Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 sierpnia 2004, 12:54

autor: Łukasz Malik

Catwoman - recenzja gry

Do tytułu podchodziłem z dużą dozą sceptycyzmu i niestety moje obawy co do jakości gry były częściowo uzasadnione. Może Catwoman nie jest tak słaba jak najnowszy pecetowy Spiderman 2, ale do ideału naprawdę sporo jej brakuje.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Niechlubny tytuł najgorszego filmu tego lata wg czytelników Newsweeka zdobyła Catwoman. Obraz z seksowną Halle Berry w roli głównej, oprócz porażki artystycznej poniósł dotkliwą dla producentów klapę finansową. Rynek filmowy jest nieprzewidywalny, czasem tak naprawdę nie wiadomo, który film okaże się porażką, a który będzie ogromnym kasowym sukcesem. Wydawcy łechtani ogromnymi zyskami Enter The Matrix nie boją się w ciemno inwestować w gry oparte na potencjalnych kinowych przebojach, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z modnymi ostatnio adaptacjami komiksów. Nie inaczej było w tym przypadku, potentat światowej rozgrywki elektronicznej Electronic Arts, a konkretnie londyński odział koncernu, zabrał się za stworzenie gry na motywach filmu Catwoman.

Kolejny film na podstawie komiksu, kolejna gra na podstawie filmu

Do tytułu podchodziłem z dużą dozą sceptycyzmu i niestety moje obawy co do jakości gry były częściowo uzasadnione. Może Catwoman nie jest tak słaba jak najnowszy pecetowy Spiderman 2, ale do ideału naprawdę sporo jej brakuje. Ot, chociażby fabuła, przekazywana zdawkowo, w koszmarnej jakości filmikach. Poznajemy jedynie strzępy historii Patience Price, czyli tytułowej Catwoman, z całej gry dowiemy się mniej więcej tyle, co z trailera kinowego filmu. Trywialne zakończenie gry przelało szalę goryczy i na mojej twarzy pojawił się jedynie złośliwy uśmieszek politowania. Na domiar złego, misje są zbyt luźno związane z płytką i naiwną historią opowiedzianą w przerywnikach, podczas gry nie myślimy o fabule, tylko o tym, jak przejść dany etap do końca, mając nadzieję, że następny będzie ciekawszy.

Kup swojej dziewczynie takie wdzianko, a z sypialni nie wyjdziesz o własnych siłach.

Zabawa z kotkiem

Może zabrzmi to trywialnie, ale największym atutem Catwoman jest... postać głównej bohaterki. Kocica została wykonana doskonale, komputerowy model jako żywo przypomina Halle Berry. Świetny wygląd osiągnięto dużą ilością polygonów i wysokiej rozdzielczości teksturami, wszystko to zostało zaś dopełnione bardzo dobrą animacją. Kunszt grafików można docenić gdy podczas gry, przez kilka chwil nie będziemy dotykać klawiatury, uruchomi się swojego rodzaju wygaszacz ekranu, w którym Kobieta-Kot niczym zawodowa tancerka z nocnych klubów będzie prezentować nam swoje wdzięki, seksownie mrucząc i puszczając do gracza oczko. Największy atut gry? Dla niektórych zapewne tak :-). Spektrum ruchów bohaterki jest naprawdę ogromne, dlatego lepiej osobno omówić poruszanie się i walkę w Catwoman. Większość czasu spędzonego z grą, będziemy niczym Książę Persji skakać pomiędzy platformami i dachami, wspinać się po siatkach, skakać między drągami wspomagając się naszym pejczem. Twórcy nie rozpieszczają nas grami z tego gatunku, więc miłośnicy komputerowej wspinaczki i ekwilibrystyki powinni bliżej przyjrzeć się nowemu dziecku Electronic Arts, gdyż na Prince of Persia 2 przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.

