Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Mafia: Definitive Edition Przed premierą

Przed premierą 26 sierpnia 2020, 17:00

Mafia: Definitive Edition nie popełnia błędów Mafii 3 – robi za to swoje własne

Po remake'u Mafii widać, że twórcy za wszelką cenę chcieli uniknąć błędów popełnionych przy Mafii 3. I udało im się to, choć okupione zostało innymi bolączkami.

Przeczytaj recenzję Recenzja gry Mafia: Definitive Edition – Pan Remake przesyła pozdrowienia

Artykuł powstał na bazie wersji PC.

Mafia 3 była jednym z większych recenzenckich wyzwań, z jakimi musiałem się zmierzyć. Łatwo bowiem ocenić grę bardzo złą czy wybitną. Nieco więcej problemów sprawiają średniaki, ale i z nimi idzie się uporać. Tymczasem debiutancki projekt studia Hangar 13 okazał się wszystkim po trochu. To była niewiarygodnie wręcz nierówna gra, w której przebłyski geniuszu co krok mieszały się z partactwem czy przeciętnością. Godny następca kultowej serii oraz jej czarna owca jednocześnie.

O ile ogólny poziom oprawy wizualnej nie robi dużego wrażenia, tak odwzorowanie warunków atmosferycznych wypada świetnie. W deszczu Mafia: Definitive Edition potrafi zaprezentować się zjawiskowo.

Mając tak ambiwalentne odczucia co do debiutu kalifornijskiego zespołu, do jego kolejnego dzieła podchodziłem ze sporą nieufnością – szczególnie że tym razem na warsztat wzięto jeszcze większą świętość i porwano się na remake kultowej pierwszej Mafii. Pozytywnie do całego projektu nie nastroił mnie też wydany kilka miesięcy temu, kiepski pod względem technicznym remaster Mafii 2. Wprawdzie nad tym akurat odświeżeniem studio Hangar 13 nie pracowało, ale stan owej produkcji wskazywał, iż wydawca 2K Games nie uczy się na błędach i nadal nie pilnuje marki tak, jak powinien.

Wszystko to sprawiło, że do zagrania w przedpremierową wersję „ostatecznej edycji” Mafii zgłosiłem się nie dlatego, iż na nią czekałem, tylko raczej po to, by przekonać się, czy w ogóle było na co czekać. I prawdę mówiąc, tych kilka godzin spędzonych z grą moich wątpliwości nie rozwiało. Twórcy z pewnością przeanalizowali popełnione błędy i wyciągnęli odpowiednie wnioski – większość wad trzeciej Mafii tutaj nie występuje. Problem w tym, że przy tym zafiksowaniu na niepopełnianiu starych błędów deweloperzy nie ustrzegli się wielu nowych – w tym w tych aspektach, w których ich poprzednia gra wypadła doskonale.

Niebo odzyskane

Udostępniona wersja gry zawierała całą mapę, pięć pierwszych misji fabularnych (z niesławnym wyścigiem włącznie) oraz misję dziesiątą z wycieczką na wieś. Zablokowany został natomiast tryb swobodnej jazdy, ale dla chcącego nic trudnego – już w drugim zadaniu pojawiła się okazja, by na chwilę odpuścić sobie fabułę i trochę pozwiedzać, z czego postanowiłem skrzętnie skorzystać.

Klimat czasów prohibicji uchwycono doskonale.

Choć nowe Lost Heaven doczekało się paru zmian względem wersji oryginalnej, większość głównych dróg czy lokacji przywołuje wspomnienia sprzed lat. Bardzo szerokie ulice z dość skromnym ruchem, zawalone złomem boczne alejki, wszechobecne ceglane budynki i dobywająca się z radia muzyka z tamtego okresu skutecznie odtwarzają klimat wprost z Ojca chrzestnego, który dwie dekady temu robił tak wspaniałe wrażenie. Niektóre dzielnice, jak na przykład Chinatown, zyskały względem oryginału dużo więcej charakterystycznego ducha i wyróżniających je szczegółów.

Wieś wypełniają malownicze widoki...

