autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Remember Me - nie Assassin's Creed i nie Mirror's Edge
Remember Me to cyberpunkowy Neoparyż pełną gębą. Niebotycznie wysokie wieżowce, wielkie reklamy, androidy w roli pomywaczy okien i nosicieli zakupów. A pośród tego wszystkiego łowcy pamięci – niebezpieczni hakerzy ludzkich umysłów. Czyżby kolejny hit?
- pomysł na mechanikę walki;
- interesujący, choć nie powalający, projekt świata;
- do pewnego momentu fabuła i filmiki przerywnikowe;
- muzyka.
- całkowicie liniowa rozgrywka;
- dla niektórych zbyt uproszczone kombinacje ciosów;
- zmarnowany potencjał manipulacji pamięcią;
- słabe elementy platformowe.
W ostatnim czasie pojawiło się kilka tytułów, których najprostsza charakterystyka sprowadza się do jednego słowa: cyberpunk. Megalopolis pełne chciwych korporacji, zatrudniających najemników mających pilnie strzec interesów dyrektorów, przebywających w sięgających chmur wieżowcach. Chodniki tonące w strugach kwaśnego deszczu, odbijające się w kałużach kolorowe reklamy. Gdzieś tam niewidoczne dla oczu korporacyjnego przechodnia slumsy zamieszkane przez wyrzutków społecznych. I sieć, koniecznie. Bez sieci nie ma cyberpunku. Dopiero do takiego melanżu można dodać jakieś oryginalne elementy, jak na przykład sensen pozwalający posiadającym go ludziom dzielić się z innymi wspomnieniami.
Oczywiście, jak każda nowinka techniczna, również sensen okazał się niedoskonały i stał przyczyną pewnych komplikacji. Na świecie pojawiła się profesja łowców pamięci, którzy zawodowo parali się wykradaniem informacji wprost z ludzkich umysłów. Jednym z nich jest Nilin, główna bohaterka gry Remember Me, opracowanej przez ekipę Dontnod i wydanej przez Capcom.
Jest rok 2084, Neoparyż to właśnie takie megalopolis z opisu powyżej, w którym relikt minionych czasów – wieża Eiffla – zaledwie zaznacza swą obecność u stóp potężnych drapaczy chmur. To miasto kontrastów. Z pięknymi dzielnicami mieszkalnymi i biurowymi, będącymi swoistymi fortecami chronionymi przez prywatne korporacje najemników, graniczą slumsy. W zaniedbanych zaułkach i tunelach metra mieszkają leaperzy – ludzkie kreatury wyeksploatowane przez Memorize, firmę odpowiedzialną za powstanie sensenu.
Świat przedstawiony w Remember Me ukazany został niezwykle sugestywnie, choć projekty lokacji Neoparyża, znakomicie wyglądające na rysunkach koncepcyjnych, w samej grze nie powalają. W trakcie rozgrywki prezentowane są fragmenty tej metropolii, ale zwykle jako tło, na dodatek nie aż tak atrakcyjne, jak by się oczekiwało od gry dość dużego przecież kalibru. Owszem, kilkakrotnie trafiamy w urokliwe miejsca, ale pod koniec zabawy jednostajne korytarze tajnych laboratoriów czy boczne uliczki zwyczajnie zaczynają męczyć. W odpowiednim ożywieniu miasta nie pomogły także modele zamieszkujących je ludzi i androidów – statyczne, powtarzające bez końca te same gesty lub zwyczajnie nieruchome.
Neoparyż nie jest otwartym miastem. Remember Me to gra, w której każdy krok i każdy skok został tu zaprojektowany przez twórców i albo zrobisz to, co oni sobie wymyślili, albo nie zrobisz nic. Brak swobody w poruszaniu się po lokacjach to cena za bardziej zwartą i spójną historię, która – co trzeba uczciwie przyznać ludziom z Dontnod – wypada całkiem nieźle. Fabuła kręci się wokół łowczyni wspomnień Nilin, w którą wciela się gracz. Dziewczyna z powodu pewnych manipulacji częściowo straciła pamięć i przez całą grę wraz z tajemniczym Edgem, porozumiewającym się z nią jedynie poprzez komunikaty głosowe, pomagamy jej ją odzyskać. Niezła opowieść nie oznacza jednak, że to tytuł jakoś wybitnie wyróżniający się pod tym względem. Szczególnie finał może nieco rozczarować. Remember Me powiela, niestety, cyberpunkowe schematy i bynajmniej nie robi tego z gracją baletnicy.