10 rzeczy, które uratowały złe filmy przed katastrofą
Mało jest filmów, które miałyby same wady. Zawsze znajdzie się choćby jedna zaleta ratująca dzieło od zyskania miana kompletnej katastrofy. Te produkcje mogły być tragiczne, ale dzięki pewnym elementom stały się troszkę mniej złe.
Spis treści
- 10 rzeczy, które uratowały złe filmy przed katastrofą
- Batman v Superman: Świt sprawiedliwości (Batman v Superman: Dawn of Justice) – Batman Bena Afflecka
- Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi (Star Wars: The Last Jedi) – powrót Yody i wykorzystanie Mocy
- Transformers: Zemsta Upadłych (Transformers: Revenge of the Fallen) – wielka rodzina robotów
- Hellboy (2019) – rola Davida Harboura
- Wolverine (The Wolverine) – sceny akcji i stary, dobry Hugh Jackman
- Van Helsing – dużo kampu i przekonujące potwory
- Jurassic World: Upadłe królestwo (Jurassic World: Fallen Kingdom) – dinozaury
- Godzilla (1998) – Godzilla i jej potężny przemarsz przez Nowy Jork
- Kowboje i obcy (Cowboys & Aliens) – pomysł na połączenie westernu z science fiction
Van Helsing – dużo kampu i przekonujące potwory
- Co to: dla niektórych satysfakcjonujący kamp, dla innych gotycka kaszana
- Rok premiery: 2004
- Reżyseria: Stephen Sommers
- Gdzie obejrzeć: Netflix, Amazon Prime Video, Chili, iTunes Store, Rakuten
I znowuż mamy do czynienia z filmem z udziałem Hugh Jackmana, ale tym razem jego obecność nie pomogła. Bo i może nieźle radzi sobie w Van Helsingu jako tytułowy bohater, ale na niewiele się to zdaje, bo nie domaga sam scenariusz (którego mocnymi punktami zdecydowanie nie są dobrze zarysowane postacie). Ten blockbuster to przede wszystkim akcja i efekty specjalne, daleko mu do gotyckiego klimatu Draculi Francisa Forda Coppoli czy artyzmu Nosferatu wampira Wernera Herzoga.
Właśnie za tę bezbarwność krytycy wręcz zmiażdżyli Van Helsinga, nie dostrzegając w nim ani grama charakteru. Znajdą się jednak widzowie, którzy ów film uważają za dzieło iście kampowe, bazujące wręcz na swojej prostocie i prymitywności w pozytywnym tych słów znaczeniu. Bo trzeba przyznać, że Stephen Sommers poleciał na całość, nie bojąc się zamieścić w swoim filmie atrakcji wszelkich maści – szczególnie „atrakcji” w postaci potworów.
Mamy tu całą gamę wampirów, zobaczyć można również uwielbiane przez wielu wilkołaki. Znajdzie się także miejsce dla starego dobrego potwora Frankensteina, a okoliczne wioski nawiedzają damy Draculi w postaci harpii. Krótko mówiąc, Van Helsing ma tu na kogo polować, a widz nie powinien narzekać na nudę. Jeżeli więc tolerujecie spore ilości głupoty i dajecie się często ponieść rozrywce w jej najprostszym wydaniu, to kto wie, może to film dla Was.