autor: Maciej Kurowiak
Call of Cthulhu: Destiny's End - zapowiedź - Strona 3
Call of Cthulhu: Destiny’s End, choć zapowiedziane dopiero na nie-bardzo-wiadomo-kiedy, już wzbudza emocje u miłośników prozy Lovecrafta. Przeczytajcie, jak prezentować się ma produkt Brytyjczyków z Headfirst Productions i czym autorzy chcą nas zaskoczyć.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
W przeciwieństwie do bohaterów Lovecrafta, którzy zwykle nie mają żadnych szans w starciu z wrogimi ludzkości bytami, Jacob i Emily będą wyposażeni w broń palną, którą w razie potrzeby będą mogli się posłużyć. Trudno powiedzieć, by jatka w stylu Resident Evil 4 przypadła do gustu miłośnikom horrorów samotnika z Providence, ale autorzy zapowiadają wygodny i przejrzysty system jej rozgrywania. Na pierwszy rzut oka strzelanie w Destiny’s End przypomina to, co widzieliśmy w przygodach Leona Kennedy’ego. Gdy celujemy, kamera zmienia swoje położenie i wrogów widzimy zza pleców naszego bohatera. Do potworów będziemy mogli postrzelać z nieocenionego shotguna czy pistoletu. Zdaje się, że dla fanów, to właśnie ten element rozgrywki może okazać się punktem newralgicznym. Jeśli walki i strzelania będzie zbyt wiele lub też niszczenie potworów będzie zbyt łatwe, czar prozy Lovecrafta pryśnie jak bańka mydlana. Miejmy jednak nadzieję, że autorzy wiedzą, co robią i z czym muszą się zmierzyć. Potraficie wyobrazić sobie, jak wielkim faux pas wobec fanów byłoby postawienie potwornego Dagona w roli bossa, którego można ustrzelić z shotguna niczym kaczkę?

Poczytalność tych dwojga jest raczej dyskusyjna…
Od strony graficznej gra prezentuje się bardzo interesująco. Gracz znajdzie się w ponurych miejscach pełnych tajemniczych zakamarków, przyjdzie mu też zwiedzić leśną gęstwinę, przyprawiającą o mocniejsze bicie serca. No i w końcu trafi też do Innsmouth... Już na pierwszy rzut oka wiadomo, że od posiadania latarki może zależeć nasze życie... Pod tym względem gra nie zawodzi i to, co pokazują obrazki, wygląda bardzo zachęcająco. Wszystkie mroczne dusze zostaną mile połechtane przez niepokojące krajobrazy, na których widok można z miejsca utracić jakąkolwiek nadzieję na wyjście cało z opresji. Walkę będziemy toczyć z przedziwnymi potworami o kształtach przypominających senne koszmary. Trzeba jednak mieć na uwadze, że gra, oprócz PC, zapowiedziana jest też na konsole starszej generacji, więc nie spodziewajmy się specjalnych fajerwerków graficznych. Ważne, by został uchwycony klimat, a o to nie będzie łatwo.
Jakże inaczej patrzylibyśmy na tę grę, gdyby jej data premiery nie była tak oddalona w czasie. Obecnie tytuł zapowiedziany jest na... jesień 2006. Pewien pogląd będzie można sobie wyrobić grając w Call of Cthulhu: Dark Corners of the Earth, gdyż wersja PC ma ukazać się na wiosnę przyszłego roku (producent, choć w kwestii dotrzymywania terminów niezwykle kapryśny, w końcu dokonał niemożliwego i ku uciesze posiadaczy Xboxa, gra właśnie nawiedziła sklepowe półki). Najważniejsze, by twórcy pozostali wierni prozie Lovecrafta i nie próbowali pójść na skróty, upraszczając niektóre elementy rozgrywki na rzecz strzelaniny. To byłby strzał w stopę, szczególnie dotkliwy, że 2006 to rok Playstation 3 oraz bardzo prawdopodobnej premiery trzeciej części Halo. Któż wtedy będzie pamiętał o Destiny’s End, jeśli nie najwierniejsi fani Lovecrafta? Panowie z Headfirst, lepiej nas nie zawiedźcie.
Maciej „Shinobix” Kurowiak
NADZIEJE:
- Innsmouth i kult Dagona... same pyszności;
- Call of Cthulhu w tytule;
- interesująca, bardzo mroczna grafika.
OBAWY:
- prędzej Cthulhu powstanie z głębin niż Headfirst ukończy grę w terminie.