Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 2 września 2010, 10:00

autor: Przemysław Zamęcki

Tom Clancy’s H.A.W.X. 2 - recenzja gry

Nowa gra z serii Tom Clancy’s H.A.W.X. to znakomity przykład tego, jak uczyć się na własnych błędach.

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

Tom Clancy’s H.A.W.X. był pierwszą próbą nawiązania przez Ubisoft równorzędnej walki ze słynną serią Ace Combat. Próbą nie do końca udaną, bowiem przy barokowym wręcz podejściu do tematu przez Namco H.A.W.X. jawił się bardziej jako ubogi krewny niż konkurent rywalizujący o tytuł najlepszej strzelaniny lotniczej na rynku. Najwyraźniej jednak rumuńskie studio Ubi dysponowało jeszcze wystarczającymi mocami przerobowymi i tak oto powstał Tom Clancy’s H.A.W.X. 2. Gra zdecydowanie lepsza od poprzedniej, ciekawsza i od początku do końca trzymająca w napięciu.

Na wstępie warto wyjaśnić jedną sprawę. Cykl sygnowany nazwiskiem amerykańskiego pisarza nigdy nie miał ambicji być symulacją lotniczą i ocenianie go w tych kategoriach mija się z celem. Podniebne wojaże w wykonaniu pilotów myśliwców przede wszystkim powinny kojarzyć się z kosmicznymi strzelaninami pokroju Wing Commandera, gdzie dzielni wojacy przy pomocy nowoczesnej techniki i pokazujących pozycję wroga strzałek na ekranie niszczą setki nieprzyjacielskich maszyn. Odbieranie tej serii w tych kategoriach ujmy jej nie przynosi, wręcz przeciwnie.

F-16 w pustynnym kamuflażu.

Fabuła w H.A.W.X. 2 obraca się wokół trzech głowic nuklearnych wykradzionych przez separatystów z arsenału Rosji oraz dokonanego przez nich puczu wiążącego się z przejęciem władzy przez ultranacjonalistów. W trakcie zabawy wcielamy się w trzech pilotów, z których każdy w toczącej się opowieści reprezentują inną stronę konfliktu. Gra nawiązuje ponoć do tego, co ma dziać się również w Tom Clancy’s Ghost Recon: Future Soldier, a przynajmniej przyjdzie nam kilkakrotnie wspierać działania oddziału duchów z powietrza. Co do samej historii i konkretnych wydarzeń mających miejsce w trakcie rozgrywki, to akurat czegoś więcej poza naiwnym political-fiction nie ma co oczekiwać. Jako Tom Clancy bym się pod tym nie podpisał. Z drugiej strony – to w końcu gra akcji, której fabuła ma być tylko pretekstem do postrzelania sobie do samolotów.

Jak już wspomniałem, wcielamy się w trzech pilotów różnych narodowości, działających oczywiście w siłach powietrznych swoich państw. Najwięcej czasu spędzamy w kokpicie jako Amerykanin, pilotując między innymi A-10, F-15, F-16, F-18 czy niewidocznego dla radarów F-22. Kilka razy zasiadamy za sterami Su-27 czy MiG-29 i jako Rosjanin zajmujemy się zestrzeliwaniem wrogich maszyn. Choć nie tylko zestrzeliwaniem. W jednej z misji porywamy bowiem rosyjski samolot i pozbawieni uzbrojenia uciekamy przed pościgiem, lawirując pomiędzy przęsłami mostów w krętym kanionie. Podobną liczbę misji wykonujemy także w skórze pilota brytyjskiego, siejąc zniszczenie Harrierem i Eurofighterem. W trakcie kampanii nie oblatamy wszystkich dostępnych w grze samolotów. Resztę wykupimy dopiero za specjalne tokeny, przyznawane przez grę za zdobyte punkty doświadczenia, które z kolei nabijamy w trakcie misji, likwidując przeciwników.

Kilka pierwszych zadań stanowi mocne wprowadzenie do fabuły, pozwalając zapoznać się z nowinkami, których próżno szukalibyśmy w poprzedniej części. Pierwszą z nich jest start z lotniska (później również z lotniskowca), przy czym raz czy dwa będziemy mieli także okazję pokołować na samym pasie startowym. Jako że mamy do czynienia ze zwykłą zręcznościówką, zadanie to nie wymaga ani studiowana żadnej wiedzy tajemnej, ani nawet zbytniej ekwilibrystyki palców czy umysłu. Zapuszczamy silnik, wciskamy gaz i jedziemy po wyraźnie namalowanej na płycie lotniska linii. Następnie, będąc już na samym pasie, rozpędzamy się do widocznej na HUD-zie prędkości i podrywamy nos do góry.

