Attack on Titan pożegnał się w wielkim stylu. Finał tego popkulturowego fenomenu był lepszy niż w mandze
AoT po 14 latach dobiegł końca. A my mamy dla Was recenzję finału, który jest wielkim pożegnaniem z Erenem, Arminem, Mikasą i resztą paczki.

Uwaga! W recenzji znajdują się spoilery z Ataku tytanów, jednak zostały one odpowiednio oznaczone we fragmentach, w których się pojawiają.
Finały serii, szczególnie tych, które były śledzone przez wielu z wielkim zaangażowaniem, potrafią wzbudzać spore kontrowersje, jak było to na przykład w przypadku Gry o tron. Manga Atak tytanów także mierzyła się ze sporą krytyką części fanów, którzy z wielu powodów nie byli zadowoleni z tego, jak zakończyła się historia Erena Jaegera i jego przyjaciół. Choć ostatni rozdział komiksu pojawił się 2 lata temu, do dziś prowadzono żywe dyskusje na temat zakończenia. Fani zastanawiali się, czy anime pójdzie tą samą drogą, czy jednak – z uwagi na reakcje miłośników serii – twórcy wprowadzą jakieś zmiany. I w końcu 5 listopada (w Polsce) otrzymaliśmy odpowiedź – tego dnia anime Attack on Titan po wielu „finałach” dobiegło końca.

To była długa i emocjonująca przygoda, po której trudno jest pożegnać się z bohaterami i światem wykreowanym przez Hajime Isayamę. Mangace udało się stworzyć popkulturowy fenomen, który podbił cały świat, trafiając nie tylko do licznych fanów anime, lecz również do tych, którzy kompletnie nie interesowali się tym gatunkiem i wciągnęli się w niego dopiero po obejrzeniu AoT (lub opowieść o tytanach była dla nich jedynym kontaktem z japońskimi animacjami). Eren i ekipa Zwiadowców zawładnęli światem na 14 lat, po których przyszła pora na słodko-gorzkie pożegnanie z historią chłopca, który za wszelką cenę pragnął wolności.
I wolność definitywnie była motywem przewodnim tej antywojennej opowieści, którą stworzył Isayama. Jej pragnienie od początku napędzało głównego bohatera, by sięgał po to, co było poza jego zasięgiem, i walczył do samego końca. Jednak postać, której początkowo łatwo było kibicować, stała się osobą, której działania zasługiwały na potępienie. Eren z bohatera stał się złoczyńcą, który zabrał ze sobą wiele niewinnych istnień. Stał się ucieleśnieniem tego, co potępiał AoT, czyli rozwiązywania problemów przemocą. Zaś jego przemiana była zwrotem akcji, który uczynił tę serię tak genialną.
Anime Attack on Titan poprawiło w finale to, co nie wyszło w mandze
Finałowy odcinek, a raczej film, pozwolił zagłębić się w motywację głównego bohatera. Jaeger wreszcie otrzymał szansę szczerze wytłumaczyć, co nim kierowało, gdy postanowił wprowadzić w życie plan z Dudnieniem, którego celem było pozbycie się całego życia poza wyspą Paradis. Oczywiście nic nie usprawiedliwia jego postępowania, ale mowa tu jedynie o zajrzeniu w umysł protagonisty serii, który od początku czwartego sezonu był niedostępny nie tylko dla przyjaciół, lecz również dla widzów.