Fani gatunku należą do ludzi cierpliwych, dlatego nie zrazi ich zapewne poziom trudności oraz brak możliwości zapisu stanu gry w dowolnym momencie. W niektórych etapach mało nie rwałem włosów z głowy, bo w jednej, przewidzianej przez twórców nanosekundzie, nie zdołałem nacisnąć klawisza odpowiedzialnego za pejcz, którym miałem się uchwycić kolejnego drążka. Wszystko by było prostsze gdyby nie tragiczna wręcz praca kamery. Zazwyczaj podczas wykonywania skomplikowanych ewolucji, kamera umieszczona jest w jednym punkcie i porusza się w jednej płaszczyźnie, ustawiając się pod najbardziej niedogodnym kontem, jaki możemy sobie wyobrazić. Czasem oddanie banalnego z pozoru skoku, na oddaloną o kilka metrów platformę, wymaga kilku nieudanych prób zakończonych upadkiem z kilkunastu metrów. Zabić się w ten sposób jest naprawdę trudno, ale kolejny powrót do tego samego feralnego miejsca, aby oddać kolejny nieudany skok nie należy do najprzyjemniejszych. Kamera utrudnia także znalezienie właściwej drogi do przejścia poziomu, nieustannie jesteśmy zmuszeni do korzystania z trybu FPP, w którym kocim wzrokiem, przypominającym nieco tryb demona znany z Painkillera, rozglądamy się po okolicy. Ważne obszary podkreślone są jaskrawymi kolorami, których nie sposób nie zauważyć. Sterowanie również nie należy do najprzyjemniejszych, nie zostało ono należycie przystosowane do peceta. Domyślnie sterujemy klawiaturą, jeżeli nie jesteśmy wyposażeni w pada, jest to najlepsze rozwiązanie. Możliwość kontrolowania bohaterki za pomocą myszy to po prosu nieporozumienie, jest to zupełnie niewygodna i bezużyteczna opcja.

Minister zdrowia ostrzega: nadmierne spożycie Whiskas grozi zmianami w postrzeganiu rzeczywistości.

Kocim mordercom mówimy twarde i zdecydowane: nie!

Niestety, ceną niskiej kategorii wiekowej (od 12-stu lat) jest brak jakichkolwiek scen śmierci w grze (może poza jedną, ale nie chcę zdradzać zakończenia). Wszystkich wrogów unieszkodliwiamy wrzucając ich do kontenerów na śmieci, pudeł czy zrzucając ich ze schodów. Przy tym ostatnim sposobie, wrogowie po upadku podnoszą się z ziemi i kurczowo trzymają za głowę, wokół której latają gwiazdki, zupełnie jak w kreskówkach.

Sama walka jest bardzo efektowna, jednak nie jest tak prosta i instynktowna jak w Enter The Matrix. W poprzednim akapicie pisałem o bolączkach ze sterowaniem, podczas walki konsolowa przeszłość również daje się we znaki. Aby w pełni kontrolować bohaterkę musimy operować aż dziesięcioma klawiszami. Takie rozbudowane sterowanie, nie daje nam jednak pełnej kontroli nad Catwoman, gdyż kopać możemy tylko w pozycji kucanej, natomiast smagać pejczem możemy tylko stojąc, biegnąc lub wisząc na siatce. Gdy opanujemy już sterowanie podczas walki, co wbrew pozorom nie jest takie trudne, poznamy ogromny wachlarz ciosów i umiejętności kocicy. Osobiście wszystkich wrogów eliminowałem serią morderczych kopniaków, jako żywo przypominających brazylijski taniec śmierci – capoeirę. Podczas walki najlepiej jest wykonywać świetnie wyglądające salta i przewroty, aby uniknąć trafień od przeciwników wyposażonych w broń palną. To że jesteśmy na celowniku ilustruje fioletowa kreska wydobywająca się z lufy pistoletu, jeżeli przybierze ona barwę czerwoną, będziemy musieli się szybciej poruszać lub zostaniemy trafieni. Mierzących w nas oponentów najlepiej rozbroić pejczem, ale uprzednio za zdobyte podczas gry diamenty będziemy musieli zakupić taką umiejętność.

Umiejętności jest sporo, ale w zasadzie większość z nich nacisk kładzie na efektowność jak np. nieodzowny już w każdej grze akcji zwolniony czas. W zasadzie przydatne jest jedynie wspomniane wcześniej wytrącanie broni pejczem, bez reszty ciosów spokojnie się obejdziemy. Walka jest zdecydowanie za prosta i na mój gust w całej grze jest jej za mało. Nawet potyczka z ostatnim bossem nie sprawiła mi żadnych kłopotów, a do arcymistrzów zręcznościówek się w żadnym wypadku nie zaliczam. Sztuczna inteligencja wrogów stoi wręcz na żenującym poziomie, są ślamazarni, nim dobędą broń zdążymy bez problemu do nich podbiec i ich obezwładnić. Gdy walczymy z grupą wrogów, część z nich stoi jak przysłowiowe kołki, przyglądając się jak niegrzeczny kotek spuszcza lanie ich kolegom. Najśmieszniejszy jest efekt, gdy nasi wrogowie zaczynają się nas bać, otacza ich wtedy żółta poświata i niektórzy zaczynają robić na prawdę głupie rzeczy, np. aby nie zostać dotkliwie pobitym przez Kobietę-Kota potrafią wskoczyć do otwartego szybu windy. Mimo tych wszystkich niedogodności walka sprawiła mi najwięcej przyjemności podczas gry w Catwoman i stanowi ona jedną z najmocniejszych stron programu.

