Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 10 lipca 2023, 16:09

autor: Karol Laska

Baldur's Gate 3 nie musi być Baldurem, abym przeżył w nim przygodę życia

Po co komu Baldur’s Gate w Baldur’s Gate 3? Nie bijcie, to prowokacyjne pytanie nasunęło mi się naturalnie po tym, jak niedawno ograłem pierwsze dwie części serii. Od „trójki” potrzebuję tylko i aż jednego.

Źródło fot. Larian Studios
i

Uff, udało się! Wstyd przyznać, ale jako erpegowy świr jeszcze przed 2023 rokiem nie mogłem pochwalić się ogranymi Baldurami, a na trzecią część czekałem z szaleńczym, być może nieco chorowitym zapałem, bo „Lariani” i ich „Grzechy pierworodne” na nowo zdefiniowały moje postrzeganie izometrycznych RPG. Głównie w związku z poczuciem przeżywania przygody totalnej i wysoce interaktywnym światem przedstawionym (przesuwanie beczek jednym kliknięciem myszy nigdy nie było bardziej satysfakcjonujące). Wiedziałem więc, że w pierwsze i drugie BG zagrać przed premierą po prostu muszę. Bo tak wypada i taki mam kaprys. Tak nastał lipiec, a mnie udało się to niemal na samym finiszu. Wiem o owych grach sporo, zatem i wiem, czego po Baldur’s Gate 3 oczekuję. I wiecie co? Okazuje się, że wcale nie chcę, aby ta gra koniecznie była Baldur’s Gate 3.

To znaczy – trochę rozumie się to samo przez się: gra zatytułowana Baldur’s Gate 3 powinna być trzecią częścią cyklu Baldur’s Gate. Z tym, że kolejna odsłona danej serii wcale nie musi być przez nią zniewolona, podstarzały władca obejdzie się bez paru grzecznościowych ukłonów i hołdów lennych. Da się go udobruchać szacunkiem, godnym kontynuowaniem dziedzictwa, ale błędem byłoby przejmowanie jego konserwatywnych poglądów i wątpliwych sposobów kierowania państwem. Umarł król, niech żyje król. Niechaj po prostu jego korona lśni tak samo oślepiająco.

Wyplątując się z sideł tej monarchistycznej metafory, powiem wprost: chciałbym, aby Baldur’s Gate 3 było „Baldurem” przede wszystkim duchem – z vibe’em nieprzewidywalnej, immersyjnej, zróżnicowanej gatunkowo i strukturalne przygody. Zakurzone mechaniki do szczęścia nie są potrzebne nikomu, o wiele bardziej odpowiada mi gameplay przygotowany przez Lariana do najnowszych Divinity. Czy odnajdziemy to wszystko w BG3? Trudno to stwierdzić na podstawie pierwszego aktu, bo po przejściu obu poprzednich części wiem na pewno jedno – te gry działają przede wszystkim jako całość.

Baldurs Gate 3 nie musi być Baldurem, abym przeżył w nim przygodę życia - ilustracja #1

W połowie BG2 przyszło graczom odkrywać bardziej liniowe lokacje pokroju Podmroku.Baldur's Gate II: Enhanced Edition, Atari, 2013

Przed wyruszeniem w drogę porozmawiajmy o strukturze

Gdy gramy w Elden Ringa, mamy wolną rękę i otwarty świat do eksploracji. Podobnie rzecz wygląda ze Skyrimem, Zeldą, nawet z Diablo 4. Mowa więc nie tylko o pełnoprawnych RPG, ale i o sandboksach, hack’n’slashach i innych wynalazkach. Jesteśmy więc dziś przeważnie puszczani samopas, mając przed sobą wiele tajemnic do odkrycia. Na papierze? Świetna sprawa, przyczynek do emergentnych doświadczeń, oddanie (pozornej) kontroli graczowi. Baldur’s Gate nigdy jednak takiej całkowitej wolności nie oferowało. Tak, „jedynka” pozwalała szwendać się po różnorakich lasach skrywających parę niespodzianek w postaci sekretnej lokacji czy skarbu pomiędzy jednym a drugim drzewem, z kolei „dwójka” już prawie na samym starcie rzucała nas w wir eksploracji tętniącego życiem, wielodzielnicowego miasta. Ale...

„Baldury” to przede wszystkim podróż, ciągłe dążenie do jakiegoś celu – nawet jeśli nie głównego, to jednego z wielu pobocznych. Droga ta z kolei usłana została nie różami, a pozostałymi po nich kolcami, okazjonalnymi zwrotami akcji i kompletnie od siebie odmiennymi rozdziałami. Najlepiej widać to na przykładzie drugiej odsłony serii. Po przydługim wstępie dwa chaptery spędzamy tam tak naprawdę w natłoku zdarzeń dotyczących pełnej tajemnic i intryg Athkatli. Do naszej dyspozycji jest cała stolica Amnu, ale także jej ukryte, podziemne struktury, wnętrza budynków czy rozległe, obfitujące w solidne, opcjonalne questy tereny poza granicami miasta. Można tu spędzić dobre kilkadziesiąt godzin na wszystkim, tylko nie wątku głównym. Baldur’s Gate 2 potrafi więc w pierwszej połowie onieśmielić i przytłoczyć.