Bez wchodzenia w szczegóły i spoilerowania Wam detali finału, które powinniście poznać sami, wspomnę jedynie, że owa scena, czyli rozmowa między Arminem a Erenem, została poprowadzona znacznie lepiej niż w mandze. Twórcy anime, być może ze wskazówkami Isayamy, który przed premierą wspomniał, że podzielił się kilkoma propozycjami zmian, inaczej poprowadzili ów fragment zwieńczenia serii. Dialogi zostały zmienione, dzięki czemu przekaz, jaki miała nieść scena, wybrzmiał o wiele lepiej niż w przypadku komiksu, w którym pojawiło się pamiętne i szeroko potępiane zdanie Armina.
Przyznam, że jako całokształt ten odcinek pokazał zakończenie znacznie lepiej niż zdołała zrobić to manga. Być może to kwestia medium, a może tego, że przy tworzeniu serialu była już znana reakcja fandomu i można było się do niej odnieść, ale w przypadku anime poprawiono wiele niedociągnięć, które sprawiały problem podczas czytania. Nie tylko dialogi zostały doszlifowane (dzięki czemu niektóre kwestie wreszcie stają się zrozumiałe), również tempo akcji jest lepsze. Fabuła jest prowadzona płynnie, nie ma zastojów (może poza sceną z Zeke’em, która rzeczywiście jest wolniejsza, a ja uważam ją za jeden ze słabszych momentów finału).
Oczywiście nie udało się naprawić wszystkiego. W serialu wciąż są obecne momenty, które wręcz krzyczą „plot armor!”. Bohaterowie i nowe moce pojawiają się znikąd, bo tak, bo jest taka potrzeba, bo nie udało się wymyślić bardziej logicznego rozwiązania. Na to można ponarzekać lub po prostu przymknąć oko. Są to jednak te drobne rysy, które lekko rozczarowują, ale nie psują odbioru całości.
Studio Mappa popisało się i w finale AoT pokazało wysoki poziom
Choć zmiana studia (a co za tym idzie: także stylu Ataku tytanów) wzbudziła spore kontrowersje, uważam, że nie wyszło to anime na złe. Stylistycznie oddzielono stare od nowego po przeskoku czasowym, który akurat miał miejsce między trzecim a czwartym sezonem, czyli seriami tworzonymi przez studia WIT i Mappa. I choć Mappa w swoich pierwszych odcinkach zaliczyło kilka potknięć (tytani przedstawieni z pomocą CGI byli okropni), to w ostatnim epizodzie się wykazało. Animacja była piękna; szczególnie podczas walk z wykorzystaniem sprzętu do manewru przestrzennego widać, jak się postarano. Kreska jest staranna, a obrazy płynne, nasycone – można się nimi zachwycić. Widać, że na sam koniec wyciągnięto najmocniejszą broń – studio Mappa postanowiło pożegnać się w wielkim stylu, zapewniając widzom wizualną ucztę.

Po 14 latach Attack on Titan nadal potrafi wzbudzić silne emocje
W ostatnim epizodzie udało się domknąć większość wątków i doprowadzić do satysfakcjonującego zakończenia. W przypadku produkcji takiej jak ta nie można było spodziewać się szczęśliwego finału, jedynie słodko-gorzkiego, i taki właśnie był. UWAGA, SPOILER! Dzięki zmianie, którą wprowadzono w końcowej sekwencji, mogliśmy zobaczyć, że pokój, który Eren zapewnił swoim przyjaciołom, trwał nie kilkadziesiąt lat (jak sugerowała manga), ale kilkaset. Zatem udało mu się zrealizować zadanie i zagwarantować im długie oraz spokojne życia, których zawsze im życzył. To kolejny plus zmian – poświęcenie głównego bohatera, którego losy śledziliśmy przez tak długi czas, nie wydawało się bezsensowne. KONIEC SPOILERA. Nie widać braku celowości w kluczowych wątkach, którego fani doszukiwali się w ostatnich rozdziałach mangi, co być może było efektem niedopracowania pewnych detali, którym więcej uwagi poświęcono w przypadku anime. Na szczęście w adaptacji pewne rzeczy zostały lepiej przemyślane, co zadziałało na korzyść i sprawiło, że zakończenie wydaje się doszlifowane i nie budzi już tylu „ale”.

