Call of Duty: Black Ops - przed premierą - Strona 2
Mieliśmy niepowtarzalną okazję zagrania we wczesną wersję zimnowojennego Call of Duty: Black Ops. Czy nowe dzieło studia Treyarch będzie w stanie zaskoczyć fanów mających w pamięci dwie części Modern Warfare?
Przeczytaj recenzję Call of Duty: Black Ops - recenzja gry
Zadanie, z którym miałem do czynienia, nie należało do najtrudniejszych – większość pracy wykonali za mnie doskonale wytrenowani członkowie wysłanych na akcję plutonów SAS. Twórcy chcieli jednak nie tyle umożliwić mi udział w efektownej, trwającej około 15 minut akcji antyterrorystycznej, co odnieść się do kontrowersji, jakie wzbudziła ona na początku lat 80. Mianowicie, twierdzi się, że dwóch z sześciu zabitych terrorystów zostało przez SAS rozstrzelanych. W czasie ewakuacji oczami wyprowadzanego Johna Price’a widziałem zamazany obraz dwóch komandosów likwidujących klęczących napastników, którzy parę sekund wcześniej pozbyli się broni. Treyarch, decydując się na takie rozwiązanie, wpisuje się więc w teorię głoszoną przez krytyków Operacji Nimrod.
Tego typu atrakcji w Call of Duty: Black Ops ma być zdecydowanie więcej. Autorzy sięgną bowiem do historii, pragnąc pokazać wiele znanych wydarzeń w nieco innym, często kontrowersyjnym, świetle. Zacznijmy może od kwestii najważniejszej, a więc realiów, w jakich przyjdzie nam spędzić od 6 do 8 ośmiu godzin gry. Fabularnie najnowsze Call of Duty zostanie osadzone w czasach Zimnej Wojny. Gracz, wcielający się w kilku różnych żołnierzy, będzie przeżywać odmienne historie rozgrywane w zróżnicowanych krajach i czasach. Wirtualną podróż rozpoczniemy na frontach II wojny światowej, w końcowej fazie jej trwania. Następnie zostaniemy przetransportowani na porewolucyjną Kubę. Kolejnym przystankiem okaże się Wietnam, gdzie w kilku misjach zapoznamy się z tłem krwawej wojny, a także kraje Ameryki Południowej oraz Afryka. Z uwagi na dość spory rozrzut czasowy sposób realizacji poszczególnych misji będzie każdorazowo mniej lub bardziej inny. Autorzy oddadzą do naszej dyspozycji różnego rodzaju broń a także każą nam realizować zadania polegające zarówno na otwartej walce, jak i na braniu udziału w perfekcyjnie zaplanowanych operacjach niewielkich oddziałów specjalnych.
Przedstawiciele Treyarch w przypadku Black Ops stawiają przede wszystkim na klimat. Ich celem jest realistyczne odwzorowanie teatru działań. Przenosząc się do Wietnamu, niemal odczujemy na sobie trudne warunki wojny, na każdym kroku widząc jej straszliwe żniwo. Wielkie emocje powinno wzbudzić lądowanie amerykańskich marines w Zatoce Świń na Kubie. Z kolei stresogenne akcje antyterrorystyczne wymagać będą wyjątkowej dokładności i precyzji. Twórcy obiecują przy tym, że nie zapomną o prezentacji efektownych bitew, które na długo zapadną nam w pamięć. Nowe Call of Duty powstaje na wysłużonym silniku graficznym, zastosowanym wcześniej m.in. w World at War. Nie przeszkodziło to jednak autorom w wygenerowaniu ładnych krajobrazów oraz szczegółowych wnętrz budynków. W oczy rzuca się przede wszystkim wyższy poziom interakcji z elementami otoczenia. Na podstawie zaserwowanego fragmentu mogę również stwierdzić, że nie poddano większym przeobrażeniom mechaniki rozgrywki (płonna była moja nadzieja na choćby niewielki udział w planowaniu akcji). Twórcy wyszli z założenia, że nie ma powodu, by zmieniać coś, co mimo wszystko ciągle sprawia wszystkim wiele uciechy.
Call of Duty: Black Ops zapowiada się bardzo interesująco. Celem studia Treyarch jest bowiem umożliwienie graczom wzięcia udziału w najważniejszych konfliktach Zimnej Wojny. Co w połączeniu z wysokiej jakości oprawą graficzną, umiejętnie budowanym klimatem oraz dbałością o szczegóły – tak fabularne, jak i techniczne – może okazać się wyjątkową strzelaniną. Inną sprawą jest to, czy twórcy Call of Duty 3 i Call of Duty: World at War podołają temu zadaniu. Po kilkunastu minutach spędzonych z Black Ops stwierdzam, że są tego bardzo bliscy.
Piotr „jiker” Doroń