autor: Krzysztof Szulc
Robin Hood: Defender of the Crown - przed premierą - Strona 2
Robin Hood: Defender of the Crown to nowa odsłona hitu o tym samym tytule znanego jeszcze z czasów panowania Amigi. Gra bazuje na starym pierwowzorze, gdzie ponownie wcielamy się w postać walecznego Robin Hooda, który musi uratować króla Richarda.
Przeczytaj recenzję Robin Hood: Defender of the Crown - recenzja gry
Cinematech
Podobnie jak w starszej wersji, tak i tutaj główny ekran gry będzie stanowić mapa Anglii podzielona na 19 terytoriów. Różnica jest taka, że te kilkanaście latek robi jednak swoje i mapa ta będzie w pełni trójwymiarowa (zresztą wszystkie elementy gry mają się opierać na stworzonym przez Cinemaware engine 3D o nazwie „Cinematech”). Na każdym z terytoriów znajdziemy określoną ilość złota, dzięki któremu będziemy mogli kupić coraz to lepszą broń, wynająć dodatkowe oddziały wojskowe albo wzmocnić umocnienia naszych zamków. Oczywiście im bardziej zasobne w kruszec terytorium będzie w naszym posiadaniu, tym bardziej będziemy narażeni na ataki nieprzyjaciół.
Kompania Robin Hooda
W czasie bitwy nie będziemy mogli kontrolować poszczególnych jednostek. Naszym zadaniem będzie wydawanie rozkazów poszczególnym oddziałom. Pomagać nam w tym będą postacie dobrze znane z legendy o banicie z Sherwood. Na przykład Braciszek Tuck i Will Scarlet będą mieli istotny wpływ na morale naszego wojska, umiejętności Małego Johna zwiększą nasze szanse na wygranie bitwy, a dzięki Lady Marion dowiemy się o posunięciach księcia Jana. Każda z postaci ma być charakteryzowana przez kila cech, co ma wprowadzić do gry element cRPG. Co więcej mamy mieć zupełną swobodę w postępowaniu z naszymi przyjaciółmi. Będziemy mogli na przykład całkowicie zignorować rady Braciszka Tucka albo zbyt często trafiać po drodze na jakieś dziewice do uwolnienia, co zapewne nie wpłynie dobrze na nasze stosunki z Lady Marion. Możemy nawet swoim postępowaniem doprowadzić do tego, że cała kompania się na nas obrazi. Możliwości ma być bez liku.
Mini gry
Główną atrakcją „Robin Hood: Defender of the Crown” będzie zawarcie w programie kilku – jak to nazywają autorzy - mini gier. Będziemy m. in. bronili zamku przed atakiem katapult oraz jednostkami wroga wspinającymi się po murach, a w przeciwników będziemy mogli rzucać np. chorymi krowami (vide: „Monty Python i Święty Graal”). Sami także będziemy przeprowadzać podobne akcje ofensywne. Weźmiemy również udział w turniejach rycerskich i łuczniczych, a gdy nie spodoba nam się wynik, będziemy mogli wyzwać przeciwnika na pojedynek na miecze lub maczugi w celu jego weryfikacji. Oczywiście nam też ktoś zawsze może rzucić rękawice. Poza tym będziemy ścigali na koniach karawany, strzelali z łuku do strażników, woźnicy oraz innych jeźdźców. Czasami przyjdzie nam walczyć o ziemie, a czasami o jakąś potężną broń, która zapewni nam zwycięstwo w każdym pojedynku. Atrakcji szykuje się naprawdę wiele.
Wszystko przed nami
Jak mówi główny projektant gry – Morgan Gray – przygodę będziemy mogli zakończyć na wiele sposobów w zależności od decyzji podejmowanych w czasie rozgrywki. Jako że gra ukaże się dopiero za rok, należy się spodziewać, iż wiele może się jeszcze zmienić. Nic nie wiadomo jak na razie o oprawie dźwiękowej ani o trybie multiplayer (wiadomo tylko, że będzie). Trudno przewidzieć co wyjdzie z tej kombinacji strategii, cRPG i gry akcji. Miejmy jednak nadzieje, że po tych kilkunastu latach tytuł „Defender of the Crown” pozostanie synonimem dużej grywalności.
Krzysztof „Sukkub” Szulc