Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Last of Us: Part I Recenzja gry

Recenzja gry 31 sierpnia 2022, 17:00

Recenzja The Last of Us: Part I - jedna z gier wszech czasów jest jeszcze lepsza

Historia Joela i Ellie jeszcze nigdy nie wyglądała tak dobrze i klimatycznie. Twórcy z Naughty Dog stworzyli chyba nowy poziom w odnawianiu gier – coś więcej niż remaster, ale nieco mniej niż remake. I jak to teraz nazwać?

Recenzja powstała na bazie wersji PS5.

Remaster remastera wychodzący na trzecią już generację PlayStation i – według twórców – nawet z paroma cechami remake’u. Nie, tym razem nie chodzi o firmę Rockstar i pudrowanie GTA 5 ani nawet o Skyrima, tylko o pierwszą odsłonę The Last of Usgrę, która przeszła do historii ze względu na swoją niezwykle emocjonującą fabułę oraz zapadających na zawsze w pamięć bohaterów – Joela i Ellie. Czy niezliczone nagrody i oceny 10/10 tej wybitnej opowieści o postapokalipsie zombie to wystarczające powody, by zabierać się za odświeżanie produkcji po raptem paru latach?

Pewnie nie, ale biorąc pod uwagę, że równocześnie powstaje długo oczekiwany port na komputery PC, ukazanie się przy tej okazji wersji na PlayStation 5 wydaje się zupełnie naturalnym i logicznym posunięciem. Pecetowcy nie przełknęliby dziś gry przypominającej oprawą erę PS3. Podbicie jakości było konieczne, a prace nad „dwójką” zapewne wiele rzeczy ułatwiły. Dywagować można jedynie o kolejności pojawienia się gry na tych dwóch platformach. Osiem lat temu Kacper w swojej recenzji remastera skupiał się głównie na 60 klatkach na sekundę i dodaniu trybu foto. A co otrzymaliśmy tym razem?

To nie jest recenzja gry!

The Last of Us z podtytułem Part I nie jest remakiem w pełnym znaczeniu tego słowa – pod względem fabuły czy mechanik rozgrywki nic się w grze nie zmieniło. Historia i jej bohaterowie pozostali identyczni jak w oryginalnej wersji na PS3 wydanej w 2013 roku, dlatego ciągle aktualna pozostaje nasza pierwsza recenzja The Last of Us, w której wystawiliśmy tej grze wysoką notę 9/10.

Więcej niż remaster, mniej niż remake

PLUSY:
  1. przepiękna, kompleksowo poprawiona lub zmieniona oprawa graficzna;
  2. mnogość opcji pozwalająca dostosować rozgrywkę w niemal każdym aspekcie;
  3. małe udogodnienia, jak automatyczna prezentacja znajdziek czy animacje podczas ulepszania broni;
  4. zauważalnie lepsza SI ludzkich przeciwników;
  5. bogatszy tryb fotograficzny.
MINUSY:
  1. płynność animacji w trybie wierności obrazu pozostawia sporo do życzenia;
  2. szkoda, że nie wprowadzono poprawek do pewnych mechanik rozgrywki, np. nie dodano wpisywania kodów.

The Last of Us: Part I to przede wszystkim ulepszona oprawa graficzna – i to znacznie. Na tyle, by zapomnieć już o pozostałościach z PS3 i traktować najnowsze TLoU jako grę ery PS5. Być może zmiany nie są aż tak widoczne w licznych przerywnikach filmowych, w których obserwujemy zbliżenia na twarze bohaterów – bo te od zawsze wyglądały bardzo dobrze – ale już w innych momentach gra prezentuje się zdecydowanie lepiej. Wszystkie sceny i lokacje są bardziej realistycznie oświetlone, co widać – zwłaszcza gdy słońce wpada do ciemnych pomieszczeń.

Czuć i widać też większą przestrzeń, i to nie tylko patrząc na dalsze plenery, które zyskały większy zasięg rysowania i szerszą perspektywę. Nawet wiele ciasnych miejsc przy bezpośrednim porównaniu jest nieco większych lub ma wyżej położoną linię sufitu. Wszystkie wnętrza doczekały się generalnie mniejszego lub większego przemeblowania z nowymi, bardziej szczegółowymi przedmiotami. Niektóre nabrały też nieco więcej unikalności i charakteru. Ogólnie jest bardziej przekonująco, jeszcze bardziej brudno, klimatycznie, postapokaliptycznie.

