10 rzeczy, które uratowały złe filmy przed katastrofą
Mało jest filmów, które miałyby same wady. Zawsze znajdzie się choćby jedna zaleta ratująca dzieło od zyskania miana kompletnej katastrofy. Te produkcje mogły być tragiczne, ale dzięki pewnym elementom stały się troszkę mniej złe.
Spis treści
- 10 rzeczy, które uratowały złe filmy przed katastrofą
- Batman v Superman: Świt sprawiedliwości (Batman v Superman: Dawn of Justice) – Batman Bena Afflecka
- Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi (Star Wars: The Last Jedi) – powrót Yody i wykorzystanie Mocy
- Transformers: Zemsta Upadłych (Transformers: Revenge of the Fallen) – wielka rodzina robotów
- Hellboy (2019) – rola Davida Harboura
- Wolverine (The Wolverine) – sceny akcji i stary, dobry Hugh Jackman
- Van Helsing – dużo kampu i przekonujące potwory
- Jurassic World: Upadłe królestwo (Jurassic World: Fallen Kingdom) – dinozaury
- Godzilla (1998) – Godzilla i jej potężny przemarsz przez Nowy Jork
- Kowboje i obcy (Cowboys & Aliens) – pomysł na połączenie westernu z science fiction
Hellboy (2019) – rola Davida Harboura
- Co to: przeciętny reboot filmu o umięśnionym diable z giwerą
- Rok premiery: 2019
- Reżyseria: Neil Marshall
- Gdzie obejrzeć: Player, Canal+
Hellboy z 2004 roku w reżyserii Guillermo del Toro był naprawdę czymś świeżym w erze powoli rozwijającego się kina superbohaterskiego. Kawał mięsistego, podszytego horrorem urban fantasy dla dużych chłopców i dziewczynek. A to wszystko z charyzmatycznym, znakomicie odegranym demonicznym protagonistą, tętniącym życiem światem przedstawionym i komiksową brutalnością. Niestety wszystko to, co prezentował sobą ów film, zostało zaprzepaszczone w reboocie powstałym kilkanaście lat później.
Komu ten nowy twór potrzebny? Nie mam najmniejszego pojęcia, ale istnieje, więc musimy się z nim zmierzyć. Niby to wszystko takie niegrzeczne i dla dorosłych, niby ma budzić większe emocje i kontrowersje, ale… nie. Zwykła, niepewna siebie chałtura powstała w przypływie chwili, która posłuży jedynie przyszłym uczniom szkół filmowych jako przykład blockbustera doszczętnie spartaczonego. Obronną ręką wychodzi z niego tylko jedna rzecz, a raczej człowiek. Mowa o Davidzie Harbourze.
Fani skazywali go na pożarcie pomimo znakomitej roli policjanta Jima Hoppera w Stranger Things, ale było to zrozumiałe, gdyż nieładnie jest naruszać święta pozycję Rona Perlmana, który był Hellboyem idealnym. Należy jednak oddać Harbourowi szacunek, bo nie ugiął się pod presją tłumu i odnalazł się jako diabelski zawadiaka w stylowym płaszczu. Mówcie, co chcecie, ale o prawdziwym talencie aktora świadczy również fakt, że potrafi wziąć na klatę fatalny scenariusz i wyjść z takowego starcia z twarzą.