autor: Luc
Nadchodzi gra Bedlam, turowe RPG dla fanów Borderlands, Fallouta i XCOM - Strona 2
Postapokaliptycznych klimatów nigdy za wiele. Z podobnego założenia wyszli ludzie z niewielkiego studia Skyshines Games, gdy planowali Bedlam – turowe RPG, w którym przenosimy się na wyniszczone pustkowia.
Na wszystkich przyjdzie pora
To, w jaki sposób korzystamy z umiejętności podległych nam bohaterów zadecyduje w bezpośredni sposób o sukcesie lub porażce - toczone w trybie turowym pojedynki mają kłaść duży nacisk na taktykę, konieczność wykorzystywania osłon oraz innych elementów otoczenia, takich jak eksplodujące baryłki z paliwem. Bitwy, w których weźmiemy udział będą odbywały się (zazwyczaj) w formacie 6 na 6, gdzie to my decydujemy o tym, który z podopiecznych jako pierwszy wykonuje swoje ruchy. W momencie, w którym przyjdzie nasza tura, otrzymamy po prostu kontrolę nad całą drużyną i swobodnie pokierujemy ich poczynaniami. Co istotne, każda z postaci dysponuje jedynie dwoma punktami akcji – może je przeznaczyć zarówno na ruch, jak i na atak… lub też na jedno i drugie jednocześnie. W zamyśle twórców, zyskana w ten sposób wolność, nie tylko powinna przyczynić się do kreowania ciekawszych sytuacji na polu bitwy, ale i wpłynąć na ich większą powtarzalność. A ta w przypadku Bedlam odgrywać ma ogromną rolę.

Przejawia się to nie tylko fakcie, że zdecydowana większość starć na jakie natrafimy ma być generowana losowo, ale także tym, że praktycznie cała rozgrywka jest podporządkowana zasadzie „za każdym razem ma być inaczej”. Tytuł w swoich głównych założeniach jest produkcją z gatunku roguelike, skonstruowaną w taki sposób, aby przynajmniej w teorii do naszego ostatecznego celu (czyli dotarciu w rejony Aztec City) udało się dojechać w przeciągu pojedynczej sesji. Każdorazowa porażka cofa nas ku samemu początkowi wyprawy, ale nie powinno to specjalnie przeszkadzać w czerpaniu radości z kolejnych prób – mapa wyglądać ma w większości identycznie przy każdym podejściu, znajdziemy jednak na niej mnóstwo losowych wydarzeń, NPC oraz przedmiotów, których wcześniej nie widzieliśmy na oczy. Nawet wtedy, gdy uda nam się w końcu dotrzeć do mitycznego miasta i odkryć jego tajemnice, wciąż mają czekać na nas nowe niespodzianki. Opcją, która powinna przypaść do gustu osobom z żyłką do hazardu z pewnością będzie swoista forma New Game+, w tym przypadku określana po prostu jako Double-down. W tym trybie naszym zadaniem jest odbycie podróży powrotnej (z jeszcze większymi niebezpieczeństwami po drodze) do Bizancjum, gdzie czeka nas niezwykle wymagający pojedynek z miejscowym tyranem. Jeżeli tego dokonamy, otrzymamy specjalne nagrody. Jakie? Tego twórcy wciąż nie chcą zdradzić, ale cały koncept brzmi intrygująco.

Wszyscy na pokład
Tej praktycznie nigdy niekończącej się podróży nie odbywamy naturalnie na piechotę. Jako Maszynista, mamy do dyspozycji prawdziwe cudo ówczesnej techniki – Dozera, czyli potężny pojazd, który być może i nie wygląda przesadnie imponująco (choć to kwestia gustu), ale został wyposażony w naprawdę fantastyczną technologię. Co ciekawe, podczas gry natrafimy na jego różne rodzaje, które możemy swobodnie ulepszać i modyfikować. Decydując się na zainstalowanie modułów takich jak neurotechniczna klinika, teleport czy chociażby dziwacznie z nazwy brzmiący „Względny Wymazywacz”, nie tylko zmieniamy wygląd naszego pojazdu i ułatwiamy sobie podróżowanie, ale odblokowujemy także specjalne umiejętności bohaterów, które aktywują się na polu bitwy. Co więcej – niektóre z modułów funkcjonują całkowicie odrębnie i możemy je „przywoływać” w formie super zdolności, które choć niezwykle potężne, mogą być zazwyczaj użyte tylko ograniczoną ilość razy. W każdym przypadku ma być jednak warto wyczekać na odpowiednią chwilę – skorzystanie chociażby z mini-atomówki potrafi zdaniem twórców odwrócić przebieg każdego starcia.