Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Age of Wonders: Planetfall Recenzja gry

Recenzja gry 9 sierpnia 2019, 16:07

autor: Sebastian Purtak

Recenzja gry Age of Wonders: Planetfall – barman, Cywilizację z XCOM-em proszę

Twórcy kultowej serii przenieśli się w daleką przyszłość, skorzystali ze sprawdzonych wzorców i stworzyli grę, w której będziemy się bawić przez lata. Age of Wonders: Planetfall to udana strategia, której warto wybaczyć drobne potknięcia.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4.

PLUSY:
  1. ciekawy świat i wciągająca kampania fabularna;
  2. fajny, nieco satyryczny klimat;
  3. świetne połączenie Cywilizacji i XCOM-a;
  4. zróżnicowane rasy i możliwość ich dalszej modyfikacji;
  5. ogrom możliwości taktycznych;
  6. bogate i pełne atrakcji mapy;
  7. piękna oprawa wizualna, zwłaszcza w trybie strategicznym;
  8. zabawa na wiele miesięcy;
  9. najlepsza tego typu gra na konsole.
MINUSY:
  1. potrafi przytłoczyć masą informacji i mechanik;
  2. drobne potknięcia w warstwie dźwiękowej...
  3. oraz polskiej lokalizacji;
  4. jeden irytujący glicz.

Muszę wyznać, że nie miałem szczęścia do serii Age of Wonders. W czasach największej świetności strategii turowych na moim dysku twardym niepodzielnie rządziły legendarne „Hirołsy”, a zaraz za nimi w kolejce do tronu ustawiały się następne części Disciples. Nigdy nie miałem okazji sprawdzić w akcji żadnej z produkcji Triumph Studios, choć zdawałem sobie sprawę, że one również zasłużyły na miano klasyki. Kiedy więc dostałem propozycję napisania recenzji najnowszej odsłony cyklu, pomyślałem, że to właśnie ta chwila – najwyższy czas poznać się bliżej z bohaterami Wieku Cudów.

Oznacza to oczywiście, że choć strategie turowe to jeden z moich ulubionych typów gier, w przypadku tej konkretnej serii jestem nowicjuszem. Tym samym, pozbawiony balastu porównań z poprzednimi częściami, podszedłem do nowego Age of Wonders jako zupełny świeżak. Być może właśnie dzięki temu łatwiej było mi zaakceptować specyficzny klimat tej produkcji i docenić jej atuty. Tych bynajmniej nie brakuje, gdyż Planetfall to jedna z najlepiej zrealizowanych gier w swoim gatunku, która wciągnęła mnie bez reszty, już od pierwszej misji kampanii fabularnej...

Nowe Age of Wonders to w 100% science fiction.

POLSKA LOKALIZACJA

Odnalezienie się w interfejsie znacznie ułatwia fakt, że wszystkie teksty w grze dostępne są w rodzimej wersji językowej. Mimo to mam kilka zastrzeżeń do polskiej lokalizacji, gdyż miejscami odnosiłem wrażenie, że tłumacz nie znał lub nie brał pod uwagę kontekstu. Dotyczy to zwłaszcza dialogów i choć nie jest to problem powszechny, czasem prowadzi do zabawnych lub niezrozumiałych sytuacji. Zdarzyło mi się również trafić na tekst, który nie był w pełni przetłumaczony i pewne terminy pozostały, ujęte w nawiasy, w wersji angielskiej, co sprawiało wrażenie, jakby były jedynie przygotowane do translacji.

Zmierzch Związku Gwiezdnego

Przed premierą największe wątpliwości fanów serii budził niewątpliwie świat przedstawiony. Age of Wonders już od pierwszej odsłony kojarzone jest przecież z krainami fantasy, zamieszkałymi przez mityczne stwory i pełnymi magii. W Planetfallu dostajemy natomiast rasowe uniwersum science fiction, inspirowane nieco klimatem retro. Dodatkowo twórcy podeszli do tematu z dystansem. Akcja toczy się w bardzo odległej przyszłości, w której ludzkość stworzyła galaktyczne imperium, zwane Związkiem Gwiezdnym.

