie.

Nie oglądałeś Pierścieni Władzy? Twoje zdanie nie ma znaczenia - ilustracja #3
Zrzut ekranu zapożyczony z konta twitterowego Andrzeja Śledzia

Bo żadna merytoryczna negatywna opinia nie sprzedaje się kolorem skóry czy orientacją seksualną postaci. Nie przyciąga oka ocenzurowanym wulgaryzmem czy miniaturą rodem z okładek kioskowych „świerszczyków”. Nie bawi się w wybiórczą analizę paru negatywnych głosów, tylko uwzględnia szerszy kontekst, nie zakłamując rzeczywistości. A to tylko przykład jednego szkodnika (D****a R*****o) na tysiąc aktywnie działających. Nie dajmy się ponieść niskim instynktom, nie ulegajmy zacietrzewieniu. starajmy się kulturalnie złościć i krytykować, nie palmy w cyfrowych kolektywach mostów i nie burzmy granic dobrego smaku. Bądźmy odbiorcami odpowiedzialnymi.

Pamiętajcie, gdzieś na tym świecie Jaś właśnie skończył dwanaście lat i tuż po zjedzeniu tortu obejrzał sobie pierwszy odcinek Pierścieni Władzy. Spodobał mu się, nawet bardzo. Takie fantasy materializuje wszelkie jego marzenia o braniu udziału w wielkiej przygodzie. Mogę zapewnić, że Jaś się nie sprzedał, choć zjedzenie pysznego tortu z pewnością wpłynęło na lepszy humor podczas seansu. Po skonfrontowaniu swoich entuzjastycznych odczuć w sieci widzi jednak wiele starszych od siebie, bardziej obytych widzów. Te wszystkie „jedynki” nie biorą się znikąd, prawda? Jaś więc idzie za tłumem, wystawia obiektywne 1/10. Bo, do cholery, kto by kiedykolwiek pomyślał o hinduskim hobbicie i dialogu dwóch kobiet w naznaczonym wybitnością Władcy Pierścieni? Ta zniewaga burzenia konwenansów wymaga.

OD AUTORA

Bardzo podoba mi się Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy.

Jeżeli się sprzedałem, napiszcie mi to na moim koncie twitterowym.

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

„Największa głupota wszech czasów”. Producent z Netflixa nie jest fanem sposobu, w jaki wydano Fallouta

„Największa głupota wszech czasów”. Producent z Netflixa nie jest fanem sposobu, w jaki wydano Fallouta

Gwiazdor Fallouta nie miał pojęcia, że kultowa kwestia wypowiadana przez Ghoula w finale serialu ma tak wielkie znaczenie. „Gdybym wiedział, byłbym onieśmielony”

Gwiazdor Fallouta nie miał pojęcia, że kultowa kwestia wypowiadana przez Ghoula w finale serialu ma tak wielkie znaczenie. „Gdybym wiedział, byłbym onieśmielony”

Nowe zdjęcia Liama Hemswortha na nowo wzbudziły dyskusje o tym, czy aktor pasuje do roli Geralta

Nowe zdjęcia Liama Hemswortha na nowo wzbudziły dyskusje o tym, czy aktor pasuje do roli Geralta

Gdzie kręcono Fallouta? Lokacje z serialu Amazona

Gdzie kręcono Fallouta? Lokacje z serialu Amazona

Bohaterowie z Fallouta. Wyjaśniamy, kto jest kim w serialu Amazona

Bohaterowie z Fallouta. Wyjaśniamy, kto jest kim w serialu Amazona