autor: Marek Grochowski
Tony Hawk: RIDE - już graliśmy! - Strona 2
Deweloperzy gry Tony Hawk: RIDE szykują rewolucję w sterowaniu. Czy elektroniczna deskorolka jest w stanie godnie zastąpić wysłużonego pada?
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Deweloperzy prezentowali już swoją deskorolkę przedstawicielom mediów kilkakrotnie. Niżej podpisany, mimo że fanem śmigania po prawdziwych rampach nigdy specjalnie nie był, wiedziony ciekawością wzrok swój na owym przedmiocie zawiesił i parę chwil później stał już na desce, by hasać sobie na niej gdziekolwiek, byle daleko. A że orła przy tym nieomalże wywinął, wspominać raczej nie będzie, bo i czytelnik wówczas zawiedziony, a i autor markotny się robi.
Pomijając jednakże własną niezgrabność, uczciwie stwierdzam: deska działa bez zarzutu. Wprawdzie w pierwszych chwilach sterowanie nią nie jest jeszcze na tyle intuicyjne, by od razu wykonywać dwuminutowe combosy, ale mimo to plastikową atrapę od początku obsługuje się w sposób prosty i przystępny. Łatwo balansować na niej w celu zmiany kierunku jazdy, zaś najprostsze manewry nie wymagają nawet posiadania trójki z WF-u. Chcąc nabrać prędkości, wystarczy odpychać się nogą od podłoża, ollie jest na tyle proste, że trzeba tylko stanąć na tylnej krawędzi urządzenia i zasymulować skok, odrywając przód deski od podłogi, a do zgrindowania poręczy wymagane jest zaledwie utrzymywanie jako takiej równowagi – nie trzeba przy tym wcale specjalnie się wyginać. Przynajmniej na domyślnym poziomie „casual”, gdzie gracz może jeszcze liczyć na dużą asystę konsoli w trakcie wykonywania ewolucji. Bardziej zaawansowana opcja „confident” niesie ze sobą konieczność dokładniejszego wykonywania manewrów na desce, zaś „hardcore” przeznaczona jest dla tych, którzy z prawdziwych skatingiem od dawien dawna są za pan brat i nie boją się jazdy bez śladowego choćby wspomagania ze strony gry.

Jakkolwiek moja przygoda z atrapą deskorolki trwała tylko nieco ponad kwadrans, urządzenie sprawowało się bez zarzutu i było bardzo stabilne (w końcu to deska bez kół). Z uwagi na naszpikowanie elektroniką (sensory ruchu, boczne przyciski) imitacja jest zauważalnie cięższa od prawdziwej deskorolki, a to ogranicza nieco zakres ruchów. Tym niemniej nawet krótka jazda po stosunkowo prostej trasie i tak zapewniła mi sporo frajdy. Jasne – to nie to samo, co sklejanie trików w rzeczywistości, ale koniec końców po najrozmaitszych peryferiach w stylu Wiilota, Balance Boarda czy tanecznych matach znów mamy do czynienia z kolejnym kontrolerem, który przeciwstawia się leniwemu leżeniu na kanapie. Fenomen Wii już dawno pokazał, że pomysł ten doskonale sprawdza się w praktyce, toteż o ewentualnym sukcesie RIDE zadecydują pewnie nie ci, którzy w Tony’ego Hawka grają od blisko dekady, ale ci, których bardziej od samej treści zaintryguje nietypowy kontroler. Inna sprawa, że plastikowy gadżet to wciąż zabawka i za jego cenę można już nabyć zwykłą deskę, dostarczającą nie mniejszą dawkę wrażeń. Z końcowym entuzjazmem zaczekajmy więc do listopadowej premiery, bo na razie całość prezentuje się co prawda obiecująco, ale zarazem nieprzyzwoicie drogo.
Marek „Vercetti” Grochowski