Choć potężny, związek ów ostatecznie rozpadł się w wyniku niewyjaśnionego kataklizmu, przez co większość zamieszkanych planet znalazła się de facto w stanie postapokalipsy. Z czasem z gruzów tej gigantycznej niegdyś cywilizacji zaczęły wyłaniać się nowe siły, zmierzające do realizacji własnych celów.

Sami przyznacie, że taki miks gatunkowy może budzić wątpliwości, zwłaszcza gdy większość graczy oczekiwała raczej bezpiecznego zestawu elfów i krasnoludów. Ten ryzykowny manewr zakończył się jednak powodzeniem. Wszystko jest tu mega hiper kwantowo-międzywymiarowe, przesadzone i jaskrawe niczym kolory na letnim festynie. Panowie z cygarami w ustach i ogromnymi karabinami ostrzeliwują się ogniem laserowym z Amazonkami ujeżdżającymi zmodyfikowane genetycznie dinozaury.

Całość jest jednak spójna i świadomie wykreowana, a przy tym zaprezentowana w naprawdę ładnej oprawie. Choć tego typu klimaty są już od jakiegoś czasu popularne, taka solidna i wciąż jednak egzotyczna w tym gatunku wizja świata naprawdę do mnie trafiła. To właśnie ciekawość tego, jakie jeszcze zakręcone technologie i jednostki będę mógł odkryć, była jednym z czynników, dla których miałem szczerą chęć przeć naprzód. Tu nic nie stoi na przeszkodzie, by zrealizować chore fantazje i zgrać umysły swoich obywateli na dysk komputera albo zamienić ich w roboty przemysłowe, zwiększając tym samym wydajność swoich fabryk.

Fabuła potrafi być zarówno zabawna jak i poważna.

Satyryczne podejście widać przede wszystkim w detalach. Przykładowo odkrycie kolejnych technologii przywołuje okno z odpowiednią grafiką i cytatem, co jest jawnym nawiązaniem do Cywilizacji. Cytaty owe należą jednak do fikcyjnych postaci z przyszłości i zawsze mają prześmiewczy charakter. Podobnie jest z projektami i opisem jednostek. W trakcie zabawy wiele razy natrafiałem na oddziały złożone z seksrobotów z poprzedniej ery. Występują one w wersjach dla obydwu płci i posiadają, pokazane w krzywym zwierciadle, cechy „idealnego mężczyzny” i „idealnej kobiety”.

Choć gra pełna jest takiego poczucia humoru, nie oznacza to, że fabuła okazuje się płytka. Autorzy dostarczają intrygujący świat i odwołując się do naszej nostalgii, zapełniają go zabawnymi nawiązaniami, ale zdarza im się też poruszać poważniejsze tematy.

Skąd, do cholery, wzięły się kosmiczne krasnale?!

Potencjał tego świata nie został na szczęście zmarnowany w kampanii fabularnej. Muszę wyznać, że w grach tego typu tryb kampanii nigdy nie był dla mnie główną atrakcją i miałem raczej tendencję do lekceważenia go i faworyzowania swobodnej rozgrywki. Tym razem z poczucia obowiązku odpaliłem kilka pierwszych misji fabularnych i ku własnemu zaskoczeniu odkryłem, że intryguje mnie, co będzie dalej, o co chodzi z tym kataklizmem i jak przedstawiona zostanie historia poszczególnych ras. Spora w tym rola wspomnianej wizji świata.

