Gra absolutnie trudna nie jest, dla weteranów pamiętających erę 8-bitową to bułka z masłem. Wtedy to się miało 3 życia na całą grę, margines błędu na 1 pixel, a po śmierci zawsze start od samego początku. Taki Silksong z ławeczkami i odnawianiem zdrowia to pikuś jakiś jest. Choć na plus, że wygląd i feel prawie jak Montezuma's Revenge z ~1982 roku. Tylko w międzyczasie mieliśmy 40 lat Marianów, więc świat poszedł trochę do przodu i zrozumiał, że kreatywność i mądre wyzwania, a nie durne pocenie to clue całej zabawy.
Od siebie - nie trudność w Silksong jest głównym problemem ale nuda, znużenie, monotonność, nieprzyjemność, powtarzalność, podobność, brak różnorodności, schematyczność, ciągłe copy paste, trolling, niczym nieuzasadniona upierdliwość, czyli taka growa głupawka po prostu.
xandon to ze dasz ikonke 'wink', to nie oznacza ze twoj zart i trolling robi sie smieszny, a sam post nie wywoluje uczucia zazenowania przy czytaniu oraz jest mniej oderwany od rzeczywistosci i glupi.
Niby mozesz pisac jak 12latek i antagonizowac kazdego naokolo zeby potem beczec ze cie nikt tutaj nie lubi, ale potem glownym problemem jest nuda, znużenie, monotonność, nieprzyjemność, powtarzalność, podobność, brak różnorodności, schematyczność, ciągłe copy paste, trolling, niczym nieuzasadniona upierdliwość, czyli taka xandonowa normalnosc po prostu.
To samo zreszta dotyczy oderwanych od rzeczywistosci glupot, ktore wypisujesz w recenzjach.
Serio? 
dla mnie pierwszy hollow knight byl trudniejszy. Postac znacznie sztywniejsza, Silksong skacze jak wariatka i mozna nia robic wszystko. Trzeba wykorzystac nowe mechanizmy a nie grac jak w poprzednika XD 
Gra zajebista, 10/10. Expedition 33 albo Silksong na GOTY.
Fajna historia, ladna graficzka i muzyka. Swietne designy bossow ktorzy na poczatku irytuja a potem ogromna satysfakcja z pokonania. To samo jesli chodzi o platformowe elementy. Pamietacie czerwone kwiatki? Byly trudne? Aha XD to have fun w Bilewater albo tej lokacji nad nią. Albo środek cytadeli, kwatki przynajmniej nie biły cię jak spudłowałeś, albo nie wpadałeś wtedy do wody z maggotami.. 
Ale z każdą godziną robisz się lepszy i tak jak Savage Beast byl wyzwaniem na poczatku, tak z czasem to juz dla ciebie pestka. I to, wlasnie to, Twoj wlasny progres jako gracza jest atutem tej gry, bo widac pieknie jak stajesz sie coraz lepszy.
Niestety, ja sam gralem duzo godzin dziennie i pamiec miesniowa jest bardzo waznym aspektem, jak ktos gra raz na ruski rok to bedzie mial problem. Ale expedition 33 tez tak samo, sa bossy ktore potrzebuja nauczyc sie timingu parowania na najwyzszym poziomie bo nie dasz rady inaczej
Mysle, ze jestem aktualnie blisko konca II aktu. Czyszcze sobie wszystkie opcjonalne lokacje i dzisiaj albo jutro koncze Sands of Karak. Zostala mi tez jakas czesc Bilewater do odkrycia + fragmenty Cytadeli. Poczatek gry byl dla mnie bardzo trudny i rzeczywiscie - czuje, ze teraz lepiej ogarniam gameplay ale wciaz co i rusz pojawia sie to uczucie, ze wlasnie trafilem na sciane na ktorej utkne. We wspomnianych Piaskach Karak(a?) bylem juz gotow zlozyc bron. :D Rozne sa poziomy skilla u ludzi i czuje, ze tego mojego starcza tak ledwo-ledwo na przezycie. ^^
Zgadzam sie tez z wiekszoscia, ze pierwszy HK byl latwiejszy. Mial kilka opcjonalnych wyzwan z wyzszej polki: Path of Pain, trzeci poziom Koloseum i paru ukrytych bossow, ale jednak w Silksongu co i rusz czuje, ze wlasnie przeszedlem cos co spokojnie mogloby byc fragmentem wspomnianych wyzwan. Masz tez racje co do mozliwosci Hornet w zakresie mobilnosci i ofensywy. Wykonujemy manewry o ktorych Rycerz z jedynki mogl tylko snic, a odpowiednie narzedzia sa nieocenione w trudniejszych walkach... jednak trzeba zaznaczyc, ze jest to rownoznaczne ze zwiekszeniem skill capa. Zeby to wszystko ogarnac i efekywnie uzywac potrzeba troche wprawy a i tak najwiekszym wrogiem i testerem cierpliwosci imo sa runbacki.
Ogolnie to spoko artykul. Po tym i paru innych widac, ze autor sie wkrecil i wie o czym pisze. :)