Trinity wersja light-black-fetish.

Niechciany spadek po konsoli

Gra podzielona została na sceny, w sumie jest ich 11, rozgrywają się one w 6 lokacjach. Czas rozgrywki nie jest specjalnie długi, ale na szczęście nie bije anty-rekordu pecetowego Shreka 2. Grafika otoczenia jest przeciętna, przeważają niskiej jakości, monotonne tekstury i obiekty zbudowane z małej ilości polygonów.

Przeszkody w postaci ogrodzeń zakończonych drutem kolczastym, gzymsów ponad które mnie możemy się wspiąć ograniczają znaczenie swobodę poruszania, musimy odnaleźć jedyną słuszną, zaplanowaną przez twórców drogę do celu, inaczej nie przejdziemy misji. Zaułki miasta, które na tle pozostałych poziomów wypadają najlepiej i tak w żaden sposób nie dorównują obrazowi metropolii zapomnianej przez Boga i ludzi, który znamy chociażby z leciwego już Maxa Payne’a czy z Kingpina – w takiej scenerii wyobrażałem sobie przygody superbohatera z mroczną przeszłością. Skrypty mające imitować fizykę wyglądają śmiesznie, stos pudeł upada jednakowo, niezależnie czy smagniemy je batem, kopniemy czy wrzucimy na nie człowieka, na dodatek pudła po chwili znikają. Z oprawy wizualnej obronną ręką wychodzą jedynie gra świateł i cieni oraz wspomniana wcześniej świetnie wykonana i animowana główna bohaterka.

Kocia muzyka

Muzyka stoi na zadawalającym poziomie, najbardziej przypadł mi do gustu motyw przewodni, zawłaszcza w rozszerzonej wersji, którą usłyszymy podczas napisów końcowych. Muzyka towarzysząca nam podczas gry stanowi dobre tło, ale nie zapada w pamięć, utrzymuje po prostu średni poziom całej gry. Podobnie ma się sprawa z dźwiękami, które czasem są nazbyt monotonne jak np. nieprzerwane szczekanie psa. Odgłosy walki brzmią bardzo dobrze, ale na mój gust są za bardzo przerysowane. Głos głównej bohaterce podobno podkłada Halle Berry, podobno, bo w niesamowicie długich creditsach, ani na oficjalnej stronie gry nie znalazłem takiej informacji. Nawet jeżeli nie byłaby to Halle, nie ponieślibyśmy wielkiej straty, bo odzywki są nieciekawe, a samych dialogów jest jak na lekarstwo.

Gra zmarnowanej szansy

Cała gra jest bardzo nierówna i pełna sprzeczności. Momentami absurdalny poziom trudności zadań zręcznościowych nijak się ma do banalnej walki. Doskonale wymodelowana Halle Berry, na tle marnych poziomów wygląda jak postać przeniesiona z innej gry. Przyjemność z poznawania ogromnych możliwości ruchowych Catwoman psuje niewygodne sterowanie i tragiczna praca kamery. Wszystko daje obraz kolejnej przeciętnej gry, która mogłaby okazać się hitem, gdyby nad nią solidnie popracowano, z czystym sumieniem niestety nie mogę jej polecić. Jeżeli jednak nie zraziły Cię opisane przeze mnie wady, myślę, że warto się tą pozycją zainteresować.

Łukasz „Verminus” Malik

PLUSY:

  • szeroki wachlarz ruchów;
  • efektowna walka;
  • bardzo dobrze wykonana główna bohaterka.

MINUSY:

  • praca kamery!
  • liniowość i budowa poziomów;
  • brak save’ów w dowolnym momencie;
  • głupi i łatwi do pokonania przeciwnicy;
  • strzępy fabuły;
  • sterowanie.
Catwoman - recenzja gry
Catwoman - recenzja gry

Recenzja gry

Do tytułu podchodziłem z dużą dozą sceptycyzmu i niestety moje obawy co do jakości gry były częściowo uzasadnione. Może Catwoman nie jest tak słaba jak najnowszy pecetowy Spiderman 2, ale do ideału naprawdę sporo jej brakuje.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.