Największe modyfikacje objęły tereny podmiejskie. W oryginalnej Mafii składało się na nie kilka prostych dróg, którymi docieraliśmy do pojedynczych lokacji – lotniska czy motelu. W remake’u północna część mapy została znacznie powiększona i oferuje sporo malowniczych tras. Oprócz znanych z podstawowej gry miejsc na wsi znajdziemy tu liczne chatki, jeziora, tereny górskie – jest zatem co zwiedzać. Niestety, głównie samochodem, gdyż większość tras otaczają sztuczne bariery w rodzaju murków czy krzaków.

...oraz wszechobecne sztuczne ściany.

Nowe stare miasto nie rozczarowało mnie, choć opadu szczęki również nie wywołało – remake działa na tym samym silniku co Mafia 3 i prezentuje z grubsza ten sam poziom wykonania wizualnego. Pomijając poważne błędy techniczne i psujące ogólne wrażenie partactwa pokroju tragicznie wyglądającego lusterka wstecznego (tutaj na szczęście zrezygnowano z tego paskudztwa całkowicie), ówczesne New Bordeaux potrafiło zachwycić. Współcześnie wykonane na podobnym poziomie Lost Heaven wypada po prostu OK.

Dawny Tommy Angelo śpi z rybkami

Jedną z bardziej niepokojących kwestii dotyczących remake’u była struktura kampanii – to, czy Hangar 13 pozostanie wierny liniowej konstrukcji pierwowzoru, czy może powtyka tu i tam zapychacze i aktywności poboczne tak popularne w dzisiejszych grach (i tak bardzo źle zrealizowane w Mafii 3).

Mam dobrą wiadomość – pod tym względem wersja przedpremierowa w pełni odpowiadała temu, co otrzymaliśmy przed 18 laty. Choć miasto w Mafii: Definitive Edition jest otwarte, nie znajdziemy w nim aktywności pobocznych (chyba że zaliczymy do nich pochowane w różnych zakamarkach znajdźki), a zabawa sprowadza się do realizacji kolejnych celów fabularnych – i tylko do tego.

Dialogi napisano na nowo - i wyszło to grze na lepsze.

Opowieść mniej więcej wiernie odtwarza wydarzenia z pierwowzoru, przy czym twórcy dokonali licznych drobnych zmian. Dialogi zostały napisane na nowo i moim zdaniem lepiej nakreślają charaktery poszczególnych postaci oraz klarowniej pokazują rozkład sił w półświatku Lost Heaven. Fanom oryginału chwilę zająć może co najwyżej przyzwyczajenie się do zmiany fizjonomii bohaterów – autorzy nawet nie próbowali nadawać kanciastym twarzom postaci z 2002 roku wyglądu adekwatnego do współczesnych realiów technologicznych i po prostu stworzyli zupełnie nowe modele, czasem bardziej, a czasem mniej odstające od swoich wzorców. W moim przypadku najtrudniejsze było przyzwyczajenie się do „nowego” Tommy’ego Angelo, protagonisty gry.

Tommy Angelo mocno się zmienił od czasu gdy widzieliście się z nim po raz ostatni.

Misje zostały ulepszone, o czym przekonałem się już w pierwszej grywalnej sekwencji. Poprzednio był to prosty samochodowy etap pościgowy – musieliśmy tak lawirować między ulicami, by zgubić ogon. W remake’u również zwiewamy przed ścigającymi nas oprychami, ale tym razem mapa została zapełniona różnego rodzaju specjalnymi punktami, takimi jak np. roboty drogowe. Wjeżdżając w nie, aktywujemy efektowną scenkę i zyskujemy dodatkową przewagę nad ścigającymi nas wrogami. Zadanie dzięki tej modyfikacji stało się znacznie bardziej efektowne.

Takie roboty drogowe pozwalają łatwo zgubić pościg.

Inny przykład to fragment misji drugiej, gdy przewozimy pasażerów – zyskali oni na charakterze i podczas kursu Tommy prowadzi z nimi przeróżne dyskusje. Bardzo mocno rozbudowany został też etap „celowniczkowy” przy końcu dziesiątej misji. W oryginale, siedząc na pace ciężarówki, musieliśmy tylko zniszczyć kilka ścigających nas pojazdów, w nowej wersji całość jest mocno oskryptowana, podzielona na sekwencje i przypomina sceny z serii Uncharted.

