autor: Szymon Liebert
Graliśmy w Mount & Blade II: Bannerlord – dużo nowości w systemie walki - Strona 2
Targi E3 stały się kolejną okazją, by pograć w Mount & Blade II, a dokładniej by zasmakować ulepszonego systemu walki – jako dowódca i jako podkomendny króla w bitwie. Krótka prezentacja zostawiła nas z apetytem na znacznie, znacznie więcej.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Bannerlord - lepsza piaskownica niż RPG
Na koń!
Potyczki na arenie miały dać przedsmak tego, co w Mount & Blade zwykle bawi najbardziej, a więc walk w terenie. Producenci przygotowali na E3 kilka scenariuszy, którym swoją drogą poświęcono osobne zwiastuny. W bój mogłem więc ruszyć jako łucznik, by nękać wrogów strzałami na pustynnym polu bitwy. W drugim wariancie otrzymałem kawalerzystę z lancą. W tych starciach szybko można było zauważyć podrasowaną oprawę wizualną – chociażby pod postacią efektownych kłębów kurzu roznoszonych przez pędzące wierzchowce.
Jakiś czas temu mówiło się też o tym, że skala bitew w Mount & Blade II będzie znacznie większa i na jednej mapie zobaczymy być może nawet do tysiąca postaci. Zapytany o to szef TaleWorlds dał mi jasno do zrozumienia, że sprawa jest jeszcze w toku i wolałby nie rzucać słów na wiatr. „Tysiąca obiecać nie mogę, ale na pewno można liczyć na wielkie bitwy i przypuszczalnie będzie to opcja dla osób z naprawdę potężnym komputerem” – stwierdził Yavuz.
Bannerlord zaproponuje kilka interesujących dodatków w systemie bitew. Najciekawiej prezentują się przypadki starć, w których działamy u boku lordów (lub króla) posiadających wyższe miejsce w hierarchii. Podczas tych potyczek nie będziemy głównym dowódcą, tylko otrzymamy do dyspozycji wybrane oddziały, np. kawalerię. W trakcie walki nasz przełożony może wydawać nam pewne rozkazy, które będziemy mogli wykonać lub nie. W moim przypadku otrzymałem zadanie oflankowania wrogich jednostek, a później zatrzymania piechoty pędzącej na silne oddziały kuszników.
Trudno powiedzieć, na ile ten system bycia trybikiem w wojennej machinie okaże się logiczny i sensowny, ale wydaje się trafionym pomysłem, który wprowadzi do gry dodatkowe urozmaicenie. Zapytałem o to, co stanie się, gdy nie zechcemy posłuchać rozkazu króla. Yavuz wyjaśnił, że wciąż są brane pod uwagę różne rozwiązania, ale raczej nie będziemy karani za niesubordynację.
„W tym momencie stosujemy rozwiązanie, w którym król patrzy przede wszystkim na twoje wyniki w walce” – tłumaczył producent. – „Chyba nie jest dobrym pomysłem karanie gracza za niewykonanie rozkazu, gdy ogólnie świetnie sprawdził się w bitwie”.
W samej akcji Mount & Blade II wypada naprawdę dobrze i muszę przyznać, że TaleWorlds zmierza w słusznym kierunku. Jako dowódca otrzymujemy oczywiście standardowy zestaw rozkazów, teraz poszerzonych o nowy interfejs i parę dodatków. Mówiąc krótko, będziemy mogli precyzyjnie wskazywać, gdzie mają ustawić się oddziały, albo polegać na ogólnych rozkazach do rozpoczęcia ataku.
Deweloperzy zapewniają, że popracowano nad sztuczną inteligencją jednostek, dzięki czemu skończą się czasy idiotycznych formacji, w których rycerze ustawiają się w linii prostej na szczycie góry. Pojawiły się także nowe „instrukcje” dla wierzchowca, bo wciskając przycisk dwa razy, możemy wejść w galop albo zatrzymać konia. Dzierżąc lancę, da się teraz wykonać cios od dołu, od góry, a także opuścić broń, by spróbować wykorzystać do uderzenia siłę pędu rumaka. Słowem, Bannerlord stara się poprawić wszystkie główne aspekty tego istotnego dla gry modułu.
Tureckie problemy
Kiedy wyjdzie Mount & Blade II: Bannerlord? Armagan Yavuz, szef TaleWorlds Entertainment, usłyszał te pytanie podczas targów E3 pewnie setki razy. Ja jednak nie pytam z dziennikarskiego obowiązku, lecz dlatego, że po prostu sam chętnie wreszcie pograłbym więcej w kontynuację Warbanda. Kilkadziesiąt minut spędzonych z obecną wersją gry rozbudziło mój apetyt, bo turecki deweloper naprawdę wykonał mnóstwo pracy. System walki i bitwy są po prostu lepsze, dzięki czemu aż chce się znowu wrócić do zabawy w średniowiecznego lorda lub damę.
Niestety, rozwiązania nurtującej nas kwestii jak nie było, tak nie ma – deweloperzy mówią otwarcie, że droga do finiszu jest daleka, a część z rzeczy, które nam pokazano, może nie znaleźć się w ostatecznej wersji w obecnej postaci. Uzbrojony w cierpliwość wypatruję więc ruchu na horyzoncie. Kiedy w glorii nadjedzie Bannerlord, będę gotowy, żeby opuścić przyłbicę.
ZASTRZEŻENIE
Część kosztów wyjazdu autora tekstu na targi E3 opłaciła firma Electronic Arts.
Szymon Liebert | GRYOnline.pl