Pewnego razu jedna z moich sond zwiadowczych wleciała na teren dużego sektora mapy, w całości pokrytego ruinami miasta z wielką, grawitacyjną anomalią pośrodku. Ten imponujący widok sprawił, że faktycznie chciałem ustalić, co w tym miejscu zaszło i jak ja sam mogę to wykorzystać. Myślę, że gdyby akcja gry toczyła się w klasycznym świecie fantasy, takie sytuacje zdarzałyby mi się rzadziej.

Dzielni Żołnierze Kosmosu w akcji.

W odbiorze nie przeszkadza również fakt, że dialogi postaci są miejscami tak czerstwe, iż udaje im się osiągać poziom żartów z pewnego kultowego teleturnieju. Nadaje to jednak całości jeszcze bardziej komiksowy charakter, co dobrze współgra z przyjętą konwencją.

Kolejnym mocnym elementem kampanii fabularnej są rasy, których historię możemy obserwować. Znalazło się tu kilka naprawdę ciekawych koncepcji, jak na przykład żołnierze Awangardy, którzy po 200 latach w hibernacji wracają na tereny Związku Gwiezdnego, całkowicie zniszczonego przez wspomniany kataklizm. Nie są to pomysły wybitnie oryginalne, a jednak potrafią zaintrygować. W jaki sposób w tym postapokaliptycznym świecie pojawiła się rasa cyborgów – byłych obywateli, których umysły zostały scalone ze sztuczną inteligencją? Czy rasa zniewolonych owadów odnajdzie drogę do swojej ojczystej planety i skąd, do cholery, wzięły się te kosmiczne krasnale? Poszukiwanie odpowiedzi na te pytania potrafi być naprawdę zajmujące.

Zbuduj swojego wymarzonego obcego!

Nic nie stoi na przeszkodzie aby do boju poprowadzić też hordę bezlitosnych cyborgów.

Dostępne w grze strony konfliktu różnią się nie tylko wyglądem i historią. Choć każda z nich dysponuje podobną pulą jednostek, to jednak w szczegółach są one wyraźnie odmienne. Awangarda, z którą zacząłem przygodę, bazuje więc na zrównoważonej gospodarce i na jednostkach walczących na dystans. Gdy jakiś czas później spróbowałem swoich sił z rasą cyborgów, szybko zostałem zmuszony do kapitulacji, gdyż – jak się okazało – ci głównie walczą wręcz, a ich mocną stroną jest umiejętność pozyskiwania części z pokonanych wrogów.

Do pewnego stopnia dostępne rasy wpisują się więc w obowiązujące w gatunku schematy. Awangarda to tak naprawdę „standardowi ludzie”, cyborgi (Zgromadzenie) to „armia nieumarłych”, a Amazonki to takie „leśne elfy”. Nie mam jednak nic przeciwko takiemu rozwiązaniu, gdyż zostało ono zrealizowane dobrze, a poszczególne stronnictwa faktycznie wymuszają inny styl gry.

O ile na płaszczyźnie świata i fabuły Planetfall dość odważnie bawi się konwencją, tak pod względem rozgrywki stanowi syntezę sprawdzonych rozwiązań. Strony konfliktu możemy modyfikować za pomocą edytora przypominającego ten ze Stellaris, co daje duże możliwości ich personalizacji. Sama rozgrywka podzielona została na część strategiczną i taktyczną, przy czym ta pierwsza to po prostu wariacja na temat Cywilizacji. Rozwijajmy założone kolonie, odkrywamy nowe tereny i budujemy kolejne miasta.

Główną atrakcją jest tu zdecydowanie mapa świata – z całym mnóstwem detali. W każdym sektorze znajdziemy nie tylko odpowiednie zasoby surowców, ale też budynki pełniące różnorakie funkcje. Niektóre z nich dają niewielkie bonusy odwiedzającym je armiom, inne natomiast oferują stałe wsparcie dla naszej gospodarki, o ile uda nam się je przejąć. Nadaje to grze bardziej erpegowy charakter i często determinuje kierunek ekspansji. Dzięki temu też stale miałem wrażenie, że podróżuję przez planety spustoszonego imperium, pełne potężnych i zagadkowych instalacji oraz ruin.