Myślę, że przetestowany przeze mnie fragment gry całkiem nieźle pokazuje wizję towarzyszącą studiu Hangar 13 – polega ona głównie na drobnych ulepszeniach pewnych elementów, na tyle dużych, by dało się je łatwo zauważyć, ale nie tak wielkich, by popsuły ducha pierwowzoru. Podoba mi się ta wizja. Problem niestety stanowi realizacja wchodzących w nią poszczególnych składowych mechaniki rozgrywki.

Trudy gangsterskiego żywota

Gra oferuje cztery poziomy trudności – oprócz standardowego podziału na łatwy, średni i trudny mamy też dodatkowo tryb klasyczny, zapewniający wrażenia najmocniej zbliżone do tych z oryginalnej Mafii. To na niego się zdecydowałem i... cóż, szybko doceniłem umieszczenie w menu opcji możliwości zmiany skali wyzwania również w trakcie rozgrywki.

W trybie symulacyjnym wyścig jest tak bezlitosny, jak dawniej.

W trybie symulacyjnym wracają wszystkie charakterystyczne elementy oryginalnej Mafii, na czele z policją reagującą na drobne wykroczenia, pokroju przekroczenia prędkości czy przejazdu na czerwonym świetle. Wraca też wyścig, którego odwzorowanie w całej jego niesławnej chwale potraktowano bardzo poważnie – ujarzmienie naszego bolidu samo w sobie okazuje się niezwykle trudne, a co dopiero bezbłędne pokonanie trzech najeżonych zakrętami okrążeń z udziałem rywali. Wyznam szczerze – nie dałem rady. Po kilkunastu podejściach zmniejszyłem stopień trudności, zrezygnowałem z symulacyjnego trybu jazdy i dopiero wtedy wygrałem.

Przy wybranych przeze mnie ustawieniach Mafia: Definitive Edition całkiem szybko przestała być łatwą grą i zaczęła stanowić wyzwanie – nawet pomimo współczesnych ułatwień pokroju minimapy i strzałek wyraźnie wskazujących, dokąd należy jechać. Pomijając już ów nieszczęsny wyścig, napociłem się również w poprzedzającej go czasówce, trochę problemów sprawiła mi też jedna ze strzelanin.

Mandat można otrzymać choćby za jazdę na czerwonym.

Natomiast wspomniana wcześniej „unchartedowa” sekwencja z końcówki misji 10 wydaje mi się w obecnej wersji najzwyczajniej w świecie zepsuta – w tym wypadku nawet redukcja poziomu trudności do „łatwego” niewiele pomogła i dopiero po zrezygnowaniu z grania padem na rzecz celowania myszą udało mi się ją zaliczyć. O włos. Jak dla mnie element ewidentnie do poprawy, choć gwoli ścisłości zaznaczę, że spytałem o wrażenia z tego samego fragmentu UV-a i on większych problemów z nim nie miał, być może dlatego, że od początku grał z użyciem klawiatury i myszy.

Omerta

Oryginalna Mafia oferowała bardzo charakterystyczny model jazdy, pozwalający empirycznie przekonać się, jak mocno różnią się współczesne samochody od swoich poprzedników sprzed kilkudziesięciu lat. Pojazdy poruszały się sztywno, te najgorsze sprawiały wrażenie ledwie mających siły jechać naprzód, a nawet w tych najlepszych osiągnięcie prędkości 90 kilometrów na godzinę okupywane było drastyczną utratą przyczepności. W trybie symulacyjnym remake całkiem nieźle odtwarza oryginalną sztywność poruszania się i braki przyczepności, za to zawodzi w kwestii odwzorowania powolności tamtejszych pojazdów.

