autor: Michał Marian
Graliśmy w Black Desert – ostatnia nadzieja gier sieciowych wygląda zabójczo - Strona 2
Debiutancka produkcja studia Pearl Abyss już od przeszło roku intryguje wszystkich fanów gier MMO. Przetestowaliśmy wczesną wersję zachodniej odsłony gry i już wiemy – warto czekać!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Black Desert – najpiękniejsze MMORPG na rynku
Zdecydowanie najprzyjemniej grało mi się wizardem. Nie tylko pozbywa się on kolejnych grup przeciwników bez konieczności zbliżania się do nich, ale także posiada bardzo szeroki wachlarz umiejętności, które świetnie współgrają i uzupełniają się nawzajem (np. kula ognista poprzedzona zamrożeniem). Całkiem nieźle dawał sobie radę także sorcerer, choć walka w zwarciu w przypadku noszenia lekkiego pancerza może skończyć się tragicznie – wystarczy chwili nieuwagi, aby nasza postać padła.
Warrior i breserker świetnie radzą sobie w samym środku pola bitwy, gdzie z pomocą przychodzą im umiejętności pozwalające chwilowo wyłączyć przeciwnika z walki – ogłuszenie, przewrócenie itp. Mimo że nie eliminują wrogów tak szybko jak wizard czy sorcerer, są dużo wytrzymalsi na ciosy i trudniej ich zabić. Podobnie wygląda sytuacja z rangerem, plasującym się niejako pośrodku obu tych grup – walczy na dystans, choć jeśli trzeba, potrafi równie skutecznie poradzić sobie z przeciwnikiem, który znajdzie się zbyt blisko.
Według informacji prasowych podanych przez przedstawicieli Daum Games Europe, zachodniego wydawcy Black Desert, debiutancka produkcja koreańskiego studia Pearl Abyss powinna trafić na rynek w pierwszym kwartale 2016 roku. Gra będzie oparta na modelu biznesowym buy-to-play, zaś serwery utrzymywane dzięki przychodom z mikrotransakcji. Tytuł przed swoją oficjalną premierą czeka jeszcze tzw. westernizacja, czyli dostosowanie balansu oraz przebiegu rozgrywki do gustów i zwyczajów zachodnich graczy.
MMO dla każdego
Fundamentalną cechą Black Desert jest niska bariera wejścia, co oznacza, że tytuł ten nadaje się nawet dla tych, którzy do tej pory nie mieli żadnej styczności z jakimkolwiek MMO. Wszystko za sprawą niebywale ułatwionego systemu questowania oraz opcji „auto run”, która sprawia, że po naciśnięciu jednego klawisza nasza postać sama podąża z góry ustaloną ścieżką do miejsca następnego zadania. Tym samym wykonywanie kolejnych zadań, co dla wielu osób jest bardzo mozolnym obowiązkiem, sprowadza się niemal praktycznie do walki – postać samodzielnie dociera w odpowiednie miejsce, bez ryzyka zgubienia się w rozległym świecie.
Po naciśnięciu klawisza T możemy np. zrobić sobie herbatę – nasza postać sama dotrze na miejsce kolejnego zadania.
Same questy skonstruowane są najczęściej tak, żeby nie było żadnych wątpliwości, co należy zrobić. Poradzi sobie z nimi nawet największy laik. Zaledwie kilka pierwszych minut z tytułem pozwala zrozumieć i poznać jego główne mechaniki, później jest już z górki – nie zorientujemy się nawet, że coraz dalej posuwamy się w fabule, a nasza postać staje się coraz silniejsza.
Na tę chwilę jedyną niepokojącą rzeczą w Black Desert jest brak jakiegoś typowego i ściśle określonego endgame’u. Już teraz rzesza graczy na niezliczonych forach całego świata zastanawia się, czy aby na pewno będą mieli co robić po osiągnięciu maksymalnego poziomu doświadczenia i zaliczeniu całej fabuły. Nie powinno być jednak źle – debiutancka produkcja Pearl Abyss oferuje naprawdę sporo zawartości, która zagwarantuje mnóstwo zabawy na długie wieczory. A gdyby rzeczywiście brakowało wspomnianego endgame’u? Cóż, od czego są aktualizacje – twórcy na pewno nie zignorują ewentualnych narzekań użytkowników.
Michał Marian | GRYOnline.pl