Nawet szeroko komentowane zmiany w fizjonomii niektórych bohaterów ostatecznie wydają się całkiem akceptowalne. Od razu przekonałem się do nieco starszej Tess, która w nowej wersji wygląda bardziej naturalnie. U Sary i Ellie z kolei już tak nie widać typowo dziecięcych rysów twarzy, czyli ogromnych, głęboko osadzonych oczu i symetrii opartej na kwadracie – teraz dziewczyny prezentują się nieco bardziej „nastolatkowo”, co lepiej współgra z podkładanymi im głosami. Inni, jak Joel, Marlene czy Bill, wyglądają praktycznie tak samo, tylko zyskali jeszcze bardziej szczegółowe, pełne detali tekstury.

The Last of Us: Part I kompleksowo wyładniało w każdym aspekcie oprawy graficznej.

Full opcja w standardzie

Nowa odsłona zyskała również parę świeżych ustawień graficznych. Podobnie jak w wielu innych tytułach na PS5 próba włączenia najlepszej jakości obrazu kosztem wydajności kończy się jednak znikomą różnicą w wyglądzie, za to z diametralnym pogorszeniem płynności animacji. Wyznam, że nie dałem rady wytrzymać przy 30 Hz i 30 klatkach, jakie można uzyskać przy natywnym 4K – poruszanie się postacią wywoływało u mnie chorobę morską. Przy docelowych 60 FPS-ach gra włącza dynamiczne 4K lub 1440p – nadal wszystko prezentuje się dobrze, a płynność jest nie do przecenienia.

Ilość dodatkowych opcji generalnie robi wrażenie. Tryb foto stał się znacznie bogatszy, a oprócz tego da się dostosować w zasadzie każdy aspekt wyglądu i rozgrywki – od szczegółowych elementów poziomu trudności po sposób interakcji z otoczeniem za pomocą kontrolera czy eksploracji. Można przykładowo pokolorować HUD wedle własnych upodobań, ustawić wirtualne barierki zapobiegające upadkom z wysokości, włączyć strzałki ułatwiające eksplorację, zmienić przytrzymywanie klawisza na wciskanie, włączyć opcję mówionego tekstu, audiodeskrypcję w filmach. Udogodnień dla graczy niemogących grać z tradycyjnymi ustawieniami jest tu naprawdę mnóstwo.

Ta fizyka przestawiania kontenerów!

Zmiany w rozgrywce można podsumować słowem „kosmetyczne”. Przy ponownym spotkaniu z mechanikami TLoU chyba nieco bardziej rzuca się w oczy płytkość i powtarzalność zagadek środowiskowych w stylu „ustaw drabinę czy paletę”, choć – paradoksalnie – najbardziej zapadła mi w pamięć poprawiona fizyka przesuwania kontenerów – naprawdę czuć ich ciężar i bezwład na małych kółkach. Szkoda tylko, że nie dołożono jakichś minigier, choćby wprowadzania znalezionych kodów – nadal odbywa się to automatycznie.

Swoim wszechobecnym drżeniem bryluje również pad DualSense, ale tak naprawdę robi to jakąś robotę jedynie podczas strzelania z łuku, które teraz jest przyjemniejsze. Używanie broni palnej i walka wręcz nie zmieniły się za bardzo – ja przynajmniej nie odczułem wielkich różnic. Widać natomiast nieco lepiej działającą SI ludzkich przeciwników. Daleki jestem tu od zachwytów twórców, że „za każdym razem starcia przebiegają inaczej”, ale rzeczywiście wrogowie nie sterczą w jednym miejscu, tylko po wykryciu nas poruszają się po swoich arenach i starają dotrzeć do nas jakoś bokiem. Wydaje mi się też, że zmodyfikowano pewne skrypty, bo np. podczas ucieczki ze stacji metra musiałem zabić klikacza stojącego przy końcowej bramie, a w remasterze wystarczyło przegonić go kawałek dalej, choć może to być też jakiś przypadek. Szkoda za to, że zmiana broni na tę w plecaku nadal jest bardzo toporna.

