Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 stycznia 2003, 15:47

autor: Borys Zajączkowski

Legion - recenzja gry

Legion to strategia pozwalająca graczom stać się wielkim Imperatorem Starożytnego Rzymu i rozwijać swoje państwo. Gra ideowo bazuje na znanym przeboju z początku lat 90-tych Centurion.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Fanatycznie wielbię turowe gry strategiczne. Uwielbienie to wynika po części z wrodzonego i dopielęgnowanego lenistwa ruchowego, lecz również z zainteresowania regułami – lubię, gdy rywalizacja odbywa się zgodnie ze ściśle określonymi zasadami, które nie odmieniają się z czasem. Cecha ta nie występuje w strategiach czasu rzeczywistego, w których jedną z fundamentalnych zasad jest: „kto szybciej klika myszką, ten szybciej buduje i częściej w polu wygrywa”. Tym samym z biegiem czasu i postępem zmęczenia w nadgarstku kuleć zaczynają przyjęte rozwiązania strategiczne. Dlatego erteesy traktuję raczej jako podgatunek gier zręcznościowych niźli jakichkolwiek innych. Niestety podobni mi fanatycy mają ostatnimi czasy niełatwe życie, gdyż gier turowych pojawia się jak na lekarstwo od czasu, gdy komputery stały się dość szybkie, by umożliwić grom taktyczne kalkulacje w czasie rzeczywistym. Wierzę jednak, że ten szlachetny gatunek nie wyginie, a na poparcie swojej wiary mam niezachwianą popularność podstawowej turówki, która mimo swoich kilku tysięcy lat ma się wciąż dobrze – szachów. Dlatego jeśli tylko w zasięgu moich łap pojawi się jakakolwiek gra oparta na podziale czasu na tury, rzucam się na nią zauważalnie wygłodniały. Często przez długi czas nie dostrzegając oczywistych jej przywar.

W połowie 1990 roku, nakładem Bits of Magic ukazała się interesująca gra strategiczna pt. „Centurion”. Dzięki niej gracz zyskiwał możliwość stanięcia na czele rzymskich legionów w trzecim wieku p.n.e. oraz ruszenia na podbój ówczesnej Europy. To, czym „Centurion” odbiegał od wszelkich innych gier strategicznych, to pomysł, by gracz nie miał kontroli nad swoimi oddziałami podczas walki. W pierwszej chwili może to zabrzmieć nieco dziwacznie, lecz po chwili zastanowienia dojdziemy do wniosku, że na tym właśnie polegały realia toczenia bojów w zamierzchłych czasach. Głównodowodzący acz nie wszechwładny wódz zajmował miejsce na wzgórzu, rozsyłał gońców z rozkazami do poszczególnych rozdziałów i nakazywał atak. Od tego momentu podlegli mu wojacy zdani byli już jedynie na siebie, wódz zaś, nie będąc już w stanie wpłynąć na kierunek przechylania się szali zwycięstwa, ukojenie znaleźć mógł jedynie w obgryzaniu paznokci lub waleniu głową w rękojeść miecza. Tak było w „Centurionie” i tak jest w „Legionie” – w grze, która na swój sposób wnosi do gatunku powiew świeżości, bo chociaż jest remakiem tego pierwszego, to przecież po trzynastu latach raczej nikt już w niego nie gra. W mój wywód o realiach minionych bitew wkradła się spora doza demagogii i każdy, kto chociażby oglądał „Bravehearta”, musiał wyczuć ten fałsz – były sposoby, by przekazywać swoim oddziałom rozkazy w miarę rozwijania się sytuacji na polu bitwy. W „Legionie” tak się nie dzieje, co jest przyczynkiem do sporego zawodu, jaki stał się moim udziałem. Oto kolejna gra oparta na dobrym pomyśle okazuje się średnio wciągającą zabawką, dobrą na jakiś czas, ale nie na długie zimowe wieczory.

A pomysł jest zacny. „Legion” daje graczowi do wyboru kilka kampanii, które rozgrywać się mogą na mniej lub bardziej historycznych terenach: Galia, Hiszpania, Italia, Pola Elizejskie, Południowa Brytania, Północna Brytania. Każda z wymienionych map podzielona jest na prowincje należące do różnych nacji, które w zależności od sytuacji mogą się zwalczać lub sprzymierzać ze sobą, a wszystko po to, by zdobyć dominację nad regionem. Dla przykładu na mapie Galii gracz może przyjąć na swoje barki odpowiedzialność za: Germanów, Menappów i Morinów, Belgów, Armorykan, Akwitańczyków, Helwetów, Basków, Rzymian oraz Galów: zaalpejskich, wschodnich, zachodnich, południowych i centralnych. W każdej z prowincji znajduje się kilka miast – przeważnie od 2 do 6 – i w trakcie rozgrywki nie ma możliwości budowy kolejnych. Aby osiągnąć zwycięstwo gracz nie jest zmuszony podbić wszystkich dookoła i zabić wszystko, co się rusza, lecz zdobyć panowanie nad 40% terenu oraz stać się o 25% potężniejszym od najbliższego jego adwersarza. Dzięki takiemu podejściu w kolejnych partiach, nawet grając tą samą nacją, można popróbować różnych kierunków natarcia i wygranej na drodze podbijania ziem innych narodów.

Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization
Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization

Recenzja gry

Millennia miały doprowadzić do ekstremum to, co najlepsze w serii Civilization. Niestety, twórcom przyszło do głowy nazbyt wiele pomysłów, jak tego dokonać, i potknęli się o własne nogi.

Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały
Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały

Recenzja gry

Zdawałoby się, że przepis na współczesnego city buildera jest prosty – robimy to, co wszyscy, dodajemy tylko jakąś oryginalną nowinkę – i gotowe, pora na CS-a. Na szczęście polscy deweloperzy z Eremite Games podeszli do sprawy zupełnie inaczej.

Recenzja Cities: Skylines 2 - ten city builder potrzebuje przebudowy
Recenzja Cities: Skylines 2 - ten city builder potrzebuje przebudowy

Recenzja gry

Fani city builderów musieli długo czekać na kolejną odsłonę gry o tworzeniu nowoczesnych miast. Cities: Skylines 2 nie wprowadza rewolucji do gatunku i boryka się z technicznymi problemami. Nadal jednak wciąga na długie godziny.