autor: Jacek Piekara
The Elder Scrolls III: Morrowind - recenzja gry
Kontynuacja jednej z największych serii gier cRPG The Elder Scroll III: Morrowind to już trzecia epicka przygoda rozgrywająca się w olbrzymim świecie imperium Tamriel.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
To już trzecia odsłona Elder Scrolls, cyklu który wśród miłośników role-playing zrobił istną furorę. Daggerfall (część druga serii) był programem jak na tamte czasy (a w dużej mierze, jak i na dzisiejsze) wręcz niewiarygodnie opracowanym. Ogromny świat i pełna dowolność jego zwiedzania, setki miast i miasteczek, setki zadań, zleceń oraz misji, przeogromne, wielopoziomowe (zauważcie słowo: wielopoziomowe! Jak na owe czasy był to ewenement) labirynty, w których roiło się od wrogów. Penetrowanie tego wspaniałego świata tak mnie wciągnęło, że zapomniałem o właściwej misji i zająłem się tylko i wyłącznie eksploracją, handlem oraz zyskiwaniem coraz wyższego statusu w gildiach. Autorzy zresztą dobrotliwie pozwalali na taki zabieg i nie zmuszali gracza, aby koniecznie podążał wymyśloną przez nich ścieżką scenariusza. Daggerfall zasłynął również z innego powodu. Z uwagi na niespotykaną w tamtych dobrych czasach liczbę zawinionych przez programistów błędów ochrzczono go Buggerfallem. Nie dość, że prawdziwie, to i dowcipnie...
Zrozumiałe, że jako miłośnik Daggerfalla z nadzieją i niepokojem czekałem na Morrowind. W końcu świat RPG pomknął naprzód niczym stukonny rydwan i bardzo mnie interesowało, czy autorzy z Bethesdy okażą się tymi, którzy w owym rydwanie powożą, czy też tymi, którzy są ciągnięci po piachu i nie mają pojęcia, co się z nimi tak naprawdę dzieje. Sądzę, że po raczej niemiłych doświadczeniach z Pool of Radiance II oraz Might&Magic IX były to przemyślenia całkiem zasadne. Dodatkowo atmosferę podsycało to, że prezentowano na Sieci i w magazynach komputerowych wiele screenów, które posiadaczom dobrych kart i szybkich procesorów obiecywały istną ucztę dla oka.
Pierwszy akt: zawisa strzelba
No to teraz przejdźmy do najważniejszego pytania: spełnił Morrowind nadzieje, które w nim pokładałem, czy nie? I jak na większość trudnych pytań odpowiedź nie może być jednoznaczna. Zastanówmy się przez chwilę, co to jest w ogóle Morrowind? Czy jest to zapakowana w pudełko gra z instrukcją, program, który instalujesz i w który grasz? Kiedy mówimy o grach komputerowych w 99 procentach wypadków odpowiedź jest oczywista, a pytanie wydaje się dość durnowate. Jednak z Morrowindem sprawa nie jest taka prosta. Gra obrosła w setki mniej i bardziej profesjonalnie przygotowanych modów. Przepatrzyłem dość dokładnie strony internetowe poświęcone tym modom i totalnie się zachwyciłem. Nowe miasta, nowe światy, nowe potwory i artefakty, nowe budynki, nowe możliwości, inne linie scenariuszowe. Do wyboru, do koloru. Jednak na użytek niniejszej recenzji zapomnijmy o tym wszystkim. Tu recenzować mam grę, którą kupiłeś w sklepie (odautorski produkt), a nie jej potencjalne możliwości rozwoju. Artykuł o fenomenie Morrowinda, społeczności graczy i budowaniu modów to zupełnie inna bajka...