autor: Bartłomiej Kossakowski
Naruto: Rise of a Ninja - przed premierą - Strona 3
Nie jest łatwo być nastoletnim ninja. Bo wiecie, samuraje to pozerzy, ale opanowanie ninjutsu to nie tylko nauka sztuki walki i akrobacji. To cała filozofia i sposób na życie.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Na naszej drodze pojawią się również postaci, które będą mieć dużo ważniejszy wpływ na rozgrywkę niż wskazanie drogi. W kreskówce przez lata wystąpiło wielu ciekawych bohaterów, nie zabraknie ich i tu. Na pewno możemy liczyć na cały skład siódmej drużyny. Spotkamy więc zimnego, przesiąkniętego smutkiem, wyalienowanego Sasuke Uchika, z którym Naruto rywalizował na początku pierwszej serii. Różowowłosa Sakura Haruno również zapowiedziała już swój występ w grze. Podczas pierwszej prezentacji było widać stojącego na jednej z uliczek, zajętego lekturą (zapewne jakiegoś romansidła) Katashi Hatake. To mistrz i wychowawca wspomnianych wyżej wojowników. Cieszący się szacunkiem w wiosce shinobi był jedną w ważniejszych postaci w serialu, niemałą rolę odegra też pewnie w grze. Wraz z rozwojem wątku fabularnego, poznamy także zawiłe relacje między bohaterami. Co ważne, mimo że gra przygotowywana jest poza Japonią, twórcy anime doglądają prac i zatwierdzają wszelkie decyzje studia UbiSoftu w Montrealu – zarówno te związane z samą rozgrywką, grafiką, jak i wątkiem fabularnym właśnie, bo podobno Rise of Ninja odkryje kilka nieznanych wcześniej faktów.
Nowa generacja cel-shadingu
Tak się jakoś złożyło, że miałem ostatnio sporo do czynienia z pozycjami wykonanymi w technice cel-shadingu (czyli takiej, która ma w zamierzeniu sprawić, by świat gry wyglądał niczym w dobrym filmie animowanym). Po wielu godzinach spędzonych z Crackdownem i Okami, przeszedłem demo Eternal Sonata i przejrzałem sporo materiałów związanych z nadchodzącą The Simpsons Game. Gdybym miał porównać Naruto: Rise of Ninja do którejś z tych gier, umieściłbym ją pomiędzy pierwszym i drugim z wymienionych tytułów. Z jednej strony dostajemy wielkie, żyjące własnym życiem miasto z dużą liczbą obiektów, po których można skakać, wspinać się i biegać, z drugiej – czuć tu (choć w mniejszym stopniu niż w dziele Capcomu) japoński artyzm i piękno, którego brakowało w stylizowanym na amerykańskie komiksy Crackdownie. Oczywiście projekty postaci i lokacji to zasługa twórców anime, a nie ekipy z UbiSoft Montreal, ale tych drugich nie można się czepiać – wykonali kawał dobrej roboty, byśmy mogli poczuć się tak, jakbyśmy naprawdę przebywali w świecie znanym z serialu. No i możemy dowolnie obracać kamerą, co wbrew pozorom nie jest takie oczywiste (w typowym jRPG-u, jakim jest Eternal Sonata, pozbawiono nas tej możliwości).