Mapa strategiczna aż kipi od atrakcji.

O RASACH I TECHNOLOGIACH

W grze występuje w sumie sześć grywalnych ras, z których każda dysponuje własnymi jednostkami i specjalnymi mechanikami. Wybrać możemy też jedną z tzw. tajnych technologii, a więc odrębną gałąź drzewka technologicznego o określonej specjalizacji. Tych również jest sześć, w tym ścieżka mocy psionicznych, syntezy z SI czy rozwoju broni masowej zagłady. Dają one dostęp nie tylko do konkretnych perków, ale też nowych oddziałów, co wyraźnie wpływa na przebieg rozgrywki. Ponadto modyfikować możemy naszego głównego bohatera, decydując o jego roli na polu bitwy.

Choć edytor dowódców, pozwalający na wymienione operacje, nie jest tak rozbudowany jak we wspomnianym Stellaris, to i tak oferuje spore możliwości personalizacji i eksperymentowania z różnymi buildami.

Wiele dróg do zwycięstwa

W trybie strategicznym sporą rolę odgrywa też dyplomacja i działania wywiadowcze. Te drugie mają nawet własne drzewko technologiczne i potrafią faktycznie wpłynąć na przebieg rozgrywki. W wielu grach 4X brakowało mi właśnie podkreślenia roli wywiadu w zarządzaniu państwem, podczas gdy w Planetfallu tajne operacje strategiczne mają właściwą im moc rażenia.

Zwycięstwo osiągnąć można w drodze podboju, dyplomacji lub dominacji gospodarczej.

Pewnego razu mierzyłem się z poważnym niedoborem energii, balansując przez kilka tur na krawędzi deficytu. Po jakimś czasie otrzymałem raport, z którego wynikało, że sąsiednie imperium zorganizowało na moim terenie siatkę szpiegowską specjalizującą się w kradzieży tego surowca. Zamiast budować kolejne elektrownie, zainwestowałem w kontrwywiad i tym samym uchroniłem swoją gospodarkę, odcinając przy okazji przeciwnika od dodatkowego źródła zarobku.

Niestety, na zarządzaniu samą ekonomią nieco się zawiodłem, gdyż odniosłem wrażenie, że ten element gry został przez autorów niepotrzebnie uproszczony. Całość oparta jest na systematycznej ekspansji, która poprzez przyłączanie kolejnych sektorów regularnie dostarcza niezbędnych zasobów. Poza kilkoma wyjątkowymi sytuacjami nie miałem więc problemu z balansem zasobami i utrzymaniem zrównoważonego rozwoju. Brakuje też trochę mechaniki robotników znanej z serii Sida Meiera. Tu po prostu przyłączamy sektor i wybieramy jego specjalizację, a miło byłoby popatrzeć, jak z tury na turę potężna siła robocza naszego kraju zmienia krajobraz na mapie.

Planetfall: Enemy Unknown

Typowy przedstawiciel Awangardy.

Nowe Age of Wonders pełnymi garściami czerpie inspiracje również z innej znanej marki studia Firaxis. Cały taktyczny segment zabawy wzorowany jest na nowych odsłonach serii XCOM. Gdy dochodzi do walki, przenosimy się na mapę pola bitwy i w systemie turowym prowadzimy manewry naszej armii. Potencjał tego rozwiązania jest ogromny. Na przebieg i wynik starcia wpływa wiele czynników – od rozłożenia osłon na mapie, przez wyposażenie i umiejętności naszych jednostek, po specjalne wydarzenia charakterystyczne dla różnych rodzajów terenu. Choć mnogość opcji, jakie oferuje system walki, może początkowo przytłoczyć, szybko staje się on jeszcze jednym atutem omawianej produkcji.

