Recenzja gry Conan Exiles – nie tylko falujące fallusy
Czy sieciowy survival w uniwersum Roberta E. Howarda ma rację bytu? Jeśli przymkniemy oczy na kilka wad oraz niedoróbek, to zobaczymy całkiem udany tytuł. Bunkrów co prawda nie ma, ale…
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Funcom ma już na swoim koncie jedną grę w uniwersum Conana Barbarzyńcy. Mowa o MMORPG zatytułowanym Age of Conan: Hyborian Adventures, które przeszło długą drogę tylko po to, by utkwić w nicości. Jego survivalowy krewniak raczej nie podzieli tego samego losu. Deweloperzy wzięli sobie bowiem do serca uwagi graczy i na premierę przygotowali sporo niespodzianek.
Jeśli zdecydowaliście się wypróbować Conan Exiles we wczesnym dostępie, serdecznie polecam uruchomić ten tytuł ponownie. Po niemal półtora roku pobytu w usłudze Early Access sieciowa walka o przetrwanie nabrała kształtów i wygląda lepiej niż na początku. Twórcy nie próżnowali, poprawili system potyczek, dodali nowe tereny, ulepszyli kilka mechanik. Problem tylko w tym, że to nadal trochę za mało.
Zaczynamy na krzyżu
- świat Conana Barbarzyńcy;
- system niewolników oraz mechanizm ich łapania;
- możliwość wcielenia się w boga;
- rozbudowane opcje tworzenia oraz rozwijania postaci;
- duży, zróżnicowany świat;
- tryb dla jednego gracza.
- toporny system walki;
- mnóstwo błędów i niedoróbek;
- mała liczba oficjalnych serwerów;
- nie zawsze widać, że gra wyszła z wczesnego dostępu.
Tworząc swojego wygnańca, korzystamy z wielu opcji modyfikowania jego wyglądu czy cech. Mamy wpływ na rasę i wiarę, a do dyspozycji całkiem szczegółowy kreator postaci. Na tyle, że możemy zadecydować o wielkości przyrodzenia męskiego osobnika. Swoją drogą to właśnie z tego powodu podczas pierwszych zapowiedzi było głośno o Conan Exiles. Jest to jakiś sposób na reklamę, chociaż ów atrybut męskości w samej grze nie ma większego znaczenia. Ot, zwykła kwestia estetyczna. Ze swej strony dodam, że sprzęt obijający się o kolana nie jest czymś atrakcyjnym. Mimo to graczy hojnie wyposażających pod tym względem swoich bohaterów nie brakuje.
W odróżnieniu od innych sandboksowych survivali omawiana produkcja może pochwalić się klimatycznym wstępem. Nasz heros wisi na krzyżu z informacją o popełnionych zbrodniach. W końcu sam Conan Barbarzyńca oswabadza nas z więzów i wypuszcza na wolność. Lądujemy na pustyni, mając na sobie jedynie przepaskę na biodrach oraz dziwną bransoletę. Tak rozpoczyna się nasza walka o przetrwanie.
Sieciowy survival z fabułą!
Gra nie prowadzi nas krok po kroku, chociaż daje sporo wskazówek. Pojawił się dziennik, który z grubsza określa cele gracza. Dzięki temu nie jesteśmy tak bardzo zagubieni, a za wykonywanie zadań otrzymujemy punkty doświadczenia. Sama fabuła nie ma jednak w Conan Exiles większego znaczenia. Trafiamy na pustkowia, z których nie możemy uciec – dochodząc do krańca mapy, natykamy się na „ścianę”. Zostało to wytłumaczone faktem, iż bransoleta więzi naszą duszę w tym regionie, a filary na krańcach odpowiadają za funkcjonowanie całego systemu. Zdjęcie biżuterii powoduje nasz natychmiastowy zgon, więc teoretycznie nie ma ratunku.
Historię poznajemy podobnie jak w serii Dark Souls. Podczas wędrówki zdobywamy różne przedmioty, jak broń, notatki czy księgi. Większość z nich zawiera informacje na temat świata gry. Takie rozwiązanie sprawia, że z jednej strony fani fabuły mają tu czego szukać. Z drugiej zaś osoby niezainteresowane tym aspektem nie odniosą wrażenia, że coś jest im z góry narzucane. Smaczków oraz odniesień do uniwersum Roberta E. Howarda nie brakuje, ale samą historię należy traktować jako pretekst do grania, a nie ostateczny cel.