Graliśmy w MU Legend – darmowe Diablo III z nutką MMO - Strona 2
Webzen postanowił zaatakować graczy nostalgią i przywrócić do życia uniwersum MU w nowej, darmowej odsłonie. Czy ten MMOARPG jest w stanie się wybronić na tle konkurencji?
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Walka nie stanowi wyzwania, ale jest satysfakcjonująca
Dużo tego, niemniej każdy łatwo się we wszystkim odnajdzie. I spokojnie, nie trzeba koncentrować się na rozwijaniu postaci pod każdym względem. Dopracowywanie takich rzeczy jest dla graczy chcących przechodzić wyzwania na najwyższym poziomie lub dla osób zainteresowanych PvP. Te pierwsze są kuszące, bowiem oferują nawet do 400% bonusu do zdobytych punktów doświadczenia oraz szansy na wypadnięcie czegoś atrakcyjnego. Problem tylko w tym, że stopień trudności takiego dungeonu okazuje się ogromny. Niejednokrotnie lepiej wybrać się na instancję łatwiejszą, ale przejść ją bez przeszkód kilka razy.
Co zaś się tyczy poziomu trudności samego MU Legend – cóż... o ile nie porywamy się na wyzwania o podwyższonym stopniu trudności, czeka nas spacer po lesie. Przeciwnicy w zasadzie nie myślą, zbierają się wokół nas i atakują, czym mogą. Nie zadają przy tym zbyt dużych obrażeń, więc nawet na początkowych etapach zabawy, bez dobrego ekwipunku, można mierzyć się z 15 potworkami jednocześnie. Ich „trudność” sprowadza się do niesamowicie dobrej kondycji. Kto by pomyślał, że leśne pajączki będą w stanie bez zająknięcia przyjąć na klatę kilkanaście ataków. Odniosłem wrażenie, że w ten sposób twórcy chcieli sprawić, by cała zabawa nie była nazbyt łatwa czy raczej za szybka. Ogranicza nas ilość punktów HP u przeciwników, w związku z czym nie ma mowy o ekspresowym przejściu danego fragmentu mapy.
Sprawa wygląda „zupełnie inaczej” podczas walki z bossami oraz większymi przeciwnikami w instancjach. Ci posiadają ataki specjalne oraz sporo większą wytrzymałość. Moment nieuwagi może sprawić, że będziemy wąchać kwiatki od spodu. O ile – oczywiście – nie dostrzeżemy wielkiej czerwonej informacji o zbliżającym się ataku. Niestety, parę chwil wystarczy, by poznać schemat działania przeciwnika. Następnie całość sprowadza się do wykonywania uników oraz sukcesywnego nacierania na wroga, który po jakimś czasie wreszcie ginie. Po wszystkim można wybrać jedną z czterech nagród za zaliczenie wyzwania. Zostajemy też ocenieni i w ten sposób dowiadujemy się, jak nam poszło.
Niby MMO, ale wcale tego nie czuć
Zapomniałbym, przecież wspominałem na początku, że MU Legend to MMOARPG. O stronie action RPG już opowiedziałem, a gdzie to całe MMO? No cóż, skłamałbym, pisząc, że Webzen udostępnił otwarty świat. Mamy ciasne mapy, pełne korytarzy, na których ustawieni zostali NPC z zadaniami – oczywiście w rogach lub zaułkach. Na środku z kolei pasą się przeciwnicy – czekający, aż ich wyrżniemy. Spokojnie, kolejni pojawiają się po kilku sekundach. Nie ma zatem mowy o tym, że biegający dookoła gracze zajmą nam spota czy coś podkradną. Zresztą, inni są jedynie ozdobą, bowiem nie można nawet nikogo zaatakować. Niestety, w MU Legend nie ma otwartego PvP.
Obecność innych uczestników zabawy sprowadza się do tego, że można się z nimi zapisać na instancje, gęsto rozsiane po każdej mapie. Ewentualnie służą jako potencjalni nabywcy sprzętu, wystawianego na aukcji. O ile bowiem nie założycie ekwipunku na siebie, możecie go opchnąć komuś innemu. W ten sposób da się uzyskać lepszą cenę niż u zwykłego handlarza. MU Legend posiada również crafting, którym nie zainteresujecie się przed wbiciem ostatniego poziomu. Składniki potrzebne do stworzenia danego przedmiotu wymagają przejścia danej instancji kilka razy. W tym samym czasie o wiele szybciej zdobędziemy kilka leveli, przez co wymarzony mieczyk będzie już dla nas za słaby. Z tego powodu crafting do 65 poziomu to strata czasu.
Jak już zdążyliście się domyślić, sama walka nie jest specjalnie skomplikowana. Pojedynki PvE opierają się na spamowaniu czarami i ewentualnych unikach. Nasza postać ma zadawać tonę obrażeń i będzie to robić, bowiem w MU Legend liczą się przede wszystkim cyferki. Przeżywalność ma znaczenie na wyższych poziomach, więc z czasem dobrze jest zainwestować w odpowiednie cechy. Potyczki nabierają rumieńców dopiero wtedy, gdy przychodzi nam rywalizować z innymi graczami. Dla mnie był to najlepszy aspekt omawianej produkcji. Uprzedzam jedynie, że maksymalna liczba osób biorących udział w zabawie to dwie drużyny po 10 zawodników każda. Do tego wszystko dzieje się na zamkniętej arenie, więc fani wielkich bitew z oryginału będą zawiedzeni. Dodam również, że w PvP bardzo istotny jest ekwipunek, nie ma więc co rzucać się na głęboką wodę, gdy nie jesteście pewni sprzętu.
Co do grafiki – ja poczułem się nieprzyjemnie zaskoczony. MU Legend korzysta z dobrodziejstw silnika Unreal Engine 3, czego zupełnie nie widać. Miałem wrażenie, że gram w przeglądarkową produkcję lub nowszy tytuł na urządzenia mobilne. Otoczenie jest cały czas lekko rozmyte, a po przybliżeniu kamery widzimy nieciekawe tekstury. Sytuację ratują jedynie efekty specjalne towarzyszące naszym umiejętnościom. Wspominałem już, że zdolności używamy cały czas, więc dzięki rozbłyskom nie zwracamy uwagi na okolicę. I jeśli miałbym ocenić od tej strony wizualny aspekt gry, to dostałaby ode mnie plusa.
Należy tu również podzielić świat na „otwarty” oraz ten z instancji. Ten pierwszy prezentuje się po prostu słabo, z kolei drugi ma swoje lepsze miejsca, w których okazjonalnie jest na czym zawiesić oko. Teraz przyszła pora nieco pomarudzić. Interfejs bowiem to brzydkie dziecko Diablo III oraz losowej gry przeglądarkowej. Nie żartuję, pod tym względem Webzen dał ciała po całości. Za dużo miejsca na ekranie zajmują różne elementy, przez co do naszej dyspozycji oddano miejsca za mało. Przy większej liczbie przeciwników przestałem zwracać uwagę na to, co się dzieje na monitorze, bowiem niczego nie dawało się dostrzec.