autor: Krzysztof Gonciarz
FIFA Street 2 - test przed premierą - Strona 2
Podwórkowe kopanie piłki w otoczeniu Ronaldinho i reszty, czyli EA BIG próbuje zrehabilitować się w oczach fanów futbolu po średnim FIFA Street sprzed roku. Błędy poprzedniczki powracają jednak niczym widmo.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Im więcej ich położymy na ziemi efektownymi zwodami, tym więcej bramek uzyskamy za pojedynczy, hipermocny strzał nie-do-obrony. Jeśli pokonamy wszystkich trzech zawodników w polu, zdobycie bramki od razu zakończy mecz nokautem, bez względu na aktualny stan bramkowy. I tak to właśnie wygląda. Gdy zamiast strzelać na bramkę z pozycji sam na sam, zawracamy z powrotem na własną połowę, by jeszcze trochę się pokiwać, Becks przewraca się w, y, łóżku (a Posh Spice pyta z angielską flegmą „What’s the matter, Darling?”).
Warunki zwycięstwa w meczu towarzyskim możemy na szczęście ustalać według własnego uznania, a w rozbudowanym trybie kariery pojawiają się nawet spotkania z wyłączonym Game Breakerem (co diametralnie zmienia charakter rozgrywki). Mnogość opcji konfiguracyjnych zadowala na tyle, że nie nasuwa się na myśl kwestia niewykorzystanych możliwości.
Sam tryb kariery to bardzo ciekawa i wciągająca zabawa, podobna do tej z pierwszej części (nawet nazwa taka sama – Rule the Street). Zaczynamy w nim od stworzenia od podstaw swojego własnego zawodnika. Proces rzeźbienia modelu przywodzi na myśl choćby Fight Night Round 2, choć zakres możliwości zdaje się być mniejszy, a sylwetki jakby mniej plastyczne. Zawodzi także skromny wybór dość podobnych do siebie fryzur (gdzie są dredy, tej?). Lepiej jest już w momencie kreowania stylu naszego protagonisty, tzn. dobierania mu zestawu ciuszków i wszelakich szpanerskich ozdobników. Tu zadowoleni będą zarówno wielbiciele klasycznych dresików, jak i bardziej pokombinowanych zestawów – choć ponownie customizacja nie sięga aż tak daleko, jak można by sobie tego życzyć. Z braku laku najlepsze, co udało mi się skroić, to dziwak w żółtym kaszkiecie, fluorescencyjnej, zielonej wiatrówce i tweedowych krótkich spodenkach. Tak, że niby pod Andre 3000 z Outkastu, he.

Podwórkowy heros, którego prowadzimy w grze, przechodzi przez kilka kolejnych szczebli kariery, wciąż pozostając jednak reprezentantem futbolowego undergroundu. Nawet rozgrywki na szczeblu międzynarodowym toczą się tu na obdartych klepankach, obudowanych ze wszystkich stron blokami. Na pewnym etapie tworzymy nawet swoją własną arenę, ale podobnie jak pozostałym kreatorom w grze, tak i temu bliżej do składania portretu pamięciowego z gotowych fragmentów twarzy, niż do artystycznego bazgrania na kartce.
Klimat ogólnej brazyliady i łobuzerstwa (nie ma sędziego, więc fauli nikt nie gwiżdże, he, he) wychodzi grze oczywiście na dobre, ale nie jest ona jeszcze na tym etapie aż tak uzależniająca, jak moglibyśmy oczekiwać. Gameplay jest nieco niezbilansowany, ale większość irytujących przeszkadzajek została już wymieniona w dołączonej do bety instrukcji, w dziale „known issues”. Być może uda się wstrzyknąć do rozgrywki nieco adrenaliny, bo mimo bycia cool brakuje jej nieco dynamizmu i iskry, a przede wszystkim wspomnianej na starcie nikotyny.