Battlefield 6 robi dobre pierwsze wrażenie, ale jeden element sterowania na razie leży
Czerwcową ciszę wśród innych zapowiedzi Electronic Arts właśnie odrobiło z nawiązką. Battlefield 6 to nie tylko powrót kultowej serii, ale i powrót do jej korzeni, do tego, za co kiedyś pokochaliśmy te wirtualne pole bitwy na pełną skalę. Takie są przynajmniej pierwsze wrażenia po ograniu trybu multiplayer.

Ostatni dobry Battlefield? BF1. Najlepszy Battlefield w historii? BF3 – przynajmniej w moim osobistym rankingu. Prawdopodobnie nie jestem osamotniony w tym osądzie, bo pierwszy zwiastun Battlefielda 6 obfitował w kadry z tych dwóch reprezentantów klasyki odtworzone wręcz jeden do jednego. W odpalonej właśnie machinie marketingowej widać i czuć, że twórcy już nie tylko chcą dotrzeć do nowych pokoleń graczy, ale i wkraść się w łaski weteranów tej legendarnej przecież serii gier.
Na szczęście to nie tylko zasłona dymna w umiejętnie skrojonych zwiastunach. Pierwsze wrażenia po uruchomieniu gry i spędzeniu w niej paru godzin na multiplayerowych mapach są właśnie takie jak powyżej – czuć, że klimat „trójki” i zapewne też „czwórki” powraca. Znowu miałem poczucie, że biorę udział w wirtualnej bitwie na pełną skalę w stylu „only in Battlefield” z armią anonimowych piechurów zamiast komiksowych pseudobohaterów, zobaczyłem też na pewno najładniejszego BF-a w historii z imponującą fizyką otoczenia i chociażby dlatego daję wstępnie tej grze kredyt zaufania.
Na razie taki niewielki kredyt, bo wiadomo, że widzieliśmy tylko odpowiednio przygotowany wycinek, który niedługo każdy będzie mógł sprawdzić w otwartej becie, a autorzy już trochę mijają się ze swoimi obietnicami. Mam tu na myśli zapewnienie, że w grze znajdą się tylko militarne skórki, bez żadnych szaleństw i udziwnień, gdy tymczasem najdroższa edycja w preorderze – Phantom – zawiera niezbyt wojskowe, „designerskie” wzorki, które bardziej pasują do jakieś paintballowej ekipy instagramerów niż do battlefieldowego pola bitwy. Mam nadzieję, że będzie to tylko mały wyjątek od reguły, bo gra ma naprawdę duży potencjał i dużo dobra do zaoferowania. Co mi się najbardziej podobało?
Apetyt na destrukcję
Destrukcja otoczenia to element, który od czasów bodajże Bad Company 2 zaliczał regularny downgrade. Aż do teraz! Demolka w BF6 nie dość, że cieszy oczy, to jeszcze wpływa na taktykę i poruszanie się po mapie. Ale przede wszystkim – jak to wygląda! Koniec z efektami w stylu powolnego odpadania kawałków styropianu – budynki na mapach BF6 walą się dynamicznie, w otoczce tumanu kurzu i gradu odłamków, aż się chce odruchowo zasłonić twarz lub paść na ziemię. W dodatku gruzowiska przy zniszczonych kamienicach to nie „dekoracja”, można po nich szybko wbiegać na piętra budowli, co z jednej strony tworzy nowe drogi do szybkiego poruszania się, a z drugiej odsłania całe pomieszczenia, w których nie da się już ukryć przed ostrzałem z ulicy. Jeszcze więcej będzie do sprawdzenia w pełnej wersji, gdzie dojdą widoczne w zwiastunach młoty do niszczenia drewnianych podłóg – ktoś tu chyba zapatrzył się na Rainbow 6: Siege.