W ramach postępów w zabawie zaczynamy bowiem zauważać, jak kolejne elementy tej skomplikowanej układanki mogą wpłynąć na nasz sukces na polu bitwy. Dowodząc jednostkami Awangardy w pierwszych etapach gry, często od razu zalewałem wroga ogniem ciągłym. Nie przynosiło to wymiernych efektów i nieraz, nawet w prostych starciach, ponosiłem straty. Z czasem zacząłem dopuszczać przeciwnika bliżej, czekając z ostrzałem, aż się odsłoni, co znacznie poprawiło moje wyniki. Takich intuicyjnych mechanik jest tu mnóstwo, a ich odkrywanie sprawia ogromną satysfakcję.

To właśnie konieczność ciągłego podnoszenia umiejętności samego gracza jest moim zdaniem największą zaletą systemu walki w Planetfallu. Gra zmusza do stałej nauki i rozważania dostępnych opcji. Jednocześnie proces ten jest przyjemny i satysfakcjonujący, gdyż bardzo szybko zaczynamy widzieć jego efekty. Dzięki temu też bitwy okazują się niezwykle angażujące – nawet podobne do siebie potyczki oznaczają często testy nowych strategii, modyfikacji czy wyposażenia naszych oddziałów. Ostatecznie dochodzimy momentu, kiedy nawet jeden lekkozbrojny kolonizator potrafi po 15-minutowym thrillerze wyjść zwycięsko ze starcia z hordą przerośniętych robali.

O kierunkach ekspansji decydują nie tylko surowce ale też rozmieszczone na mapie budowle.

NAJLEPSZA STRATEGIA NA KONSOLE?

Age of Wonders: Planetfall ogrywałem w wersji na PS4. Choć szeroko pojęte gry strategiczne są w dalszym ciągu domeną PC, omawiany tytuł pokazuje, że przynajmniej strategie turowe mogą z powodzeniem trafiać również na konsole.

Największym problemem w takich sytuacjach jest oczywiście sterowanie, jednak z tym deweloperzy poradzili sobie naprawdę nieźle. Zarówno mapa strategiczna, jak i taktyczna podzielone zostały na hexy, dzięki czemu nawet pad okazuje się wystarczająco precyzyjny, by skutecznie zarządzać jednostkami. Przez cały czas gry ani razu nie miałem problemu z zaznaczaniem swoich oddziałów lub posyłaniem ich w odpowiednie miejsca. Trochę gorzej wygląda nawigacja w interfejsie i tu myszka faktycznie mogłaby poprawić komfort działania, jednak problemy te wynikają raczej z ilości dostępnych okien niż z rodzaju samego kontrolera.

Na pochwałę zasługuje również tryb podpowiedzi uruchamiany za pomocą touchpada. Pozwala on w intuicyjny sposób na wyświetlanie pomocy kontekstowej, co bardzo przydaje się w trakcie zabawy. Dodatkowy plus stanowi także fakt, że na dużym ekranie mapa strategiczna wygląda po prostu bajecznie.

Mając na uwadze poziom, jaki prezentuje dzieło studia Triumph, jest ono w tym momencie chyba najlepszą grą strategiczną dostępną na konsole obecnej generacji

Ogrom możliwości

Imponuje zarówno ogrom możliwości, jak i głębia, jaką oferują bitwy w Planetfallu. Armie składają się z maksymalnie sześciu jednostek (wśród nich bohater), a każdą nich możemy uzbroić w trzy dodatkowe elementy ekwipunku (tych jest cała masa). Oddziały poszczególnych frakcji mają własną specyfikę działania, a w jednej bitwie może brać udział nawet siedem takich armii! Do tego dochodzą wspomniane już warunki klimatyczne, podział na oddziały piechoty, pancerne i lotnicze, a także bitwy morskie oraz specjalne perki w postaci operacji taktycznych. Opanowanie tego wszystkiego to zabawa na naprawdę długie miesiące.