Choć licznik prędkości w grze często wskazuje niewielkie wartości, z jakiegoś powodu takie 50 kilometrów na godzinę w Mafii: Definitive Edition wydaje się być zupełnie innymi 50 kilometrami na godzinę niż w pierwowzorze. Nawet najwolniejsze pojazdy zdają się poruszać po mieście w całkiem zadowalającym tempie, a jak porządnie rozpędzimy najszybsze z nich, wrażenia bardziej przypominają kierowanie bestiami z nowej Forzy niż przeszło 80-letnimi eksponatami muzealnymi. Dodam, że wciąż piszę o trybie symulacyjnym. W wariancie zręcznościowym jazda przestaje mieć cokolwiek wspólnego z realizmem.

Nawet największymi gruchotami tym razem da się bezboleśnie poruszać po mieście.

Mimo tych „oszukanych” prędkości jazda w nowej Mafii podobała mi się najbardziej. Prowadzenie klasycznych pojazdów sprawia przyjemność, a i samo miasto jest dość różnorodne, by zachęcać do podróży. Gra wypada gorzej, gdy przychodzi nam opuścić pojazd.

Mafia: Definitive Edition nie popełnia błędów Mafii 3 – robi za to swoje własne - ilustracja #11

MOTORY

Całkowitą nowością względem pierwowzoru są jeżdżące po Lost Heaven jednoślady, z których również możemy korzystać. Nieobarczona ciężarem porównań jazda tego typu pojazdami wypada całkiem przyjemnie i urozmaica podróże. Dostępne w wersji preview misje ani razu nie zmuszają do korzystania z tego rodzaju wehikułów i wypróbowanie ich wymagało własnej inicjatywy.

To zaskakująco, jak słabo strzelaniny wypadają na tle Mafii 3.

Mafii 3 można było wiele zarzucić, ale nie to, że ma źle przygotowane strzelaniny. Przez swoją powtarzalność z czasem traciły one wyraz, niemniej generalnie przeciwnicy w trakcie otwartych potyczek zachowywali się całkiem sensownie, a oddanie mocy poszczególnych modeli broni zrealizowano świetnie. Zaskoczyło mnie więc, jak kiepsko strzelaniny wypadają w najnowszej grze studia Hangar 13. Poczucie trzymania w rękach prawdziwego narzędzia zagłady gdzieś wyparowało i giwery sprawiają wrażenie prostych zabawek. Wrogowie działają schematycznie i z większości opresji wychodziłem, kucając w jednym dogodnym miejscu oraz czekając na kolejnych oponentów, pchających mi się jeden za drugim pod lufę. Do tego, kiedy już dochodzi do walki wręcz, animacje ataków Tommy’ego rażą sztucznością i sztywnością. No słabo jest.

Nie lepiej wypadają sekwencje skradankowe – wrogowie są głupi i przewidywalni, więc zachodzenie ich od tyłu i aktywowanie brzydkich animacji egzekucji nie sprawia większych problemów. Jedynym utrudnieniem okazuje się to, że w przeciwieństwie do Mafii 3 tutaj nie możemy podglądać ich pozycji przez ściany, więc musimy być nieco bardziej ostrożni.

Tommy nie jest wyszkolonym żołnierzem i nikt nie wymaga od niego takiej efektywności w mordowaniu jak od Lincolna, ale animacje powalania przeciwników i tak powinny być o wiele lepsze.

Na plus na pewno mogę zaliczyć natomiast stan techniczny tej produkcji. Wersja przedpremierowa działała lepiej nie tylko od Mafii 3, ale i od większości współczesnych premierowych wydań gier. Podczas zabawy nic mi się nie zawieszało, nie wyrzucało mnie do pulpitu. Nie natrafiłem na żadne glitche, bugi czy świrujące warunki atmosferyczne. Do tego całość została solidnie zoptymalizowana i na moim niedzisiejszym pececie działała na wysokich detalach. A przepraszam, trafił mi się jeden dłuższy freeze, gdy przy pierwszym uruchomieniu... zmieniałem jasność gry. Poza tym żadnych kłopotów. Mając w pamięci ostatnie problemy serii pod tym względem, trzeba przyznać, że to nadspodziewanie solidna robota.

Ogień wymaga jeszcze poprawy.