W zaprezentowanym buildzie najlepsze efekty destrukcji otoczenia oglądałem na mapie Siege of Cairo, która mocno przypomina klimatem klasyczne Strike at Karkand z Battlefielda 2. Połączenie gęstej zabudowy w klimatach Bliskiego Wschodu z taktyką walk MOUT i ciężkimi pojazdami tworzy totalny chaos miejskiej bitwy niczym z filmu Helikopter w ogniu. Fakt, nie wszystkie budynki i nie wszystkie ściany da się zniszczyć, co mocniej rzuca się w oczy w lokacji nowojorskiej, ale jest to jak najbardziej celowe i stanowi część zbalansowania mapy, również z uwagi na inne tryby rozgrywki. Jest za to destrukcja w skali mikro, co łatwo sprawdzimy, strzelając w samochód albo wjeżdżając czołgiem w autobus – może nie nowość w serii, bo auta dało się już rozwalać w BF 2042, ale tu eksplozje wyglądają o wiele bardziej spektakularnie.
W ogóle mapa w Kairze to także wizytówka oprawy wizualnej gry. Realistyczne tekstury z wykorzystaniem fotogrametrii znamy już z czasów Battlefronta 2 i Battlefielda 1, więc ogromna, otwarta mapa terenowa w Tadżykistanie aż takiego wrażenia przeskoku ewolucyjnego nie robi. Kair z kolei jak najbardziej, w związku z o wiele większą liczbą detali, tym, jak autentycznie potrafi wyglądać burzenie ścian budynków, jak prezentują się szczegóły wyposażenia wnętrz oraz ruiny czy zwały gruzu! Destrukcja otoczenia w BF6 łączy immersję, klimat, taktykę oraz najlepszą w serii grafikę.
Omnibattle parkour
Podczas rozgrywki dało się od razu zauważyć, jak płynnie porusza się nasza postać. Pomagają w tym liczne elementy środowiska, jak poustawiane tu i tam samochody, ciężarówki i to, co pozostaje się po rozwaleniu wszystkiego wokół, jak wspomniane wcześniej zwały gruzu. Wbiegamy na koleje poziomy, przeskakujemy przez różnego rodzaju przeszkody, taranujemy okna i drzwi, co z jednej strony podkreśla, w jak przemyślany sposób zaprojektowane zostały mapy, a z drugiej sprawia, że całość tworzy jeden płynny parkour, niczym omnimovement w Call of Duty. Oczywiście nie tak przesadzony, bez strzelania podczas rzucania się szczupakiem w bok, ale na pewno nie ma się tu wrażenia ganiania żołnierzem obwieszonym 30 kilogramami sprzętu, nasza postać jest zdecydowanie bardziej mobilna niż w czasach BF3.
I nie jest to w żadnym wypadku zarzut, bo Battlefield zawsze był zręcznościową strzelanką, a nie realistycznym symulatorem. Po prostu takie są chyba obecne standardy, że rozgrywka jest nieco bardziej dynamiczna, a do szybkiego poruszania się dochodzi szybszy time to kill. Nie jest to tak szalone jak w CoD-zie, niemniej warto się nastawić na dynamiczne starcia, a weterani Warzone’a nie powinni mieć kłopotów, by przestawić się na BF-a. Moje wrażenia są też pewnie spotęgowane taką, a nie inną rotacją map podczas pokazu. Zdecydowaną większość czasu spędziliśmy bowiem w trybach nastawionych na walki piechoty na małych dystansach, co mocno kojarzyło się z Call of Duty. Tryb podboju w Tadżykistanie z użyciem samolotów i śmigłowców widziałem tylko raz i tam te o wiele większe dystanse starć zauważalnie uspokajają rozgrywkę, dając więcej czasu i miejsca na jakieś taktyczne podchody i skradanie się.
Strzelanie pierwsza (druga, trzecia i czwarta) klasa!