Recenzja The Last of Us: Part I - jedna z gier wszech czasów jest jeszcze lepsza - ilustracja #1Recenzja The Last of Us: Part I - jedna z gier wszech czasów jest jeszcze lepsza - ilustracja #2

Osobiście uważam, że walka w TLoU to jedynie hamulec spowalniający tempo poznawania o wiele ciekawszej historii, a nie główna wizytówka gry, dlatego pewnie większą uwagę zwróciłem na przesuwanie kubłów i inne „atrakcje”. Ulepszanie broni na stołach warsztatowych zostało przeszczepione z The Last of Us: Part II i teraz możemy w pełni podziwiać Joela demontującego i składającego swoje spluwy. Nie trzeba już też specjalnie klikać, by obejrzeć znajdźki – od razu wyświetlają się oryginalne obiekty na pełnym ekranie z możliwością dokładnego im się przyjrzenia. Drobna zmiana, ale bardzo istotna, bo w oryginale często nie chciało mi się przeklikiwać, by oglądać znajdźki.

Wspaniała, ale raczej dla fanów i nowicjuszy

Podobnie jak w remasterze z 2014 roku, w Part I znajdziemy równie gruntownie odświeżony, rewelacyjny dodatek fabularny Left Behind, którego główną bohaterką jest Ellie. Opowiada on o jej przyjaźni z jej niemal rówieśniczką Riley (wydarzenia sprzed akcji TLoU) oraz rozszerza nieco pogląd na pewne momenty z głównej fabuły The Last of Us. Zabrakło natomiast trybu PvP – być może twórcy też stwierdzili, że ich gra broni się opowiadaną historią i jej bohaterami, a niekoniecznie walką. Choć może jakiś asymetryczny multiplayer typu ekipa ludzi kontra gracze – klikacze lub purchlak – byłby ciekawym eksperymentem? Może przekonamy się o tym w nadchodzących Frakcjach?

Wszystkie wnętrza obiektów prezentują się niesamowicie, czy to wielka sala, czy mała komórka w piwnicy.

The Last of Us to dla mnie niezapomniane doświadczenie i jedna z najwybitniejszych opowieści w historii cyfrowej rozrywki, ale – zapewne po części właśnie przez to – jest to gra, w którą gra się raz i wystarczy. Przeszedłem ją w 2014 roku na PS4 i generalnie, gdyby nie ta recenzja, nie sięgnąłbym po nią na PS5. Moc emocji, jakie przeżywamy z Joelem i Ellie, wszystko to, co dzieje się w zakończeniu, najbardziej działa za pierwszym razem, na świeżo, z zaskoczenia. Ponowne zaliczanie tej produkcji to już nie to, nawet jeśli tak mocno wypiękniała.

To jednak tylko moje osobiste zdanie. Zapewne jest mnóstwo fanów TLoU, którzy nie zgodziliby się ze mną. Osiem czy nawet dziewięć lat, jakie upłynęły od premiery oryginału, to również wystarczająco dużo czasu, by uzbierało się wielu nowych graczy gotowych dopiero poznać historię przemytnika i wyjątkowej dziewczyny usiłujących przetrwać w ponurym świecie postapo. To chyba właśnie tym dwóm grupom najbardziej poleciłbym sięgnięcie po The Last of Us: Part I. Mimo że to świetny remaster remastera i wygląda zjawiskowo, ja zdecydowanie bardziej czekałem i czekam na serial TV.

OD AUTORA

Wszystko, co najważniejsze, zawiera akapit powyżej. To jedna z najlepszych gier wszech czasów, ale nie z gatunku tych, w które można zagrywać się bez końca – przynajmniej w moim odczuciu. Uwielbiam historię Joela i Ellie tak bardzo, by nie musieć już do niej wracać. Zazdroszczę jednak wszystkim, którzy poznają ją po raz pierwszy właśnie teraz, w oprawie graficznej The Last of Us: Part I. Mają przed sobą nieco lepsze i bardziej klimatyczne doświadczenie.

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Które The Last of Us wolisz?

Pierwsze
65,6%
Drugie
34,4%
Zobacz inne ankiety
Recenzja The Last of Us: Part I - jedna z gier wszech czasów jest jeszcze lepsza
Recenzja The Last of Us: Part I - jedna z gier wszech czasów jest jeszcze lepsza

Recenzja gry

Historia Joela i Ellie jeszcze nigdy nie wyglądała tak dobrze i klimatycznie. Twórcy z Naughty Dog stworzyli chyba nowy poziom w odnawianiu gier – coś więcej niż remaster, ale nieco mniej niż remake. I jak to teraz nazwać?

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.