Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 21 listopada 2022, 16:37

autor: Michał Pajda

Najlepsza część Dark Pictures, ale i tak daleko jej do Until Dawn

Devil in Me zamyka sezon pierwszy Dark Pictures i trzeba przyznać, że robi to naprawdę świetnie, będąc najlepszą, jak dotąd, odsłoną serii. Co prawda trochę jej jakościowo brakuje do The Quarry czy Until Dawn, ale to krok w dobrym kierunku.

Źródło fot. Bandai Namco Entertainment
i

Nie dziwi fakt, że apetyt fanów na charakterystyczne filmowe gry grozy studia Supermassive Games wzmógł się po The Quarry – ciepło przyjętym horrorze tego dewelopera, wydanym jeszcze przed tegorocznymi wakacjami. The Devil in Me to już czwarta odsłona The Dark Pictures Anthology, będąca jednocześnie finałem pierwszego sezonu owych mrocznych opowieści. I trzeba przyznać, że twórcy nabrali wprawy w serwowaniu wywołujących gęsią skórkę historii, choć wciąż mają problem z kilkoma elementami uciążliwymi dla całego cyklu.

Upiorny hotel

W The Devil in Me wcielamy się w pięciu członków ekipy filmowej Lonnit Entertainment. Zespół ten zaproszony został przez tajemniczego Granthama Du’Meta do odtworzonego z najdrobniejszymi detalami hotelu, w którym niegdyś morderstw na nieznaną skalę dokonywał Herman Mudgett. Oczywiście bohaterowie zostają w rzeczonym hotelu uwięzieni i próbują się z niego wydostać – a że mowa była o wiernej replice tego upiornego miejsca, przyjdzie im stanąć twarzą w twarz z czyhającym na każdym kroku mordercą oraz szeregiem jego wymyślnych pułapek. Szkoda jednak, że Piła stanowiła jedynie delikatną inspirację dla twórców tej produkcji – po pierwszym trailerze można było przypuszczać, iż śmiercionośnych maszyn będzie więcej i że będą one nieco bardziej wymyślne.

Niemniej fabuła okazuje się sporym walorem TDiM – jest bardziej realistyczna niż w House of Ashes, a w dodatku naprawdę nieźle wypadają tu relacje między poszczególnymi bohaterami. To z kolei przekłada się na naturalne dialogi i przyzwoicie zagrane postacie. A to dobrze, bo – podobnie, jak w poprzednich grach z serii – w The Devil in Me mamy do czynienia z tworem na kształt interaktywnego filmu. Gameplayu jest tu więc mało, a zabawa polega przede wszystkim na poznawaniu historii dzięki cutscenkom, w których bierzemy udział poprzez okazjonalne wybieranie odpowiednich opcji dialogowych i jeszcze rzadsze sekwencje QTE.

W trakcie gry przejmujemy też kontrolę nad bohaterami – przechadzając się po zaprojektowanej przez twórców ścieżce, na której czasem natrafiamy na element zręcznościowy, innym razem na znajdźkę (monety pozwalające odblokowywać dodatki w menu głównym), a jeszcze kiedy indziej na jump scare’y. Te ostatnie, chociaż opierają się na kliszach, pojawiają się w odpowiednich miejscach, wywołując prawdziwe ciary. Serio.

Nieco przeprojektowane sterowanie może być natomiast mało intuicyjne dla miłośników tego cyklu. Za to sporym plusem okazują się kosmetyczne zmiany w rozgrywce. Każdy z członków ekipy filmowej posiada bowiem nieco inny zestaw gadżetów. Operator kamery Mark używa teleskopowego statywu do sięgania po wysoko położone przedmioty, a drogę rozświetla sobie lampą błyskową. Z kolei Erin wykorzystuje zestaw mikrofonowy do nawigowania po mrocznych korytarzach za pomocą dźwięku – jest też chora na astmę, więc czasem musi użyć specjalnego inhalatora. Szkoda jednak, że potencjał unikalnego wyposażenia każdego bohatera nie został wykorzystany w pełni – konkretnych gadżetów używamy wyłącznie w zaplanowanych przez twórców miejscach, niekiedy tylko dwa razy na całą grę. Wciąż jest to jednak dość pozytywne urozmaicenie zabawy.

Diabeł tkwi w babolach

Trudno jednak byłoby dać The Devil in Me ocenę wyższą – tym bardziej że już w poprzednich częściach serii pojawiały się problemy, z którymi gracz musi mierzyć się również w przypadku czwartej odsłony The Dark Pictures. W końcu gra tak bardzo stawiająca na filmowość nie powinna mieć problemów z wybijającymi z rytmu cięciami montażowymi. Błędy w łączeniu scen widać szczególnie po podjęciu kluczowych decyzji – gdy postacie reagują z opóźnieniem na wybory gracza, co psuje rytm całej akcji. Z immersji wybijają też jęki i stęki bohaterów, którzy np. ukrywają się przed zagrożeniem w szafie (w żadnym filmie tego typu dźwięki by nie przeszły) czy głośne rozmowy, zamiast szeptów, gdy tylko za wychodzącym z pomieszczenia antagonistą zatrzasną się drzwi. To oczywiście detale, niemniej zaburzające owo filmowe wrażenie.

Wiele do życzenia pozostawia również praca kamery – problem z nią pojawia się szczególnie w ciasnych pomieszczeniach, kiedy to przybliża się ona do postaci tak bardzo, że przysłania sporą część otoczenia. I, o zgrozo, tracą na tym niektóre z jump scare’ów, bowiem w takim wypadku tylko je słychać. Zdarza się też, że w The Devil in Me tekstury otoczenia – szczególnie w przerywnikach filmowych – nie zdążą się załadować, przez co np. napisy w tle są całkowicie nieczytelne.

To wciąż nie jest Until Dawn...

The Devil in Me to najlepsza odsłona cyklu The Dark Pictures Anthology. Wciąż jednak to Until Dawn wydaje się niedoścignionym wzorcem fabuły, oprawy audiowizualnej oraz gameplayu – a i The Quarry prezentowało się lepiej pod względem ogólnej jakości. Mimo to The Devil in Me jest naprawdę dobrym zwieńczeniem pierwszego sezonu The Dark Pictures – pokazującym, że Supermassive Games wie, co w kolejnych grach można zrobić lepiej, i sukcesywnie stara się to realizować.

Moja opinia o grze The Dark Pictures Anthology: The Devil in Me

PLUSY:

  1. wciągająca historia (chyba najlepsza z wszystkich gier w serii);
  2. świetne, wyważone jump scare’y;
  3. urozmaicenie gameplayu względem poprzednich odsłon cyklu;
  4. zróżnicowani i ciekawi bohaterowie;
  5. sporo smaczków dla miłośników przemysłu filmowego.

MINUSY:

  1. drobne zmiany w sterowaniu;
  2. problemy z wyświetlaniem poszczególnych tekstur;
  3. okazjonalnie upierdliwa praca kamery;
  4. wciąż występujące błędy w montażu poszczególnych scen, co burzy immersję.

OCENA KOŃCOWA: 8/10