Duke Nukem Forever - przed premierą - Strona 2
Po ubiegłorocznej burzy Duke Nukem Forever powraca, by znów siać śmierć i zniszczenie. Wspierany przez twórców serii Brothers in Arms tytuł, ma większe szanse na ujrzenie światła dziennego niż kiedykolwiek wcześniej.
Przeczytaj recenzję Duke Nukem Forever - recenzja gry
Jedyna niepokojąca informacja związana z arsenałem dotyczy liczby broni, którą Książę może nosić przy sobie. Firma 3D Realms zdecydowała, że będą to tylko dwie pukawki, czym wywołała spore poruszenie wśród fanów. Kontrowersyjne rozwiązanie Broussard tłumaczy trudnościami z... przystosowaniem gry do obsługi pada. Twórcy próbowali na różne sposoby przydzielić przyciski konsolowego kontrolera do poszczególnych środków zagłady, ale otrzymane efekty nie spełniły ich oczekiwań. W końcu zdecydowano się załatwić problem tak: pod lewym bumperem udostępniono miny, pod prawym granaty, pod „B” ukryto atak wręcz, a pod „Y” możliwość zmiany broni z podstawowej na alternatywną. Strzelamy prawym triggerem. Dlaczego nikt z autorów nie wpadł na to, by za pomocą przycisku „Y” umożliwić graczom wertowanie całego posiadanego arsenału, a nie tylko wybór pomiędzy dwiema pukawkami – nie wiadomo. Mam jedynie nadzieję, że ludzie z Gearbox Software dojdą do wniosku, że to idiotyczny pomysł i przeforsują rozwiązanie pozwalające nosić przy sobie więcej środków zagłady. W końcu to Duke, a nie seria Halo, prawda?
Oprócz typowych dla strzelanin poziomów, w których zabawa skupi się na eksterminacji przeciwników, w Duke Nukem Forever zobaczymy też etapy, w których będziemy mogli poruszać się samochodem. Jeden z takich fragmentów został zresztą zaprezentowany podczas tegorocznej edycji Penny Arcade Expo (PAX). Uczestnicy imprezy mogli tam zasiąść za kierownicą pick-upa i przejechać spory odcinek trasy, miażdżąc pojawiające się na drodze jednostki przeciwnika, unikając śmiercionośnych dla pojazdu fragmentów skał i skacząc nad rozpadlinami. Nic specjalnie efektownego – mała odskocznia od ciągłej sieczki, która kończy się wraz z opróżnieniem baku w aucie.

Choć Duke Nukem Forever jest grą z kilkunastoletnim rodowodem, nie oznacza to, że mechanika rozgrywki będzie przypominać produkcje z połowy lat dziewięćdziesiątych, wręcz przeciwnie. George Broussard od dawna znany jest z tego, że do swojego dzieła próbował wcisnąć wszystkie ważniejsze nowinki, jakie pojawiały się w konkurencyjnych tytułach. Przykłady? Proszę bardzo. W trakcie gry dostępne będą dwa tryby prowadzenia ognia: tradycyjny – z biodra oraz alternatywny – z przybliżeniem wzroku do instrumentów celowniczych, pozwalającym oddawać dokładniejsze strzały. W nowych przygodach Księcia znajdziemy też automatyczną regenerację zdrowia, patent obowiązkowy w praktycznie każdej ważniejszej produkcji tego typu.
Z raportów osób, które w Duke Nukem Forever miały już okazję zagrać, wynika, że oprawa wizualna nie jest najmocniejszą stroną gry, choć nie oznacza to, że prezentuje się ona fatalnie. W tej kwestii sporo może się jednak zmienić. Jeśli ludzie z Gearboxa zechcą usprawnić nieco silnik, być może grafika ulegnie wyraźnej poprawie. Zastrzeżeń nie powinniśmy mieć natomiast do dźwięku. W głównego bohatera wcieli się aktor Jon St. John, więc ponownie usłyszymy charakterystyczny głos Księcia znany z poprzednich odsłon cyklu. Na tę kwestię kładziony jest zresztą szczególny nacisk. Nasz podopieczny będzie na bieżąco komentował sytuację przy pomocy charakterystycznych powiedzonek, które z pewnością na długo zapadną nam w pamięć, tak jak niektóre kwestie z Duke Nukem 3D.
I to w zasadzie wszystko, co można na razie powiedzieć o najnowszej (jak to brzmi!) produkcji studia Gearbox Software. Powrót Księcia jest już przesądzony i – jak wspomniałem na początku – tym razem powinien się udać. Śmiem wątpić, żeby twórcy serii Brothers in Arms położyli ten projekt, zwłaszcza że ma on dla nich charakter prestiżowy. Czy warto było tyle czekać, przekonają się wszyscy posiadacze pecetów, Xboksów 360 i PlayStation 3, ale dopiero w przyszłym roku.
Krystian „U.V. Impaler” Smoszna