Twórcy nie bali się jednak od czwartego rozdziału całkowicie zaburzyć struktury rozgrywki, zmieniając nie tylko scenerię zabawy (wielkomiejski zgiełk zastąpiony został jękami ze szpitala psychiatrycznego dla magów i niepokojącą ciszą piekielnego, tunelowego Podmroku). Otwartość w dużej mierze została wyparta przez... liniowość. Dalej mieliśmy możliwość poruszania się po względnie rozległych obszarach pokroju mrocznej wioski drowów czy „baldurowej Atlantydy”, ale tym razem to, co poboczne, aż tak uwagi nie zajmowało. Przyspieszyła fabuła, wzrosła stawka, czuło się oddech niebezpieczeństwa na plecach, a więc swoje akcje wręcz podporządkowywało się wątkowi głównemu.

Tym lepiej oddziaływały w tym sporym fragmencie przygotowane przez scenarzystów twisty, takie jak zostanie zamkniętym w celi u Irenicusa (po raz drugi) czy porwanym przez Łupieżców Umysłu jako gladiatorskie mięso armatnie. Oderwanie się od wiodącej w grze fabuły na tych parę godzin, by spróbować się skądś uwolnić czy po prostu przetrwać, nie tylko potęgowało zróżnicowanie wrażeń, ale i pozwalało poczuć, że mamy do czynienia z grą... przygodową. Pamiętacie te pojedyncze sekwencje z point’n’clicków pokroju „Małpiej Wyspy”, gdzie nagle, pozbawieni zebranych przedmiotów i swobody poruszania się, musimy wydostać się z więzienia albo z układu trawiennego najedzonego węża? Takie skojarzenia nasuwały mi się podczas obcowania z „Baldurami” – iście „erpegowymi”, ale i eksperymentującymi gatunkowo zarazem.

Baldurs Gate 3 nie musi być Baldurem, abym przeżył w nim przygodę życia - ilustracja #2

Fort Joy to jeden z najoryginalniejszych aktów, jakie ogrywałem w historii gier RPG..Divinity: Original Sin II, Larian Studios, 2017

Zaskocz mnie – wiem, że potrafisz

Ta unikatowa wielokształtność i różnolitość kampanii fabularnej jest więc podstawą satysfakcjonującego doświadczenia, jakiego życzyłbym sobie w Baldur’s Gate 3. Chcę być zaskakiwany, stawiany w sytuacjach podbramkowych, czasem oferujących multum rozwiązań, innym razem nawet i zero-jedynkowych – niechaj mistrz gry nie ma litości wobec żądnych przygody podróżników. Niech zmusza nas do nieustannych decyzji, reakcji i improwizacji. Oczywiście o wiele trudniej „Larianom” coś takiego zorganizować dla zagorzałych „erpegowców”, zwłaszcza tych kojarzących sztuczki ze starszych Wrót Baldura, ale już w Original Sin 2 twórcy ci pokazali, że potrafią nabrać graczy i sprostać ich oczekiwaniom.

Wystarczy przypomnieć sobie Fort Joy, postawienie odbiorców w roli skutych magiczną obrożą niewolników, by następnie, fundując im ucieczkę prawie na skalę tej z Alcatraz, zaintrygować ich tajemniczym laskiem, ukrytymi osadami i motywami rebelianckimi. Wysokiego tempa, oryginalnych pomysłów i sposobów na utrzymanie zainteresowania gracza przez długi czas na pewno w tej grze nie brakowało. To świetny prognostyk dla Baldur’s Gate 3 jako wieloaktowej przygody, w której każdy rozdział oferuje nie tylko kolejne urywki fabuły, ale i zredefiniowane podejście do rozgrywki jako takiej – z takim samym zakresem mechanik, ale trochę innym polem do ich wykorzystania.

Dlatego też nie utożsamiam się z narzekaniami, których treść sprowadza się do niechęci wypróbowania Baldur’s Gate 3 ze względu na to, że wygląda ono jak nieistniejące „Divinity: Original Sin 3”. Z kolei niezwykle cieszę się na ponownie spotkanie Minsca (Jaheiry już trochę mniej) i przyjmę z uśmiechem na mej i tak już rozentuzjazmowanej twarzy kolejne mrugnięcia okiem i odniesienia do fabuły poprzednich części, niemniej te wszystkie odwołania do nostalgii nie są dla mnie kwestią priorytetową.

Oczekuję przygody. Przygody z werwą i magią Dungeons and Dragons, a przy okazji pozbawionej wszelkich technicznych utrapień związanych z „dedekami”. Podróży monumentalnej, ale takiej, która nie zastyga i nie zamienia się w prawdziwy kamień po paru zarwanych nockach. Oczekuję naprawdę wiele, ale ufam tym belgijskim skurczybykom, bo też nigdy mnie nie zawiedli, a od miesięcy coraz bardziej udowadniają, że wiedzą z czym się „Baldury” je. No właśnie: Z CZYM. Bo niekoniecznie Baldur’s Gate musi być głównym składnikiem Baldur’s Gate 3, bym zajadał się nim aż do bólu brzucha.

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

więcej