autor: Maciej Kozłowski
Hawken, czyli Battlefield z mechami - test wersji beta gry - Strona 2
Wielkie mechy, spektakularne eksplozje i świat po galaktycznej apokalipsie. Hawken udowadnia, że można to wszystko zawrzeć w jednej, szalenie dynamicznej, a do tego darmowej strzelaninie.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Rozgrywkę dodatkowo dynamizuje brak amunicji – salwy z dział nigdy by się nie kończyły, gdyby nie nagrzewanie się broni (którą można schłodzić przy pomocy gaśnicy). Specyfika mecha polega również na tym, że da się go szybko naprawić – co zajmuje kilkanaście sekund, w trakcie których nie można robić niczego innego – oraz wyeliminować jego systemy przy pomocy ładunku EMP. Zabawa w Hawkenie to nie tylko prymitywna łupanina – podczas meczu trzeba zwracać nieustanną uwagę na kilka wskaźników, które nieraz decydują o życiu lub śmierci pilota. Nie jest to na szczęście zbyt trudne ani skomplikowane – całość pozostaje grywalna i dynamiczna.
Porównując tę grę z innymi produkcjami „mechowego” nurtu, odnosi się wrażenie, że złożoność rozgrywki poświęcono tu na rzecz szybkiej i spektakularnej wymiany ognia. W starciu z konkurencyjnym Mechwarriorem Online (też traktującym o wielkich maszynach) Hawken wypada dość blado – ale tylko pod względem kierujących nim mechanizmów. Zabawa jest zdecydowanie prostsza, ale też sprawia więcej radości – co stanowi całkiem sensowny kompromis. Przy tym wszystkim trzeba pamiętać, że to produkt całkowicie darmowy – oczywiście istnieją w nim mikropłatności, ale za realną gotówkę można kupić wyłącznie upiększacze graficzne oraz różnej maści boostery (zwiększające tempo zdobywania wirtualnej waluty oraz doświadczenia). Gracze szastający pieniędzmi nie otrzymują żadnej przewagi nad pozostałymi uczestnikami rozgrywki – co w czasach produkcji pay-to-win zdecydowanie należy zaliczyć na plus.
Mechaniczna pomarańcza
Hawken wygląda naprawdę dobrze. Zastosowany silnik – Unreal Engine 3 – pozwala na wygenerowanie bardzo ładnej i przekonującej grafiki. Efekty świetlne są urzekające, podobnie jak rozmywający się z wolna dym. Zrujnowane miasta i ulice wydają się niemal namacalne, a z brył pojazdów można (prawie) zeskrobać cieniutką warstwę rdzy. Przyjemne doznania wizualne to jednak zasługa nie tylko technologii, ale też dobrego pomysłu – uniwersum gry jest więcej niż interesujące. Postapokaliptyczne metropolie i wioski przemierzają maszyny zbudowane z autentycznego złomu – uważny widz zauważy w nich nawet elementy starych ciężarówek czy bojlerów. Całość oprawy zachowuje bardzo stonowany, a przy tym nieco falloutowy klimat, co jest kolejną zaletą tytułu. Niestety – przy tym wszystkim dziwi fakt, że terenu nie da się w żaden sposób zdewastować czy choćby trochę przemodelować. Momentami zakrawa to na żart: gracze kierują gigantycznymi narzędziami zagłady, a byle płotek czy skrzynia stanowią dla nich przeszkodę nie do przebycia. Chyba nie tak powinno to wyglądać?