autor: Luc
Testujemy Reign of Kings – średniowieczny survival, czyli Rust i Chivalry w jednym - Strona 2
Średniowiecze to idealny motyw przewodni dla gry o przetrwaniu, jednak do tej pory niewielu zdecydowało się na niego postawić. Jednymi z nielicznych są twórcy Reign of Kings – sieciowego survivalu, w którym przede wszystkim walczy się o przeżycie.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Umarł król, niech żyje król

Twórcy przyznali, że tworząc model walki, wzorowali się na tym z serii Chivalry. Przy obecnym stanie gry jest to jednak stwierdzenie odrobinę na wyrost – faktycznie mamy możliwość wyprowadzania różnych rodzajów ciosów i ich parowania, całość jest jednak jeszcze mocno niedopracowana i bardzo nieprecyzyjna. Większość pojedynków sprowadza się więc do chaotycznego wymachiwania bronią i biegania w kółko, bowiem na systemie blokowania nie można jeszcze w pełni polegać.
Oprócz stawiania domków, małych fortec, palenisk i całej standardowej reszty w grze da się stworzyć także klatki, szubienice, dyby czy gilotyny. Wszystkie kojarzą się w dość oczywisty sposób i nie bez przyczyny – gra jest zaskakująco brutalna i przejawia się to nie tylko tym, że podczas walki krew leje się hektolitrami. Mechanika zaimplementowana przez twórców wręcz zachęca do porywania innych graczy (możemy ich spętać za pomocą liny, a następnie ciągać ze sobą nawet na drugi koniec mapy) i urządzania im prawdziwych tortur, zazwyczaj zakończonych dekapitacją lub inną równie paskudną śmiercią. Do samego umierania w Reign of Kings dość szybko się zresztą przyzwyczaiłem. Paradoksalnie głód oraz brak wody są najrzadszymi przyczynami zgonów – znacznie częściej odpowiadają za nie inni gracze lub dzika zwierzyna, na którą od czasu do czasu trafiamy. Nawet jeżeli decydujemy się stawić opór, ryzyko zejścia z tego świata jest zaskakująco wysokie. Wszystko za sprawą systemu walki, który – choć chaotyczny – okazuje się całkiem realistycznie zrealizowany. Przynajmniej pod względem zadawanych obrażeń. Jeżeli nie mamy odpowiedniego pancerza, zabije nas pojedynczy cios mieczem, a nawet odziani w płytową zbroję możemy dosłownie stracić głowę, jeśli przeciwnik wyprowadzi cios pod odpowiednim kątem. Wszystko to sprowadza się do jednego – o śmierć niezwykle łatwo, zdecydowanie bezpieczniej więc trzymać się w większej grupie.
Łączenie się z innymi graczami w drużyny wydaje się w Reign of Kings niemalże konieczne, jeżeli marzymy o przetrwaniu tu dłużej niż kilka nocy. Zajmowane wspólnie terytoria po odpowiednim ufortyfikowaniu stają się bezpieczną przystanią i bazą wypadową do najazdów na inne grupy. Z pozostałymi obecnymi na serwerze nie walczymy jednak tylko dla przyjemności, choć oczywiście nikt nie zabroni nam najeżdżania innych zamków bez wyraźnego powodu. Niemniej ultymatywnym zadaniem każdej frakcji czy też gracza jest zdobycie tronu i tytułu władcy danej krainy. To pomysł stosunkowo świeży w grach tego typu i trzeba przyznać, że w swoich założeniach całkiem interesujący. O koronę warto walczyć nie tylko z uwagi na prestiż oraz potężny miecz, który otrzymuje król, ale przede wszystkim ze względu na możliwość nakładania podatków na wszystkich pozostałych graczy. Możemy pobierać daninę od każdego, kto nie należy do naszej gildii – oznacza to, że podczas wydobywania surowców przez innych z automatu pewien procent dóbr jest przekazywany do specjalnej skrzyni, do której tylko władca ma bez problemu dostęp.