autor: Marek Czajor
B-Boy - przedpremierowy test - Strona 2
Pierwsza gra taneczna na PSP jest już na ukończeniu. Miłośnicy breakdance’a i hip-hopu powinni być zachwyceni, a reszta – kto wie?
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
To, co zachęca do uruchomienia w pierwszej kolejności arcade’owych potyczek, to możliwość wybrania sobie dowolnego zawodnika z pomiędzy dostępnej puli ponad 40 b-boy’ów (są też b-girls) i jedną z 26 plansz. O dziwo, można wybrać nawet spośród teoretycznie nieaktywnych tancerzy (z zacienionymi sylwetkami). Wydaje mi się, że to taki mały błędzik autorów i w finalnej wersji gry ci b-boy’e będą dostępni dopiero po ich odblokowaniu w trybie kariery. Po określeniu jeszcze paru drobiazgów (czasu rozgrywki, liczby rund, kryteriów oceny występów) przenosisz się na arenę i reszta należy już tylko do ciebie.

Tryb kariery jest trochę bardziej skomplikowany, gdyż zaczynasz ją praktycznie od zera. Na początek tworzysz sylwetkę swojego tanecznego alter ego, określając płeć, kolor skóry, umięśnienie, wzrost oraz pozostałe cechy fizyczne (fryzura, zarost na twarzy, kolor oczu itd.). Następnie przenosisz się do swojego garażu, będącym twoim „centrum dowodzenia”. Tutaj odbierasz korespondencję, trenujesz układy taneczne, zmieniasz ciuchy, przeglądasz zdobyte trofea itp.
Najistotniejszym sprzętem w garażu jest laptop. Na nim przeglądasz pocztę od innych b-boy’ów, wybierasz przeciwników do pojedynków (challenge), decydujesz o wzięciu udziału w turniejach (tournament), a także przeglądasz aktualne rankingi zawodników. Tak umiejętności rywali, jak i skala trudności turniejów określane są przy pomocy złotych gwiazdek – im ich więcej, tym będzie ci trudniej. Na początku i tak nie masz kontaktu z najlepszymi, ale to dobrze, bowiem nawet wygrać ze średniakami jest niełatwo. Przyzwyczajaj się do częstych porażek – ja po początkowym załamaniu nerwowym powoli do nich przywykłem.
Każdy występ taneczny (czy to w trybie arcade czy carrer) ma formę bitwy między minimum dwoma rywalami. Mówię oczywiście o bitwie tanecznej, nie na pięści, choć niektóre gesty i zachowania b-boy’ów dla nie obeznanego z tematem kwalifikowałyby się do przywalenia w machę. Pojedynek podzielony jest na rundy, w trakcie których występujecie naprzemiennie, jeden po drugim. W trakcie pokazu wykonujesz wymyślony przez siebie układ taneczny, a twój rywal w oczekiwaniu na swoją kolej sam „czaruje” na boku, starając się swoimi ruchami zdekoncentrować cię. Po zamianie ról sytuacja się odwraca – ty footworkujesz, on się poci na arenie. Sceny te wyglądają niezwykle realistycznie i przypominają bardzo hip-hopowe teledyski, pokazywane czasem na MTV.

Sam taniec wygląda niezwykle efektownie. Do opanowania masz blisko setkę figur, rozdzielonych na cztery grupy: Footwork (zwane pot. rowerkami), Freeze (zatrzymanie się w danej pozycji), Power (figury rotacyjne) oraz TopRock (taniec na nogach). Wydaje mi się, że reklamowana liczba 800 różnych ruchów do przyswojenia to zwykły kit, bowiem w moim tanecznym notatniku (movebook) nie ma nawet tylu pustych slotów. Oczywiście, nie wszystkie figury są dostępne od razu, większość z nich odblokowujesz wraz z postępami w grze. Ale nie martw się: duża liczba dostępnych ruchów to również duży ból głowy. Po pewnym czasie, w trakcie relatywnie krótkiego występu na scenie, nie jesteś w stanie zaprezentować ich wszystkich i musisz się głowić, które z nich wyrzucić, a które zostawić, by twój układ był lepszy od rywala.