Finał był przepełniony emocjami, jak zresztą na koniec pewnej ery przystało. Był nimi wręcz nasycony, a zarówno muzyka, jak i aktorzy, pomogli tym uczuciom wybrzmieć. Na spore wyróżnienie zasługuje aktorka głosowa odgrywająca Armina z japońskiej wersji, Marina Inoue, która wykonała kawał dobrej roboty w dramatycznej scenie jej bohatera. Sekwencja ani trochę nie wydawała się przerysowana. W głosie Arlerta wybrzmiała desperacja, którą odczuwał w chwili bezradności, a także żal do samego siebie. Aż można było poczuć ciarki na plecach.
Żałuję tylko, że niektóre momenty zostały spłycone. Mogliśmy otrzymać kilka mocnych i naprawdę dobrych scen w finale, jednak Isayama ostatecznie wycofał się z nich, w kolejnych chwilach odwracając losy bohaterów. UWAGA, SPOILER! Chodzi o przemianę Eredian, w tym Jeana i Connie’ego, w bezmyślnych tytanów. Dwójka zwiadowców zaserwowała nam wzruszające pożegnanie, które okazało się tanim chwytem, żeby zszokować widzów, ponieważ kilka chwil później wraz z pozostałymi przemienionymi wrócili do normy. KONIEC SPOILERA.
Attack on Titan to seria, jaka trafia się raz na wiele lat
Niewiele jest produkcji, które są w stanie poruszyć aż tak wielkie rzesze widzów czy czytelników. AoT jednak się to udało. Hajime Isayama stworzył historię, która połączyła ludzi na całym świecie i zmusiła do przemyśleń. To on tchnął życie w bohaterów, których losy nie były fanom obojętne. Choć przygoda z Atakiem tytanów trwała długie 14 lat, do jej końca dotarło wielu, a widać to chociażby po tym, jak przy okazji premiery finału padły serwery Crunchyrolla, na którym pojawił się epizod.

I choć seria miała swoje lepsze i gorsze momenty, uważam, że to jedna z najlepszych opowieści, jakie przyszło mi śledzić, i na koniec nie mam poczucia straconego czasu. Anime naprawdę pięknie pożegnało widzów, przygotowując dopracowany film, który pozwolił fanom przeżyć te ostatnie chwile z ich ulubieńcami jak należy. I mimo że pożegnanie z czymś, co śledziło się przez tak wiele lat, nie jest proste, po tak satysfakcjonującym zakończeniu na pewno łatwiej będzie odłożyć Attack on Titan na półkę. I kto wie, może za pewien czas do niego wrócić?
Serial:Atak tytanów(Attack on Titan)
premiera: 2013fantasyanimacjaakcjaprzygodowyanime
Zakończony Sezonów: 4 Epizodów: 87
Attack on Titan (Shingeki no Kyojin) to serial anime z gatunku shonen. Opowiada on dramatyczną historię garstki ludzkości, która toczy walkę na śmierć i życie z tytanami - istotami żywiącymi się ludzkim mięsem. Attack on Titan bazuje na mandze napisanej i zilustrowanej przez Hajime Isayamę. Pierwszy sezon serialu zadebiutował w japońskiej stacji MBS 6 kwietnia 2013 roku. Oprócz adaptacji anime zostały wyprodukowane także filmy live-action. Seria przedstawia losy trójki przyjaciół - Erena, Mikasy i Armina, którym przyszło żyć w czasach, w których ludzkość została niemal całkowicie wybita, a świat opanowały przerażające olbrzymy żywiące się ludzkim mięsem - tytani. Wraz innymi ocalałymi, przyjaciele żyją w mieście otoczonym grubym murem, który wkrótce zostaje zburzony co staje się początkiem serii tragicznych wydarzeń. Eren wraz z przyjaciółmi postanawiają walczyć o wolność i zaciągają się do wojska. Serial cieszy się ogromną popularnością, która sprawia że po Attack on Titan sięgają coraz to nowi widzowie, wśród których są zarówno oddani fani japońskich animacji, jak i odbiorcy, którzy z anime nie mieli wcześniej za wiele do czynienia.
Komentarze czytelników
zanonimizowany768165 Legend
A wystarczyło napisać o podróżach/manipulacjach w czasie i już wiadomo, że będzie porażka.
Mało którym produkcjom i tworom udało się zrobić to dobrze...
Persecuted Legend

