autor: Michał Chwistek
Magia i moc w nieco innym wydaniu - recenzja gry Might & Magic: Clash of Heroes
Premierze Might & Magic: Clash of Heroes na PC nie towarzyszyło tyle medialnego szumu co wydanej niemal w tym samym czasie szóstej części popularnej strategii. Nie oznacza to jednak, że gra ta nie zasługuje na Waszą uwagę.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Gra Might & Magic: Clash of Heroes pierwotnie wyszła na Nintendo DS jeszcze w roku 2009. Dwa lata później – dzięki dużej popularności i wielu bardzo pozytywnym recenzjom – postanowiono przenieść ją również na konsole stacjonarne, a w październiku tego roku doczekaliśmy się wreszcie wersji na komputery osobiste. Choć tytuł ukazał się w naszym kraju niemal dokładnie w tym samym czasie co szósta część popularnej serii strategii turowych, trzeba od razu zauważyć, że obie gry, mimo Might & Magic w nazwie, różnią się od siebie w dość zasadniczy sposób. Nie oznacza to jednak, że Clash of Heroes nie przypadnie do gustu fanom wspomnianej „turówki”. Wręcz przeciwnie! Ta z pozoru prosta pozycja logiczna może okazać się znakomitą odskocznią od wielogodzinnych strategicznych potyczek, a dla młodszych graczy stanowić wspaniałe wprowadzenie do bogatego świata mocy i magii.
Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy po uruchomieniu gry, to ta, że twórcy Clash of Heroes musieli dużo czasu spędzać przy popularnej serii Puzzle Quest. Obie produkcje są bardzo do siebie podobne. Tak jak w hicie australijskiego studia, tak i tu, kierując losami fantastycznych bohaterów, zwiedzamy dwuwymiarowe, ręcznie rysowane krainy, rozmawiamy z zamieszkującymi je postaciami i pokonujemy dziesiątki napotykanych po drodze przeciwników. Starcia nie polegają jednak na standardowym okładaniu się mieczem lub toporem, a bliżej im do pojedynków z takich gier jak Bejeweled czy Shariki. W odróżnieniu od Puzzle Questa w Clash of Heroes potyczek nie prowadzi się za pomocą magicznych kul czy klejnotów, a przy użyciu oddziałów jednostek znanych z serii Heroes of Might & Magic.
Po rozpoczęciu walki gracz zostaje przeniesiony na ekran pola bitwy, gdzie przeciwko sobie stają dwie wrogie armie. Każda z nich złożona jest z jednostek różnego typu oraz koloru, a zadaniem dowódców jest ustawienie ich w taki sposób, aby identyczne oddziały tworzyły kolumny lub szeregi. Ułożenie trzech żółtych łuczników w pionie daje formację atakująca, natomiast zrobienie tego samego w poziomie skutkuje powstaniem obronnego muru. Przeciwnicy, wykonując swoje ruchy w systemie turowym, starają się nie tyle zniszczyć armię rywala (posiłki są niemal nieskończone), co zadać obrażenia dowódcy, trafiając w linie umieszczone na końcach pól bitew. System ten jest niezwykle bogaty i w rękach sprawnego taktyka stwarza spore możliwości. Występujące w grze jednostki różnią się nie tylko statystykami, ale także zdolnościami specjalnymi, czasem potrzebnym na wykonanie ataku czy zajmowanym obszarem. Każda z dostępnych 5 armii posiada również swój szczególny styl walki. Nastawionym na obronę magiem gra się zupełnie inaczej niż ukierunkowanym przede wszystkim na szybki atak nekromantą. Warto wspomnieć, że ustawienie początkowego wojska oraz wzywanych posiłków jest całkowicie losowe. Dzięki temu każdy pojedynek, nawet z tym samym wrogiem, może wyglądać zupełnie inaczej.
Standardowe potyczki to jednak nie wszystko, co przygotowali dla nas twórcy. Gra oferuje również wiele starć z potężnymi bossami, prostych łamigłówek czy bardzo ciekawych bitew-zagadek. Szczególnie te ostatnie przypadły mi do gustu i wielka szkoda, że nie było ich nieco więcej. W odróżnieniu od normalnych bitwy-zagadki nie są losowe, a wojska przeciwnika ustawione są podczas nich zawsze w ten sam sposób. Na sprostanie takiemu wyzwaniu gracz ma wyłączenie jedną turę – korzystając z ograniczonej ilości ruchów, musi pokonać wszystkie oddziały wroga. Wymaga to wytężonej pracy szarych komórek, ale pomyślne ukończenie zadania sprawia dużą frajdę.