Również lądowania są wręcz dziecinnie łatwe. Wystarczy zwolnić do zadanej prędkości, wypuścić podwozie i ustawić się w osi pasa. Twarde przyziemienie z szybkością 400 km/h na liczniku nie spowoduje żadnych uszkodzeń. Jeżeli mamy problem z równym podejściem na lotnisko, zawsze możemy włączyć naprowadzanie na cel, czyli trójkątny, wirtualny tunel, którym dolecimy w odpowiednie miejsce. To akurat rozwiązanie pojawiło się już w „jedynce”, jednakże tam służyło bodaj jedynie naprowadzeniu na cel naziemny.

Zarówno starty, jak i lądowania nieźle wpisują się w samą rozgrywkę, bowiem lądować i uzupełniać amunicję oraz naprawiać samolot można także w trakcie wykonywania misji. Nie zawsze, ale miło, że taki element został wprowadzony, uatrakcyjniając tym samym zabawę. Jednak lądowanie w celu poprawy kondycji naszej maszyny nie zawsze ma sens, bowiem każde ważne wydarzenie w powietrzu skutkuje zapisaniem punktu kontrolnego, od którego w razie porażki ponownie rozpoczynamy grę. A jeżeli się rozbijemy lub zostaniemy zestrzeleni, do gry wracamy z nową, nieuszkodzoną maszyną i pełnym zestawem uzbrojenia. Dlatego też choć znalazło się tu kilka trudniejszych zadań, ich pomyślne wykonanie za drugim czy trzecim podejściem gwarantowane jest przez takie właśnie ułatwienia przewidziane przez autorów.

A tutaj brzuszek Falcona.

Inną nowością w H.A.W.X. 2 jest możliwość zatankowania samolotu, korzystając z powietrznej cysterny. Manewr ten wykonywany jest na czas i polega na przeleceniu przez zielony pierścień, ustawiając się w ten sposób dokładnie na ogonie „dawcy”, i późniejszym delikatnym manewrowaniu manetką, dziobem i trymerami w celu trafienia wyjściem paliwowym w przewód ciągnący się za dużym samolotem. To akurat może nie udać się za pierwszym razem, gdyż do momentu podlecenia niemal pod sam przewód wymagana jest dość duża precyzja. Inną sprawą jest fakt, że z tej nowinki podczas całej kampanii skorzystamy zaledwie dwa razy i to zawsze siedząc za sterami rosyjskiego myśliwca.

Duże pochwały należą się autorom za zróżnicowanie misji i ich dynamikę. To już nie jest nużąca kampania z pierwowzoru, gdzie coś tam latało, coś strzelało, ale w gruncie rzeczy wiało nudą. W recenzji tamtej gry narzekałem na to, że w eterze kompletnie nic się nie dzieje. Ubisoft jakby wysłuchał tych skarg i teraz niemal non stop ktoś coś nadaje. Zdecydowanie zwiększa to atrakcyjność wykonywanych misji.

Także ich budowa jest ciekawsza. Poza elementami, o których już pisałem, są one teraz bardziej zróżnicowane pod względem oczekiwań dowództwa. Próba ucieczki nieuzbrojonym samolotem, konieczność lotu na określonym pułapie czy pozostawania w strefie ochrony radarowej przed pociskami z wyrzutni SAM wymaga sporo uwagi i małpiej nieraz zręczności. Zupełną nowością są misje, w których zasiadamy w fotelu operatora drone’a. Nie są one specjalnie trudne, ale znakomicie pozwalają rozwinąć się samej fabule i pokazać jej punkty zwrotne. Call of Duty 4: Modern Warfare zainicjowało modę na strzelca działka pokładowego w samolocie AC-130 i w H.A.W.X. 2 również taka misja się znalazła. Poza tym kilka razy przyjdzie nam skorzystać z wyposażenia samolotu do walki elektronicznej czy na przykład wypatrywać z kabiny podejrzanie wyglądających stacji radarowych i później je niszczyć. A wystarczą trzy pomyłki i trzeba zaczynać wszystko od nowa.

Dynamiki grze dodają również różne wydarzenia dziejące się w środku misji, kiedy to na chwilę odebrana jest nam kontrola nad samolotem. Czasem może to nieco denerwować i wybijać z rytmu, ale to kolejny element urozmaicający zabawę.