A przywołując ponownie CoD-a, w którym od paru odsłon nie mogę się nachwalić modelu strzelania, muszę przy okazji wspomnieć o gunplayu w BF6, który również robi bardzo dobre wrażenie. Wszelkie animacje poruszania się z bronią czy przeładowywania wyglądają bardzo naturalnie. Nie mogłem się napatrzeć na małe detale w stylu szybkiego obrócenia karabinka M4 przed zmianą magazynka, by zerknąć na wylot łusek, czy zamek jest odsunięty i mag rzeczywiście jest pusty, czy może to zacięcie. Podobało mi się też to, jak czuć odrzut przy ogniu ciągłym, co potrafi utrudniać utrzymanie skupienia, doceniam także system doboru ulepszeń do broni z ograniczoną ilością punktów, który wymusza różne kompromisy.
Tylko że podczas takich szybkich testów zauważyłem, iż można by to bardziej zbalansować, bo ten przeszkadzający odrzut zdecydowanie za łatwo da się kompletnie zniwelować odpowiednimi akcesoriami do broni. Tutaj przydałyby się większe kary kosztem lepszego skupienia, np. w zadawanych obrażeniach lub szybkostrzelności. Duży plus za możliwość przetestowania działania broni na strzelnicy, do której przechodzi się tak prędko, jakby była częścią menu, a nie wgrywaną lokacją. Graliśmy też w wersję, w której każda z czterech klas miała dostęp do wszystkich typów broni. Nie jestem fanem takiego rozwiązania i myślę, że można by tu wprowadzić pewien zdrowy kompromis, bez jakichś mocnych restrykcji.
Co do samych perków, specjalności dla danej klasy – zapewne przyjdzie czas na ich przetestowanie w pełnej wersji gry. W tej można było jedynie podejrzeć, co się tam kryje, i część wydaje się konkretna, jak chociażby brak opcji wskrzeszania graczy położonych headshotem ze snajperki przez zwiadowcę, dodatkowy zastrzyk adrenaliny u szturmowca czy regeneracja własnego zdrowia przy reanimacji towarzysza w klasie wsparcia. Niektóre, polegające na poprawieniu czegoś o parę procent, mogą nie być tak odczuwalne w bitewnym chaosie. Tak czy siak, cieszy powrót klas, cieszą detale w stylu opcji odciągania leczonego kompana za uchwyt w kamizelce.
Stay away from the choppa!
Seria Battlefield to przede wszystkim wojna w pełnej skali z użyciem pojazdów i tu na pewno warto pochwalić wszelkie wehikuły naziemne. Czołgi, wozy opancerzone oraz samochody terenowe bardzo dobrze się prowadzą – naprawdę czuć wagę i moc ciężkiego sprzętu, nie tylko patrząc na skutki strzałów, ale i w samym modelu jazdy oraz dzięki doskonałej oprawie dźwiękowej. Szybki „jeep” do transportu na dużych mapach zachwyca z kolei detalami kokpitu po przełączeniu na kamerę FPP.
Do odrzutowca dostępnego tylko podczas jednej rozgrywki nie udało mi się wsiąść, natomiast śmigłowiec w BF6 totalnie mnie pokonał. Nie zdołałem przelecieć nim nawet paru metrów, co było dość zaskakujące, bo to właśnie helikoptery są moim konikiem – zwykle potrafię posadzić taką maszynę na łebku od szpilki, czy to w realistycznym X-Plane 12, czy w Armie, Squadzie albo Rising Stormie 2: Vietnamie, ale modelu lotu z najnowszego Battlefielda nie da się odnieść do żadnej z tych gier. Intuicyjne nie było ani przypisanie kontrolera, ani sama fizyka latania. Mam nadzieję, że to tylko kwestia małej ilości czasu i braku chwili na dostosowanie wszystkiego na spokojnie, ale generalnie pierwsze wrażenie okazało się trochę odpychające.
