Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Przed premierą 17 września 2018, 15:00

Graliśmy w Call of Duty: Black Ops 4 – Blackout. Dobry, zły i brzydki klon PUBG - Strona 2

Każdy ma swoje battle royale, ma i Activision. Najnowsze Call of Duty zamiast kampanii fabularnej zaoferuje sieciowe starcia w formule 100 graczy, każdy na każdego i ostatni żywy wygrywa. Czy to pozwoli utrzymać się serii na fali kolejny rok?

Złe ikonki

Pomimo naśladowania innych tytułów Blackout cierpi na kilka „chorób wieku dziecięcego”. Podczas grania w betę sporo zastrzeżeń miałem do niezbyt dobrze zaprojektowanego systemu ekwipunku, i to praktycznie w każdym aspekcie. Po pierwsze, ekran zarządzania sprzętem jest nieintuicyjny i mało czytelny. Po drugie, kiedy wpadamy do pomieszczenia, generalnie widzimy na podłodze mnóstwo złomu i bardzo ciężko jest określić, co jest przydatne, a co nie. W PUBG od razu wiadomo, jaki plecak mamy przed sobą, jaki poziom pancerza czy rodzaj apteczki. W Blackoucie do elementów broni i samoleczenia dochodzą jeszcze różnorakie gadżety oraz perki ukryte w pudełkach, które są czasem albo za małe, albo niewiele się od siebie różnią.

Graliśmy w Call of Duty: Black Ops 4 – Blackout. Dobry, zły i brzydki klon PUBG - ilustracja #1

Jazda po pijanemu

Grając na konsoli PlayStation 4, miałem wielki problem z opanowaniem pojazdów kołowych, czyli quada bądź ciężarówki, którymi można przemieszczać się po terenie. Twórcy z jakichś powodów umieścili gaz pod lewą gałką, a skręcanie pod prawą, czyli zupełnie inaczej niż w praktycznie każdej grze wyścigowej. Nie mam pojęcia, dlaczego kompletnie zapomnieli o triggerach, ale próba jazdy czymkolwiek przypominała mi jednoczesne klepanie się po głowie i głaskanie po brzuchu. Na pececie mogłem już dowolnie przypisać sobie klawisze.

Dzieci kukurydzy! Starcie trzech ostatnich graczy w tym miejscu może być całkiem epickie!

Problem z ustaleniem priorytetów miałem także przy modelach broni. Przez to, że wszystkie karabiny są fikcyjne, kompletnie nie wiedziałem, czy leżący przede mną kolejny egzemplarz jest lepszy, czy gorszy od posiadanego. Twórcom udało się nawet „sprzedać” mi pistolet maszynowy jako strzelbę. W PUBG od razu wiadomo, czego spodziewać się po UMP, SCAR-ze czy M-16. W Blackoucie konieczne będzie chyba wkucie na pamięć jakiejś bazy danych z fantazyjnymi nazwami i statystykami karabinów – ewentualnie doskonała znajomość poprzednich odsłon serii. Pomogłaby tutaj kampania fabularna dla samotnego gracza, w której coraz silniejszą broń dostawalibyśmy w kolejnych etapach. Wielka szkoda, że tym razem jej zabraknie.

Złe, leniwe kopiuj-wklej

Nie ma nic dziwnego w tym, że kolejna gra battle royale powiela ogólne zasady tego trybu – to raczej dość oczywiste. Zupełnie nie rozumiem jednak, dlaczego dysponujące takim budżetem i rozmachem Call of Duty zapożyczyło z PUBG parę drobniejszych, bardzo łatwych do podmiany detali. Dziwnie znajomy wydaje się ekran startowy z naszą postacią i pojazdem w tle. Mapa podzielona na słoneczne, zielone wzgórza oraz pustynię dla laika wygląda dokładnie jak mieszanka Erangel i Miramar z PUBG. Najbardziej kuriozalna jest jednak energetyczna bariera zmniejszająca dostępny teren – oczywiście w kolorze niebieskim!

Nawet niedawne Fear of the Wolves z wczesnego dostępu zdołało stworzyć własny system służący zawężaniu pola walki, całkiem spójny ze światem gry, a nadchodzące battle royale w Battlefieldzie V ma mieć widowiskową, postępującą ścianę ognia. Futurystyczny klimat Black Ops 4 oraz nieco luźniejsze podejście do gry, nastawione na zabawę, a nie realizm, stwarzają ogromne pole do kreatywnych rozwiązań i szkoda, że nie pokuszono się tu o coś naprawdę ciekawego i oryginalnego.

Przez fikcyjne modele broni ciężko określić, która tak naprawdę będzie nam najbardziej przydatna.

Zamiast Dacii i gazika jest quad - na konsoli jednak szwankuje sterowanie pojazdami.