Umiejętności wrogich pilotów rosną wraz z kolejnymi misjami. Początkowo mamy do czynienia z mięsem armatnim, aż w pierwszej misji rosyjskiej nieprzyjaciel zaczyna w końcu używać flar, by uniknąć naszych pocisków. Ale że nie manewruje przy tym zbytnio samolotem, wystawia go to na łatwy łup dla działka pokładowego. Im dalej, tym jest trudniej. Piloci zaczynają ostro kluczyć, co rusz wypuszczając w naszym kierunku rakietę. Złapanie delikwenta w celowniku na dłużej niż sekundę jest nie lada wyczynem. W ostatnich misjach nieprzyjacielskie maszyny stosują już nawet zakłócanie fal radiowych, przez co pocisk z trudem „lockuje” się na celu. Zdarza się, że wróg z powodzeniem wymanewruje i dziesięć wypuszczonych w jego kierunku rakiet, choć to faktycznie przypadek skrajny.

Na scenę wkracza imć kat A-10.

Zamierzeniem autorów było włączenie gracza do czynnego działania. Samoloty, zamiast być zestrzeliwane z dużych odległości, krążą wokół siebie w walce kołowej wyjętej wprost z pojedynków z I wojny światowej. Przeczy to oczywiście realizmowi, ale sprawia również, że jesteśmy bardziej zaangażowani w to, co dzieje się na ekranie.

W trakcie kampanii polatamy sobie m.in. nad górami Kaukazu, Szkocją, Kapsztadem, norweskimi fiordami czy nawet nad Moskwą. Podczas budowy poszczególnych mapek Ubisoft korzystał ze zdjęć wykonanych przez satelitę GeoEye, służącego do optycznej obserwacji Ziemi w wysokiej rozdzielczości, czym nie zapomniał pochwalić się w menu gry, umieszczając w nim swego rodzaju małą encyklopedię dotyczącą tego tematu. Trzeba przyznać, że ukształtowanie terenu z pewnej wysokości prezentuje się wyśmienicie, wliczając w to obszary gęsto zabudowane. Oczywiście, zniżając się, zobaczymy, że poza sześcianami imitującymi wieżowce reszta miasta jest tylko płaską teksturą, ale ta sztuczka stosowana jest od wielu lat w grach lotniczych i trudno tutaj winić Ubisoft o to, że dzisiejszy sprzęt nie posiada jeszcze na tyle dużej mocy, by wszystko wyświetlić w pełnym 3D. W każdym razie jest bardzo ładnie. Co do samych modeli samolotów również nie ma się do czego przyczepić i każdy, kto grał w pierwszą część, wie, że może spodziewać się dobrze odwzorowanych i lśniących w blasku słońca metalowymi kadłubami maszyn. Warto dodać tylko, że w trakcie samej rozgrywki animacja jest prawie przez cały czas idealnie płynna i jedynie przy niektórych z licznych przerywników wyraźnie spada framerate.

Poza samą kampanią gra umożliwia także ponowne przejście składających się na nią misji, również z pewnymi modyfikacjami, oznaczającymi nieraz konieczność sprostania całkiem poważnym wymaganiom. Na przykład użycia jedynie działka pokładowego i bomb grawitacyjnych czy rozegrania całej misji w tzw. trybie OFF, charakteryzującym się tym, że kamera oddala się od maszyny, prezentując znacznie większy obszar pola walki. W ten tryb możemy przejść w dowolnej chwili również podczas samej kampanii. Było on zresztą dostępny już w pierwszej odsłonie i najczęściej służył do skutecznego unikania wrogich rakiet.

W dowolnym momencie możemy także przełączać się pomiędzy widokiem pierwszoosobowym, kiedy widzimy jedynie HUD, a widokiem zza „pleców” samolotu czy z kokpitu, pomagającym poczuć się jak prawdziwy pilot.

W grze nie uświadczymy żadnych blackoutów czy redoutów, a wyprowadzenie maszyny z przeciągnięcia jest bajecznie proste. Zresztą, aby stracić panowanie nad samolotem, trzeba zwolnić do bardzo niskiej prędkości, co zdarza się jedynie w trakcie walki kołowej.