Ilość informacji jakie otrzymujemy co turę potrafi być zaporowa.

Z drugiej jednak strony czyni to z Age Of Wonders: Planetfall produkt skierowany do konkretnej grupy odbiorców. Gracze, którzy lubią zdobywać wiedzę na temat gry i odkrywać kolejne aspekty jej skomplikowanej mechaniki, bez wątpienia świetnie się tu odnajdą. Jednak nawet oni będą musieli zmierzyć się z największą wadą tej pozycji. Cechą tego typu produkcji jest bowiem zawsze nie tylko duży poziom trudności, ale też wysoki próg wejścia. Planetfall w tym aspekcie również zawiesza poprzeczkę wysoko, głównie za sprawą interfejsu użytkownika.

Nie jest on skonstruowany źle, jednak zalewa gracza taką masą informacji, że trzeba się przez nie przedzierać z maczetami. Nieraz zwyczajnie nie chciało mi się czytać kolejnej ściany tekstu, jaka przede mną wyrosła, a przecież te wszystkie statystyki trzeba jeszcze przyswoić i usadowić w informacyjnym kontekście, który z każdą turą się powiększa. Nie oczekuję od gier strategicznych łatwej rozrywki, niemniej chcę, aby interfejs, jaki mi udostępniają, pozwalał szybko dotrzeć do tego, co mnie w danej chwili interesuje.

W Planetfallu łatwo pogubić się w kolejnych oknach i odnaleźć w zupełnie nieoczekiwanym miejscu. Do dziś nie udało mi się ustalić, gdzie znajdę kilka istotnych dla mnie informacji, choć jestem pewien, że gdzieś tam je zawarto. Podejrzewam też, że w dużej mierze wynika to z faktu, iż testowałem konsolową wersję gry, która – choć jest moim zdaniem zrealizowana fantastycznie – to jednak wciąż ustępuje klasycznemu sterowaniu na PC.

Wiek nie tylko cudów

Skoro mowa o wadach, pozwolę sobie wytknąć kilka drobiazgów. Zacznijmy od tego, że mapy, na których toczymy bitwy, są relatywnie niewielkie, a do tego zapełnione masą elementów. Wraz z faktem, iż gra okazuje się niezwykle kolorowa, powoduje to, że sytuacja na polu bitwy potrafi być niejasna, gdyż na ekranie widnieje wielobarwny miszmasz.

Mam też pewne zastrzeżenia do warstwy audio. O ile muzyka dobrze oddaje klimat zabawy, tak niektóre elementy udźwiękowiania mógłby ulec poprawie. Dotyczy to zwłaszcza odgłosów walki, bowiem trudno mi zaakceptować, że ostrzał moich żołnierzy brzmi jak salwa z kapiszonów. Denerwowały mnie również niektóre kwestie mówione. Gdy otwierając okno dyplomacji, usłyszałem po raz kolejny: „Masz wiadomość!”, po prostu wyłączyłem lektora.

Nawet mapy generowane losowo robią wrażenie.

O ile powyższe uwagi mają raczej charakter czepialski, tak zdarzyło mi się doświadczyć też bardzo nieprzyjemnego glicza. Dotyczył on specjalnego widoku mapy strategicznej, w którym możemy obserwować jej podsumowanie gospodarcze. To bardzo przydatny tryb, z którego korzystałem niemal zawsze przy podejmowaniu decyzji o założeniu nowej kolonii lub przyłączeniu kolejnego sektora.

Niestety, w trakcie gry w otwartym scenariuszu, gdzieś około 80 tury, zaczął on crashować konsolę. Za każdym razem, gdy chciałem go użyć, po kilku sekundach oglądałem menu główne PS4, a w kilku wypadkach musiałem ponownie uruchamiać urządzenie. Praktycznie uniemożliwiło to dalszą zabawę w tym scenariuszu, co oczywiście zrodziło frustrację. Przytrafiło mi się to wprawdzie tylko w tej jednej rozgrywce, niemniej mam nadzieję, że twórcy usuną ten problem w kolejnych łatkach.

