Graliśmy w The Evil Within 2 – poprawny survival horror - Strona 2
Godzinna sesja z The Evil Within 2 podczas gamescomu przerodziła się w najgorszy koszmar każdego gracza. I to nie dlatego, że gra jest tak przerażająca – to survival horror całkowicie poprawny, ale przy tym pozbawiony nawet zalążka własnej tożsamości.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Dużo skradania
Nie porywają także starcia z potworami. Może to wina tego, że maszkary, z którymi przyszło mi się zmierzyć, ograniczały się wyłącznie do zainfekowanych ludzi, niczym nieróżniących się od zombie panoszących się w dziesiątkach innych tytułów. Potyczki z nimi nie wydają szczególnie trudne, choć spotkanie z kilkoma naraz może zakończyć się dla naszego bohatera tragicznie. Walka nie angażuje również z powodu kulejącej niekiedy sztucznej inteligencji. Wiadomo, nie każdy przeciwnik musi mieć od razu certyfikat Mensy, ale widok dwóch potworów, które nie potrafią ruszyć się z miejsca, bo zasłaniają sobie wzajemnie dalszą drogę, skutecznie niweczy wszelkie próby budowania immersji. Raz czy dwa zdarzyło się też, że biegnący przeciwnik mnie nie zauważył, choć stałem tuż przed jego nosem – co pozwoliło mi na zajście go od tyłu i eliminację przy użyciu noża.
Skradanie i rozprawianie się z oponentami po cichu odgrywa zresztą ponownie niemałą rolę, bo zazwyczaj dostępnej amunicji nie ma dostatecznie dużo, by posłać w zaświaty każdego wroga. Naboje możemy co prawda wytwarzać sami, jeśli tylko znajdziemy odpowiednie materiały, ale crafting okazuje się tak naprawdę przydatny dopiero wtedy, gdy mamy do dyspozycji stanowisko robocze, ulokowane w bezpiecznym miejscu. Opcja konstruowania przedmiotów w dowolnym momencie jest wprawdzie dostępna, wymaga jednak poświęcenia zdecydowanie większej ilości zasobów. Stąd też lepiej oszczędzać kule na rzeczywiście podbramkowe sytuacje, a zwyczajnych przeciwników załatwiać z ukrycia, tym bardziej że – jak już wspominałem – nie należą oni do najsprytniejszych i pozostawanie niewykrytym nie nastręcza większych problemów.
Szansę na przetrwanie możemy zwiększyć poprzez przemyślany rozwój postaci. System umiejętności, jakie ma okazję posiąść Sebastian, nie jest szczególnie rozbudowany – dzieli się na kilka drzewek, takich jak skradanie się, walka czy leczenie – ale potrafi zadecydować o przeżyciu lub śmierci. Aby ulepszać swoje zdolności, musimy na nie wydać spore ilości zielonego śluzu, pozyskiwanego z ciał zabitych przeciwników. Gra premiuje tym samym agresywne nastawienie: jeśli ktoś zechce naprawdę mocno skupić się na uczeniu bohatera nowych sztuczek, musi się przygotować na regularne starcia.
Poprawny survival horror
To jednak nadal nie jest nic takiego, czego nie widzielibyśmy w innych grach z tego gatunku. Po dwóch początkowych etapach trudno wysnuwać definitywne wnioski, niemniej The Evil Within 2 zdecydowanie potrzebuje jakiejś mechaniki, która wyróżni je z tłumu. Mogą to być prawdziwie pomysłowe typy broni, bardziej odważnie zaprojektowane lokacje czy nowatorskie starcia z bossami – ale jakieś niecodzienne rozwiązanie musi się tu znaleźć. Na razie dzieło japońskiego studia to taka składanka złotych przebojów: można ją puścić każdemu i raczej nikt nie zacznie narzekać, ale wylatuje z głowy, gdy tylko odłoży się pad. Ot, poprawny survival horror, który tak bardzo boi się, żeby kogoś nie rozczarować, że traci jakiekolwiek szanse, by wzbudzić zachwyt. Ale przypominam: to tylko wrażenia po ścisłym początku. I wcale się nie obrażę, jeśli Tango Gameworks udowodni, że moje przedpremierowe narzekania były zupełnie bezpodstawne.
ZASTRZEŻENIE
Koszt wyjazdu autora na niemieckie targi gamescom 2017 w Kolonii opłaciliśmy we własnym zakresie.
Jakub Mirowski | GRYOnline.pl