Tom Clancy’s H.A.W.X. 2 został w całości spolonizowany. Dotyczy to zarówno pojawiających się w grze tekstów, jak i samych głosów. Niestety, w tej kwestii sporo brakuje do ideału. Mam wręcz wrażenie, jakby przetestowana została tylko pierwsza połowa gry, zostawiając drugą samopas, kiedy to zaczynają pojawiać się takie kwiatki jak krążownik rakietowy klasy Kirov wspominany w jednej ze scenek przerywnikowych jako pancernik klasy Kirov (sic!), a następnie występujący w samej misji już jako krążownik liniowy. Testerów zabrakło także w ostatnich zadaniach, kiedy to monologi wygłaszane przez niektóre postacie są ledwie słyszalne. A co gorsza często zdania urywają się w połowie. Wygląda to na straszną amatorszczyznę i jako żywo przypomina podobną sytuację z Prince of Persia. Do polskich głosów można się przyzwyczaić, ale mnie osobiście pojawiający się w grach stale ci sami aktorzy zdołali zmęczyć na tyle, że nie doszukuję się już w ich deklamacjach żadnych jasnych punktów. Są i tyle. Na szczęście w menu głównym możemy ustawić angielski dubbing przy włączonych polskich napisach.

Suchoj ponad platformami wiertniczymi.

Trudno w takiej grze jak Tom Clancy’s H.A.W.X. 2 doszukiwać się konkretnych wad, a te które posiadała część pierwsza w zdecydowanej większości wyeliminowano. Tempo rozgrywki nie siada przez całą kampanię, mogę chyba nawet posunąć się do stwierdzenia, że podczas wykonywania misji ani przez chwilę się nie nudziłem. Jeżeli już miałbym na coś narzekać, to na niedostatek charakterystycznych elementów w dużych miastach, nad którymi toczymy walki. Brak tu czegoś na miarę Rio de Janeiro z pierwowzoru. Owszem, jest niby Kreml czy wzgórza nad Kapsztadem, ale z racji odbywającej się przez cały czas kotłowaniny po prostu nie ma czasu, by je wtedy podziwiać. Ten zarzut niwelowany jest przez możliwość polatania nad tymi miejscami w trybie Lotu dowolnego. Efekt psują trochę „dziury” w polskiej wersji gry i ewidentne błędy merytoryczne równoważone z kolei udostępnieniem na płycie kilku ścieżek dźwiękowych.

H.A.W.X. 2 jest grą na pewno lepszą od poprzedniej odsłony i dającą sporo frajdy z jego ukończenia. Nie jest to może dzieło w 100% idealnie dopracowane, ale biorąc pod uwagę tendencję zwyżkową, kto wie, czego doczekamy się w części trzeciej? Niestety, z racji przedpremierowej recenzji nie miałem okazji sprawdzić gry w trybie multiplayer, jednakże już sama możliwość przechodzenia misji z kampanii w kooperacji nawet z trzema innymi osobami zapowiada się co najmniej interesująco.

Przemek „g40st” Zamęcki

PLUSY:

  • ciekawie zaprojektowane i urozmaicone misje;
  • duże tempo rozgrywki;
  • gra jest lepsza pod każdym względem od „jedynki”.

MINUSY:

  • brak charakterystycznych lokacji;
  • fabuła z rodzaju „świstak siedzi i zawija…”;
  • błędy w lokalizacji.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Tom Clancy’s H.A.W.X. 2 - recenzja gry
Tom Clancy’s H.A.W.X. 2 - recenzja gry

Recenzja gry

Nowa gra z serii Tom Clancy’s H.A.W.X. to znakomity przykład tego, jak uczyć się na własnych błędach.

Recenzja Super Mario Bros. Wonder - zachwycający powrót króla platformówek
Recenzja Super Mario Bros. Wonder - zachwycający powrót króla platformówek

Recenzja gry

Podchodziłem do Super Mario Bros. Wonder z dużą rezerwą, bo ostatnie platformówki 2D z udziałem hydraulika były mocno odtwórcze i nie miały tej magii co kiedyś. Okazało się jednak, że Nintendo odrobiło zadanie domowe.

Recenzja gry LEGO Skywalker Saga - beztroska rozrywka na trudne czasy
Recenzja gry LEGO Skywalker Saga - beztroska rozrywka na trudne czasy

Recenzja gry

LEGO Star Wars Skywalker Saga, choć nieidealne, dostarcza na rynek cenny ładunek, którego chyba wszyscy teraz potrzebujemy: czystą rozrywkę pozbawioną ciężkiej fabuły i trudnych emocji. Suchy humor, ulubione uniwersum i tysiące znajdziek.