Propozycja nie do odrzucenia? Na pewno do rozważenia

No i taka właśnie ta Mafia: Definitive Edition jest, przynajmniej w udostępnionej nam wersji. Wierna pierwowzorowi tam, gdzie to najważniejsze, ale niebojąca się wprowadzać tu i ówdzie większych bądź mniejszych ulepszeń. Nieoszałamiająca wizualnie, ale też niebrzydka i – co ważne – doszlifowana technicznie. Eliminująca większość grzechów Mafii 3, ale dorzucająca też sporo nowych. Odstająca nieco od współczesnych standardów w kwestii mechaniki.

Liczyłem, że po tych kilku godzinach zabawy pozbędę się wątpliwości co do tego remake’u, ale niestety tak się nie stało. Na ten moment wierzę jednak, że Hangar 13 udźwignie grę pod względem fabularnym i ma realne szanse na uczynienie poprzedniej historii jeszcze lepszą. Że tym razem nie dostaniemy potworka technicznego, który dopiero po miesiącach patchowania zacznie wyglądać jak należy.

Mam natomiast problemy z wiarą w to, że będzie się w to grać tak dobrze, jak przyzwyczailiśmy się we współczesnych produkcjach. Próby unowocześnienia rozgrywki na nic się nie zdadzą, jeśli stanowiące podstawy gameplayu strzelaniny czy skradanie się wypadną nieciekawie. Na tę chwilę Mafia: Definitive Edition zapowiada się zdecydowanie lepiej od Mafii 3, ale od najlepszych gier z gatunku wciąż dzieli ją bardzo wiele.

O AUTORZE

Będąc wielkim fanem Ojca chrzestnego (zarówno filmowego, jak i książkowego), serię Mafia darzę ogromnym szacunkiem. Pierwszą część uważam za wspaniałego przedstawiciela klasyki, druga została niedoceniona przez to, że pozostała wierna pierwowzorowi, i nawet w części trzeciej dostrzegam więcej zalet niż wad – zwłaszcza dziś, gdy najgorsze problemy techniczne zostały wyeliminowane, a rozdane za darmo DLC dorzuciły do zabawy udane misje poboczne, których akurat ta odsłona rozpaczliwie potrzebowała.

Aby możliwie zredukować wpływ sentymentów na moje wrażenia z obcowania z Definitive Edition, w ciągu paru ostatnich dni odświeżyłem sobie kilka pierwszych misji dzieła studia Illusion Softworks oraz wróciłem do Mafii 3 celem dokończenia zadań z DLC. Jeśli chcesz przeczytać moje przemyślenia na temat serii Mafia oraz innych dzieł popkultury albo podyskutować, zapraszam na mój profil na Twitterze.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, zaś w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Który element pierwszej Mafii jest dla Ciebie najistotniejszy?

Klimat i miejsce akcji
21,8%
Detale
1,2%
Realizm
2,3%
Tryb jazdy ekstremalnej
2,8%
Warstwę audiowizualną
1,2%
Fabułę
69,5%
Postacie
1,2%
Zobacz inne ankiety
STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?
STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?

Przed premierą

W jednym z „fałszywych” zakończeń gry S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla bohater wyraża życzenie: „Chcę, by Zona zniknęła”. I rzeczywiście, cykl, który dał nam Strefę, zaginął na lata – aż teraz nagle zapowiedziano jego kontynuację. Czy to może się udać?

Widzieliśmy gameplay Beyond Good & Evil 2 – oto 5 najważniejszych cech BG&E2
Widzieliśmy gameplay Beyond Good & Evil 2 – oto 5 najważniejszych cech BG&E2

Przed premierą

Drugi rok z rzędu Ubisoft pokazuje na E3 świetne trailery Beyond Good & Evil 2. Problem polega na tym, że to czyste CGI, na podstawie którego nie da się niczego powiedzieć o samej grze. My mieliśmy możliwość zobaczenia gameplaya z BG&E2.

Yandere Simulator – Postal ma siostrę, czyli niepokojący symulator morderczyni
Yandere Simulator – Postal ma siostrę, czyli niepokojący symulator morderczyni

Przed premierą

Yandere Simulator to jedna z najdziwniejszych i najbardziej niepokojących gier, jakie obecnie powstają. Symulator szkolnej morderczyni powstaje w USA, choć wygląda jak kolejne japońskie dziwactwo.