Druga opinia

Szymon „Rusnar” Rusnarczyk
Oprócz desperacji na zasadzie „to musi się udać, albo to koniec Battlefielda” czuć tu też masę fan service’u. Absolutnie wszędzie. Od takich drobnostek jak kolorystyka czy filtry na ekranie nawiązujące do BF-a 3 po tak ważne dla graczy zmiany jak to, że gra będzie dostępna na Steamie bez EA app. No i oczywiście powrót starych map i klas, choć pamiętajcie, że tu są one dość otwarte. Ograniczają Was głównie gadżety i bonusy. Już teraz hype na tę grę jest ogromny, szczególnie w USA. Gra jest aktualnie chyba trzecią najlepiej sprzedającą się grą na Steamie mimo że premierę ma w październiku. Moje wrażenia – grało mi się świetnie, ale biorąc pod uwagę poprzednie odsłony, to jak mi się w nie grało, to co się przy nich działo i ogólne zachowania EA związane z wieloma ostatnimi produkcjami moje zaufanie do tej gry pojawi się dopiero jeśli zobaczę po premierze, że to wszystko działa tak, jak zareklamowano i tak jak należy. Oprócz tego póki co chciałbym zobaczyć więcej map typowo BF-owych, takich na wielkie bitwy z samolotami, helikopterami i czołgami. Te dwa przykłady, które mieliśmy do ogrania to troche za mało.
Moje największe obawy dotyczą tego, jak ta gra będzie ewoluować w czasie - nie wiemy dalej nic o Battle Royale, nie wiemy, na jak dużo swobody pozwolą sobie twórcy przy skinach - niby ma nie być Niki Minaj, ale... może zamiast niej dresy jakichś streamerów? Obawiam się po prostu, że za rok ta gra będzie potrzebować dodatkowych źródeł finansowania, by zbudować to wymarzone przez twórców „Uniwersum Battlefielda”, które może działać przecież podobnie jak w Simsach 4, które mają nigdy nie dostać kontynuacji. Przecież DLC można wypuszczać w nieskończoność. Oby tylko te DLC były robione ze smakiem i w klimacie realizmu który narzucili sobie twórcy. W GTA Online kiedyś też nie było Oppressorów...
Zobaczyliśmy ułamek tego, co nadchodzi
W trakcie prezentacji multiplayera BF6 zobaczyliśmy stare, dobre tryby podboju, przełamania i dominacji, w które grało się dokładnie tak jak w dawnych Battlefieldach. Sprawdziłem również ten tytuł na zwykłej konsoli PlayStation 5 i zostałem zaskoczony jakością grafiki oraz płynnością animacji bez żadnych przycięć. Nie widzieliśmy natomiast wielu rzeczy, które można było wypatrzyć w zwiastunach trybu multi. Jestem bardzo ciekawy, jak spisze się w akcji mobilna drabina, która ma pozwalać snajperom na dojście do najbardziej zaskakujących miejsc, czy będą chętni do biegania z młotem taktycznym, w filmikach pojawia się też rozstawiany moździerz.
Nie poznaliśmy żadnych detali z nowych trybów rozgrywki, ujrzeliśmy zaledwie parę kadrów z edytora Portal, który zapowiada się na znacznie bardziej rozbudowany niż w BF 2042. A co najważniejsze, nie wiemy, jak będzie działać system progresji i odblokowywania gadżetów, aplikowanie skórek, naklejek i „lucky charmów”, które – jakby nie patrzeć – są raczej symbolem fortnite’owej ery strzelanek, a nie militarnej surowości dawnych Battlefieldów.
Mamy więc sporo niewiadomych, mnóstwo oczekiwań, ale także wiarę w sukces, bo fundamenty rozgrywki są naprawdę solidne. O ile nie zostaną przykryte źle rozwiązaną monetyzacją, zalewem skórek i breloczków do broni, szanse na powrót starego, dobrego Battlefielda w glorii i chwale wydają się naprawdę duże. Jeszcze więcej dowiemy się już niedługo, podczas beta-testów, w których każdy będzie mógł sprawdzić grę na swojej konfiguracji. Na pewno jednak już teraz można powiedzieć, że w „szóstce” jest więcej esencji serii niż w dwóch jej ostatnich odsłonach razem wziętych! A to już coś!