Ostry atak syndromu jeszcze jednej tury

W kampanii możemy na przemian rozgrywać misje różnych ras, co daje ciekawy efekt fabularny.

Age of Wonders: Planetfall nie jest grą idealną, ale zdecydowanie jedną z lepszych w swoim gatunku. Po pierwszym odpaleniu spędziłem z nią cały weekend, wstając z kanapy tylko w sytuacjach, w których było to absolutnie konieczne.

Prawie wszystko zostało tu zrealizowane na wysokim poziomie. Świat, który przed premierą budził tyle obaw, okazał się strzałem w dziesiątkę. Nieco satyryczna i komiksowa konwencja idealnie wpisała się we współczesne trendy. Natomiast połączenie najlepszych cech Cywilizacji i XCOM-a dało grę tak wciągająca, że stosowne ostrzeżenie powinno być umieszczane na pudełkach. „Syndrom jeszcze jednej tury” jest tu obecny od samego początku i działa tak intensywnie, że pisząc te słowa, już myślę o powrocie do gry.

Age of Wonders: Planetfall jest też doskonałym przykładem tego, że przeżywamy dziś nową złotą erę gier strategicznych. To kolejny tytuł, przy którym fani tego typu rozrywki będą się wyśmienicie bawić. Nawet wspomnianych kilka drobnych potknięć nie psuje ogólnego wrażenia. Jestem pewien, że produkcja ta na stałe wyląduje na mojej półce i wielokrotnie będę do niej wracać. Muszę Was jednak ostrzec, że galaktyczny Wiek Cudów bezlitośnie pożre zapasy Waszego wolnego czasu.

O AUTORZE

Jak zaznaczyłem na wstępie, Age of Wonders: Planetfall stanowi mój debiut w tej serii, którego zdecydowanie nie żałuję. Z grą spędziłem około 30 godzin, co w żadnym wypadku nie wystarczyło, by poznać ją dogłębnie. Mimo to w tym czasie udało mi się rozegrać część kampanii fabularnej oraz dwa duże scenariusze. Przetestowałem też kilka z dostępnych ras, jednak mnogość kombinacji, w jakich te mogą występować, sprawia, że czeka mnie jeszcze długa droga do poznania wszystkich opcji, jakie oferuje ten tytuł.

ZASTRZEŻENIE

Egzemplarz gry do recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od polskiego dystrybutora, firmy CDP.

TWOIM ZDANIEM

Wolisz strategie turowe, czy w czasie rzeczywistym?

Turowe
52,1%
W czasie rzeczywistym
47,9%
Zobacz inne ankiety
Recenzja gry Age of Wonders: Planetfall – barman, Cywilizację z XCOM-em proszę
Recenzja gry Age of Wonders: Planetfall – barman, Cywilizację z XCOM-em proszę

Recenzja gry

Twórcy kultowej serii przenieśli się w daleką przyszłość, skorzystali ze sprawdzonych wzorców i stworzyli grę, w której będziemy się bawić przez lata. Age of Wonders: Planetfall to udana strategia, której warto wybaczyć drobne potknięcia.

Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne
Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne

Recenzja gry

Laysara: Summit Kingdom jest doskonałą pozycją dla graczy, którzy uwielbiają logistyczne przeszkody stające na drodze do budowy miasta idealnego. Polskie studio Quite OK Games zdecydowanie wie, co robi, oby tylko Early Access okazał się dla niego łaskawy.

Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie
Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie

Recenzja gry

Polski średniowieczny city builder Manor Lords ma potencjał, by okazać się jedną z najciekawszych gier tego roku. Jak jednak wygląda na początku swojej przygody z Early Accessem? I czy spełnia pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem.