autor: Marcin Serkies
Hunted: The Demon's Forge - już graliśmy! - Strona 2
Para bohaterów Hunted: The Demon's Forge prezentuje się niczym najlepsze duety z filmu i literatury. Sama gra również całkiem dobrze wpasowuje się w kanon fantasy. Mieliśmy okazję sprawdzić, jak nowa produkcja Splash Damage sprawuje się w akcji.
Przeczytaj recenzję Hunted: Kuźnia Demona - recenzja gry
Zgadzamy się więc na wytargowaną cenę i ruszamy w labirynt korytarzy. Hunted w bardzo fajny sposób łączy dwa klasyczne elementy. Pierwszy, akcja, jest naprawdę intensywny. Walcząc z większą liczbą przeciwników, trzeba współpracować – Caddoc blokuje uderzenia i przyjmuje na siebie ciężar natarcia, a E’lara krąży wokół, szyjąc z łuku jak szalona. Do tego często pojawia się konieczność zmiany celu, zabicia kogoś innego czy osłonięcia towarzysza z drugiej strony. Jest ciekawie, a komunikacja głosowa okazuje się wręcz niezbędna, by móc korzystać z gry w pełni. Walka wymaga odrobiny taktyki i małpiej zręczności. Współpraca, jak wspominałem, jest konieczna, szczególnie że – gdy bohater prowadzony przez któregoś z graczy padnie – tylko druga postać może go uzdrowić. Kolejną ważną kwestią są elementy... przygodowo-logiczne. Zwiedzany poziom zawierał sporo miejsc, w których trzeba było pogłówkować. Może nie jakoś okrutnie, ale pomyślunek się przydaje. Zagadki są klasyczne: strzel w coś, zapal znicz, a odemkniesz wrota, w labiryncie korytarzy poszukaj run, jednak – by znaleźć wszystkie – bacz na ukryte przejścia. Gdy się to uda, otworzysz dodatkowe drzwi, a tego, na co trafisz za nimi, na pewno nie będziesz żałował. Słowem, żadnych zbędnych udziwnień i wcale nie przeszkadza to w dobrej zabawie.

W grze zastosowano kilka rozwiązań ewidentnie ją uatrakcyjniających. Pierwszym jest system osłon, który bardzo przydaje się podczas pojedynków strzeleckich. Najlepszą opcją wtedy jest schowanie się za czymś i spokojny ostrzał zwrotny. Dobre ustawienie się pomaga drugiej postaci zajść przeciwników z boku lub od tyłu. Dalej – broń, której używamy, można zmieniać. Porozstawiane na mapach stojaki pozwalają wymienić oręż, każda sztuka opisana jest kilkoma cechami, co umożliwia wybór najbardziej nam pasującej. Oczywiście najlepsza broń jest magiczna, a tej też nie brak – zazwyczaj obok klasycznych obrażeń zadajemy również te magiczne. Podczas rozgrywki mój współtowarzysz znalazł miecz na moment zamrażający przeciwników, tak więc nie tłukł ich do skutku, tylko unieruchamiał, a ja z łuku spokojnie trafiałem w zastopowane cele. Ostatnim ważnym elementem Hunted jest doskonalenie umiejętności postaci. Za gromadzone kryształy możemy rozwijać dwa drzewka. Jedno jest takie samo dla obu bohaterów – dotyczy magii. Mamy tu kule ognia, pioruny i tym podobne narzędzia, czyniące krzywdę przeciwnikom. Drugie drzewko jest osobne dla Caddoca i E’lary i dotyczy rozwoju głównej broni. Wybór jest dość spory, więc każdy znajdzie coś dla siebie.
Jako ciekawostkę mogę dodać, że przeszliśmy dużą część etapu, nie korzystając ze specjalnych zdolności uzyskiwanych dzięki rozwojowi postaci. Przedstawiciele inXile, którzy nam towarzyszyli, sugerowali rozpoczęcie poziomu od nowa i wzięcie umiejętności, bo bez nich się podobno „nie da”. Dało się – nie było wprawdzie łatwo, ale za to ciekawie. Wywołało to niemałe poruszenie i wcale się nie zdziwię, jeśli stopień trudności zostanie nieco podniesiony, tak żeby jednak trzeba było korzystać z magii. Na razie dostępne są cztery poziomy. Ja grałem na „gamerze” i zabawa była dość, ale nie przesadnie, trudna – nie pozwalała się nudzić, jednocześnie nie trzymając mnie zbyt długo w jednym miejscu. Jak wyglądają dwa wyższe, nie wiem, ale ten niższy musi być naprawdę łatwy.
Zapowiada się więc całkiem fajna gra dla miłośników klasycznego fantasy. Dodatkowym jej atutem może być Lucy Lawless – Xena, wojownicza księżniczka, która podkłada głos Seraphin. Tryb kooperacji, z którego (co ostatnio modne) możemy w dowolnej chwili wyjść, pokazuje pełny potencjał Hunted. Rozgrywka solo, chociaż sprawia radochę, nie jest już tak interesująca. Ciekawe tylko, co zrobią autorzy, żeby nie tyle się chciało, co opłacało, grać w Hunted po raz kolejny i kolejny. Na tę chwilę jakoś takiej zachęty nie czuję.
Marcin „yasiu” Serkies