Graliśmy w Blood Dragon - absurdalny dodatek do gry Far Cry 3 - Strona 2
Najlepsza gra 2012 roku według Czytelników serwisu gry-online.pl, już wkrótce, bo 1 maja, otrzyma samodzielny dodatek. Będzie to hołd złożony filmom akcji i science-fiction, produkowanym taśmowo w latach osiemdziesiątych.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Blood Dragon - samodzielnego DLC do Far Cry 3
Oczywiście pod tą całą buraczaną otoczką nadal kryje się pełnoprawny shooter, wszak mamy do czynienia z tworem zbudowanym na trzewiach Far Cry 3. Strzelania jest sporo, bo wrogowie nie odpuszczają i naszego nieustraszonego herosa próbują załatwić w każdy możliwy sposób. Przeciwnicy wyraźnie przeważają liczebnie, ale i my nie wypadliśmy sroce spod ogona. Już na starcie dostajemy pistolet, karabin energetyczny, klasyczną, śmiercionośną na krótki dystans, strzelbę oraz snajperkę, pomagającą eliminować bardziej oddalonych rywali. Początkowy arsenał uzupełnia garść granatów i ładunków zapalających, a także umiejętność szybkiej anihilacji celu po zakradnięciu się do niego – w pierwszej misji otrzymujemy nawet zadanie wyłączenia z walki kilku oponentów tą właśnie metodą.


Ścieżkę dźwiękową do dodatku Blood Dragon opracowała australijska grupa Power Glove. Trzech utworów – w tym słynnego już Warzone'a, mocno kojarzącego się z tematem przewodnim Terminatora – można posłuchać w internecie:
Rozgrywka w Blood Dragonie jest dość oczywista i nie ma w tym wielkiej filozofii – do wskazanego celu należy przebijać się metodą czołgu Stalina, eliminując po drodze wszystkie odpowiadające ogniem przeszkody. Od czasu do czasu zdarzają się jednak urozmaicenia: a to trzeba załatwić kilku rywali po cichu, a to znów bronimy kompana przed zmasowanym atakiem nieprzyjaciela, gdy on w tym czasie zajmuje się innymi, bardzo-ważnymi-z-punktu-widzenia-fabuły sprawami. Oprócz najliczniejszych zwykłych piechurów we wrogich szeregach oglądamy także bardziej wytrzymałych, opancerzonych superżołnierzy, a już w drugiej misji – gdzie produkt odblokowuje typową dla tej serii swobodę działania – piekielnie niebezpieczne, tytułowe jaszczury, których lepiej unikać niż wdawać się z nimi w bezpośrednią walkę.
W trakcie krótkiej sesji z Blood Dragonem bawiłem się całkiem nieźle, choć nie zaliczam się do osób, które byłyby w stanie przełknąć całą kampanię (a sądząc po dostępnej w grze mapie, do krótkich to ona raczej nie należy) w takich właśnie klimatach. Doceniam bezpardonowość tej pozycji i liczne nawiązania do kultowych dzieł kinematografii z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, widoczne zwłaszcza w sucharach wypowiadanych przez bohaterów dramatu (klisza goni kliszę), ale osobiście na tej szkapie nie ujechałbym zbyt długo. Zresztą... zobaczywszy, ile garnizonów jest do odbicia na wyspie, autentycznie wymiękłem. Jestem przekonany, że dodatek mocno podzieli fanów pierwowzoru i wielu graczy, którzy zakochali się w wydanej kilka miesięcy temu podstawce, gry w takiej właśnie stylistyce po prostu nie kupi.

Naprawdę podziwiam włodarzy Ubisoftu, że mieli jaja, by taki twór w ogóle dopuścić do produkcji. Ta gra szydzi absolutnie ze wszystkiego (z Far Cry 3 również, bo niemal na starcie poznajemy definicję szaleństwa), co kojarzy się z naładowanymi testosteronem filmami, dzięki czemu jest pięknym hołdem złożonym ludziom tworzącym wątpliwej jakości dzieła w złotej erze VHS-ów. Odnoszę jednak wrażenie, że autorzy przesadzili w niektórych aspektach i ten mocno przerysowany shooter wydaje się momentami naprawdę ciężkostrawny – wszak co za dużo, to niezdrowo. Cóż, powodzenie takiego pomysłu jak zwykle zweryfikuje życie – dopiero w maju tak naprawdę zobaczymy, czy okazał się on trafiony, czy nie.