autor: Wojciech Gatys
Left 4 Dead - zapowiedź - Strona 2
Turtle Rock Studios wprawili się nieco przy tworzeniu Counter-Strike: Condition Zero a teraz zamierzają troszkę bardziej namieszać. Ciekawa koncepcja, nowe pomysły, tryb kooperacji i spora dawka survival-horroru wyglądają na wybuchową mieszankę.
Przeczytaj recenzję Left 4 Dead - recenzja gry
Można powiedzieć, że w grze występuje swojego rodzaju element stealth. Nieumarłych przeciwników w całym miasteczku – zarówno we wnętrzach, jak i na otwartym terenie – jest bowiem mnóstwo. Choć pojedyncze wystrzały, a nawet większe starcia nie zawsze robią na nich wrażenie, trzeba uważać, aby w pewnym momencie zbyt wielu zombiaków nie zainteresowało się naszą grupą. Zwabić ich może potężny ryk co większego potwora, zapach krwi w przypadku zranienia albo wymiociny towarzyszy, którzy ze swych przepastnych brzuchów wypluwają ogromne ilości zgniłej cieczy. Brzmi sympatycznie...
Jeśli w wyniku powyższych zostaniemy okrążeni przez hordę potworów, możemy mieć kłopot z przebiciem się ku wolności, a dołączenie do umarlaków może nastąpić szybko i boleśnie. Aby dodać grze emocji, Turtle Rock przewidzieli opcję „ostatniego tchnienia” – jeden z Ocalonych, powalony na ziemię i zaglądający w oczy śmierci, otrzymuje potężny zastrzyk adrenaliny, w związku z czym jego strzały są celniejsze i bardziej zabójcze. Poświęcenie jednego zawodnika może więc dać ocalenie pozostałym.

A co się stanie, kiedy polegniemy, przytłoczeni obrzydliwą masą ciał nieumarłych? Na szczęście nie musimy czekać na koniec rozgrywki – wystarczy polegać na towarzyszach. Muszą oni najpierw oczyścić teren z zombioli, które tak śmiertelnie zalazły nam za skórę, a następnie przejść do jednego ze specjalnie oznaczonych miejsc rewitalizacji. Pomysł jest taki, że zombie niemal nigdy nie zabijają – po prostu ofiarę przerabiają na jednego ze „swoich”. Wystarczy więc nasze świeżo zzombifikowane ciało poddać skutecznej kuracji odpotworyzującej i oto zdrów jak ryba śmiałek znów może rozpocząć rzeźnię. Może nie do końca to realistyczne, ale przynajmniej widać, że Turtle Rock się starają wprowadzić ciekawe elementy do rozgrywki.
Wielokrotnie wspominałem już, że po stronie ludzkości, wolności i jako-takiego zapachu z ust stać będzie czworo zawodników – Ocalonych. Nikogo zapewne nie zdziwi fakt, że mamy tu do czynienia ze standardową zbieraniną śmiałków, prosto z niedzielnego serialu na Polsacie. Jest więc potężny motocyklista Francis, wytatuowany od stóp do głów, którego pasją jest ciężki sprzęt. Jest twarda dziewczyna, pochodząca z bogatej rodziny – włosy Zoey są kruczoczarne, a ona sama niezwykle biegle włada karabinem snajperskim i koktajlami Mołotowa. Jest weteran z Wietnamu i komandos na emeryturze w jednym, który z niejednego pieca jadł granit i popijał czystym olejem napędowym. Mimo siwej brody Bill wciąż świetnie się trzyma, a jego domeną jest gigantyczny obrzyn. No i wreszcie – sympatyczny afroamerykanin Louis, sprzedawca w sklepie ze sprzętem elektronicznym, który nie jest ani przesadnie silny, ani superzwinny, ani mocny w korzystaniu z jakiegoś konkretnego rodzaju broni. Słowem – klasa uniwersalna.