Finał jak finał, dla mnie cała ta część po tzw. "przeskoku czasowym" nie miała większego celu ani sensu. Pierwsze trzy sezony to emocjonująca i tajemnicza opowieść, w której ludzkość rozpaczliwie walczy przeciwko dziwacznym bestiom (tytanom) i stara się uzyskać najważniejsze odpowiedzi: Czym są tytani? Kto je stworzył? W jakim celu? Co jest za murami? Co jest za oceanem? Itd. Bohaterowie małymi kroczkami dowiadywali się więcej o otaczającym ich świecie, a widz razem z nimi, co było cholernie angażujące, fascynujące, wciągające i nierzadko też satysfakcjonujące (np. zdobycie upragnionej piwnicy!). Pod koniec trzeciej serii mieliśmy już z grubsza wszystkie odpowiedzi, dzieciaki dotarły do oceanu (co było ich marzeniem) i na tym historia mogłaby się skończyć... Ale nie, twórca chciał opowiedzieć dalszą część, która jak dla mnie jest porażką.
spoiler start
Cała ta koncepcja Erena funkcjonującego poza czasem nie trzyma się kupy. Wiemy przecież, że Eren manipulował przeszłością, żeby realizować swoje cele w przyszłości, ale nie robił tego fizycznie przenosząc się w czasie i działając zza kulis, tylko... no właśnie jak? Wysyłając rozkazy w przeszłość? Nie wiadomo. Twórca nie uniknął też typowych dla tego typu opowieści paradoksów czasowych. Eren używa mocy tytana pierwotnego (którą uzyskał od swojego ojca Grishy), żeby wpłynąć na ojca w przeszłości, by ten zeżarł Friedę Reiss i w ten sposób zyskał moc tytana pierwotnego, mogąc ją potem przekazać synowi. Czyli Eren z przyszłości użył mocy manipulowania czasem, KTÓREJ NIE MIAŁBY, gdyby najpierw nie dokonał manipulacji czasem... A potem kolejne dziury. Czemu śmierć Zake'a zatrzymała dudnienie? Ymir nie wystarczyła? Czemu śmierć Erana ukatrupiła także "tytaniczną skolopendrę"? Czemu Eren bez robala i Zake'a miał dostęp do mocy wykraczających poza jego normalne możliwości, vide zmiana w Kolosalnego? To w końcu Ymir była wystarczająca, czy nie? Itd. Nic tam generalnie nie miało sensu. A najgorsze jest to, że na dłuższą metą działanie Erena zupełnie nic nie dało, bo wyspiarzy koniec końców i tak szlag trafił, a tajemnicze drzewo sugeruje, że moc tytanów wcale nie została unicestwiona.
spoiler stop
Ot, historia, która mogłaby (powinna?) się nie wydarzyć.
CzarnaKreda Generał

Finał dobry ale jakoś nie potrafiłem się zaangażować emocjonalnie. Szczerze przeszkadzała mi muzyka, wybijała mnie z tempa.
HumanGhost Generał

A zauważyliście w tej scenie "po napisach", że
spoiler start
wejście chłopaka do wyrwy w drzewie było łudząco podobno do wejścia Ymir do groty? Aż zawołałem "Nie wchodź tam!"
spoiler stop
KozaSWD Pretorianin
Szczerze nie wiem dlaczego ludzie nie lubią finału. Jak dla mnie całkiem spoko zakończenie. Eren w pewnym momencie się pogubił i zaszedł za daleko. Spotykało to wielu ludzi dla których walka za jakiś cel była najważniejsza. Czasem żeby coś osiągnąć mocno przesadzali, potrafili się w tym zatracić i łamali zasady moralne. Mimo całej sympatii do nich, trzeba było ukrócić ich panowanie. Nie była to łatwa decyzja dla zwolenników oraz przyjaciół, ale wiedzieli, że inaczej się nie da. To co zostało przedstawione, to po prostu coś, co wielokrotnie się działo w historii ludzkości. Ktoś naprawdę liczył na stuprocentowy happy end?