Brzydkie royale

Call of Duty plus dziesięć razy więcej graczy niż zwykle i ogromna – jak na standardy COD-a – mapa. W procesie „rozciągania” gry nie mogło jednak obyć się bez ofiar, więc oberwało się oprawie graficznej. Nie dość, że seria od wielu lat kurczowo trzyma się starego silnika, to Blackout, nawet na tle poprzednich odsłon cyklu, stanowi krok wstecz. Na PlayStation 4 przypomina wręcz tytuły z poprzedniej generacji sprzętu, a na pecetach jest jedynie odrobinę lepiej.

W oczy rzuca się przede wszystkim płaskie, wszędzie jednakowe oświetlenie, kiepski wygląd wody oraz roślinności. Nieładne są też tekstury. To chyba cena, jaką przyszło zapłacić za w miarę płynną animację na konsolach. Na PlayStation nie uświadczyłem w zasadzie żadnych spadków, choć o tym, że silnik ledwo zipie, świadczył inny element. Jakakolwiek próba zrobienia screenshota na początku meczu za pomocą przycisku „share” kończyła się minimum 20-sekundowym czekaniem na wypełnienie się obrazków. Wszystko wracało do normy, gdy na arenie zostawało kilku graczy – wtedy funkcja ta działała błyskawicznie.

Helikopter pomaga w szybkim transporcie, a w rękach ekipy z dobrym pilotem potrafi być zabójczy.

Czy „Zaćmienie” przyćmi konkurencję?

Nie sądzę, by Blackout wywołał wielkie poruszenie wśród graczy pecetowych, u których już chyba nastąpił pewien przesyt Playerunknown’s Battlegrounds i jego kolejno pojawiającymi się we wczesnym dostępie i znikającymi klonami. Co innego natomiast na konsolach, gdzie Call of Duty tkwi na dobrze okopanych pozycjach. Tam trudno znaleźć bezproblemowe i płynnie działające battle royale, wykonane w jakości AAA. Dla milionów graczy Blackout będzie więc pierwszym takim produktem.

Tu chyba działo się coś niepokojącego. Mapa Blackout ma miejsca zachęcające do zwiedzania zamiast walki.

To, jak poradzi sobie w późniejszym czasie, kiedy na rynku pojawi się konkurencja w postaci Battlefielda V, będzie mocno zależeć również od wsparcia i sposobu rozwijania gry po premierze. Fortnite dał rewelacyjny przykład, jak można opowiadać fabularną historię tylko za pomocą mapy w grze sieciowej. PUBG z kolei odpuściło zapowiadany tryb zombie i koncentruje się głównie na rozwoju elementów kosmetycznych oraz dodawaniu map. Którą drogę wybierze Call of Duty: Blackout? A może to właśnie dopiero po premierze Activision dostarczy coś naprawdę oryginalnego? O tym przekonamy się już wkrótce.

Z grą Call of Duty: Blackout spędziłem kilka godzin na PlayStation 4 i weekend z dostępem do wersji PC. Choć raziła mnie trochę zbyt duża liczba podobieństw do PUBG i tradycyjne dla COD-a kiepskie odczucia podczas strzelania, rozgrywka wciągnęła mnie dzięki dobrej dynamice meczów oraz ciekawej, acz ryzykownej, eksploracji.

Lubię tryb battle royale i wcześniej sporo czasu poświęciłem Playerunknown’s Battlegrounds oraz jego kilku klonom. Myślę, że Blackout mógłby być na stałe moim konsolowym battle royale, o ile tylko twórcy będą dbali o niego tak jak Epic o Fortnite’a.

Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Czy tryby battle royale w Call of Duty i Battlefieldzie mają szansę zdetronizować Fortnite'a i PUBG?

Tak
33,7%
Nie
58,5%
Nie mam zdania
7,8%
Zobacz inne ankiety
STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?
STALKER 2 – jak może wyglądać powrót do Strefy?

Przed premierą

W jednym z „fałszywych” zakończeń gry S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla bohater wyraża życzenie: „Chcę, by Zona zniknęła”. I rzeczywiście, cykl, który dał nam Strefę, zaginął na lata – aż teraz nagle zapowiedziano jego kontynuację. Czy to może się udać?

Yandere Simulator – Postal ma siostrę, czyli niepokojący symulator morderczyni
Yandere Simulator – Postal ma siostrę, czyli niepokojący symulator morderczyni

Przed premierą

Yandere Simulator to jedna z najdziwniejszych i najbardziej niepokojących gier, jakie obecnie powstają. Symulator szkolnej morderczyni powstaje w USA, choć wygląda jak kolejne japońskie dziwactwo.

Inner Chains - nadciąga nowy, polski i mroczny FPS
Inner Chains - nadciąga nowy, polski i mroczny FPS

Przed premierą

Debiutancka produkcja studia Telepaths’ Tree kusi klimatycznym światem wykorzystującym potencjał silnika Unreal Engine oraz obietnicą połączenia horroru z wartką akcją i interesującą opowieścią.